Tajemnicza autorka na łamach naszego portalu i gazety dzieli się z Wami ponownie swoją twórczością. Wiecie już, co stanie się z główną bohaterką opowiadania? Zapraszamy na szósty odcinek „Weronika odchodzi”.
[button link=”https://petronews.pl/petroniusz/tag/weronika-odchodzi/” size=”medium” target=”new” color=”orange”]Wszystkie wpisy o Weronice[/button]
[dropcap]S[/dropcap]zczegóły wydarzeń z czasów nauki w liceum, a potem na studiach, już dawno zatarły się w pamięci Weroniki. Najważniejsze fakty z tych lat wyświetlały się w jej umyśle, niczym kadry z widzianego dawno temu filmu. W dodatku był to film, w którym nie ona grała główną rolę. Jego bohaterką była bowiem zupełnie inna Weronika – przede wszystkim młodsza i piękniejsza, ale także radośniejsza i bardziej optymistycznie patrząca na świat. Do pamiętnika sięgnęła z podobnym wrażeniem, zupełnie jakby za chwilę miała poznać sekrety koleżanki lub co najwyżej siostry. Rozemocjonowana otworzyła obszerny brulion na przypadkowej stronie, tak jak miała w zwyczaju robić z każdą nową książką, którą brała do ręki. Najczęściej brakowało jej czasu, by ją potem całą przeczytać, a te kilka zdań, które teoretycznie przypadkowo wybierała, uważała za swoistą puentę danej książki i przesłanie autora skierowane specjalnie do niej.
– Co nastoletnia Weronika mogłaby ciekawego przekazać mnie – trzydziestoczteroletniej kobiecie, matce i żonie? – pomyślała i zaczęła czytać zapisane siedemnaście lat wcześniej przez siebie zdania… Była to lista, co Weronikę zupełnie zaskoczyło. Nie pamiętała, żeby taką kiedyś sporządziła. Dużymi, pogrubionymi literami, jej charakterem pisma, na górze strony widniał jednak nagłówek: Lista marzeń – oczywiście do zrealizowania i data: 21 lipca 1996 r. Nie mogła mieć zatem wątpliwości – to był jej spis marzeń! Marzeń, zamkniętych w dziesięciu punktach… – Czy któreś z nich zrealizowałam? – z ogromną ciekawością i jednocześnie lękiem Weronika spojrzała na pierwsze zdanie: Nauczę się latać szybowcem (wolałabym zostać pilotem zawodowym, wojskowym, ale wiem już, że w moim przypadku to niemożliwe) – przeczytała zaskoczona. Jak przez mgłę stopniowo przypominała sobie teraz, że jako nastolatka rzeczywiście myślała o lataniu. Jednocześnie nie pamiętała, aby kiedykolwiek zrobiła coś w kierunku realizacji tych podniebnych marzeń. Skończyło się pewnie jedynie na rozmowach, a po jakimś czasie i rozmowy, i myślenie uleciały jak ptaki. A przecież dokładnie o to jej chodziło – chciała czuć się ptakiem.
Nieraz nawet myślała, że wolałaby być takim małym, kruchym stworzeniem, ale potrafiącym fruwać w przestworzach, zamiast panującym nad całym światem człowiekiem, który ciężko stąpa po ziemi. Marząc o lataniu szybowcem myślała więc, że chociaż w ten sposób będzie mogła poczuć się tak, jak te skrzydlate stworzenia – lekka, beztroska, wolna. Jednocześnie choć przez chwilę spojrzy na wszystko z odmiennej perspektywy. W górze można przecież odczuć ogrom świata i swoją małość, a problemy typu nieporządek w domu przestają wówczas istnieć, bo liczy się tylko to, żeby bezpiecznie lecieć, a potem wylądować.
– Dlaczego nigdy nie próbowałam zrealizować marzeń o lataniu? Czyżbym od razu założyła, że jest to zupełnie poza moim zasięgiem, że to zbyt kosztowne hobby, albo że po prostu nie mam na to dość odwagi? – Weronika zamyśliła się. Z wieloma rzeczami w jej życiu właśnie tak było – zapalała się do działania, po czym rozważała to aż nazbyt dogłębnie i rezygnowała. Zawsze dostrzegała bowiem więcej negatywów, które mogłyby wyniknąć z jej działań i uniemożliwić sukces. Weronika była ambitna, ale z dużą trudnością godziła się z wydarzeniami, które nie szły po jej myśli i dlatego wycofywała się z ryzykownych przedsięwzięć. – Ale dlaczego przy większości spraw zakładam od razu czarny scenariusz? Czemu najczęściej myślę: to się nie uda, zamiast: dam radę? Skąd ten dziwny schemat w moim myśleniu? – zastanawiała się dalej.
Od siedmiu lat była matką i jeszcze zanim urodziły się jej dzieci sporo oglądała programów dotyczących rodzicielstwa, czytała na ten temat prasę i poradniki. Uświadomiła sobie wówczas, jak istotny jest przekaz otrzymywany przez małe dziecko od swoich rodziców. Na jego podstawie bowiem maluch koduje sobie pewien obraz rzeczywistości i sposób funkcjonowania w świecie. Jeśli więc niemowlakowi ciągle pomagamy dosięgnąć zabawki, potem przeturlać się z plecków na brzuch, usiąść i wstać, to swoim zachowaniem tak naprawdę mówimy mu: sam sobie z tym nie poradzisz! Następnie, gdy dziecko podrośnie zamiast mówić – spróbuj może się uda, wywołujemy lęk – spadniesz, uderzysz się! Albo wyrokujemy, niczym nieomylny sędzia – Robisz to źle! Nie tak! To jest dla Ciebie za trudne.
Weronika zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób jej rodzice rozmawiali z malutką Weroniczką. Nie mogła sobie jednak nic konkretnego przypomnieć. W końcu najistotniejsze kody zapisywały się w umyśle dziecka przed czwartym rokiem życia. Uświadomiła sobie za to coś zupełnie innego i zrozumiała, że właśnie ten fakt mógł mieć kluczowy wpływ na jej postępowanie w całym dotychczasowym życiu. Weronika posiadała starszą siostrę. Nie wyróżniała się ona ani urodą, ani jakimiś specjalnymi cechami charakteru. Nie to było jednak istotne. Kluczowe wydało jej się w tym momencie to, że Weronika właśnie za jej pośrednictwem otrzymywała silny przekaz, pochodzący tak naprawdę od rodziców. Lena zgodnie z ich naciskami zawsze pomagała małej Weroniczce. Jako „starsza i mądrzejsza” musiała przecież siostrze podawać, oddawać, ustępować…
– Czy w takich „ochronnych” warunkach mogłam nauczyć się konstruktywnej walki o swoje? Chyba jedyne co mogłam, to czuć się wciąż małym głupkiem, któremu jednak wiele się należy tylko dlatego, że potrafi głośno się o to upomnieć. Weronika nie przypominała sobie również, żeby w chwilach jakiś porażek mówiono do niej: nie martw się! Następnym razem będzie lepiej. Nie pamiętała także żadnych pochwał wypowiadanych przez tych najważniejszych dla dziecka ludzi. Dalsza rodzina, a nawet obce osoby, często chwaliły ją za urodę i za to, że jest „grzeczną dziewczynką”, ale rodzice skupiali się raczej na wyrażaniu niezadowolenia. Gdy zdarzyło jej się na przykład dostać w szkole gorszą ocenę, która sama w sobie była dla niej sporą karą, wywoływała bowiem smutek, wstyd i poczucie winy, to zamiast pocieszenia, otrzymywała od rodziców chłoszczące: Czemu tak słabo? Przecież stać Cię na więcej! Te stwierdzenia ani nie poprawiały jej nastroju, ani nie podnosiły poczucia wartości, ani nawet nie mobilizowały do działania… Skoro wyszło słabo, mimo starań, to po co w ogóle się wysilać i trudzić? – zastanawiała się wówczas zrezygnowana.
W tym momencie Weronika pomyślała o swoim mężu. Od niego również bardzo rzadko mogła usłyszeć: – Dasz radę! Uda Ci się to! Na pewno będzie dobrze. A kto, jak nie on powinien w ten właśnie sposób ją wspierać?
Motyl Nocy
Zapraszam wszystkich czekających na kolejny odcinek do zajrzenia na http://weronikaodchodzi.blogspot.com :) Pozdrawiam świątecznie i życzę dużo radości.
Dziękuję za miły komentarz! Pozdrawiam :)
Mam wrażenie, że autorka rozwija się z każdą częścią opowiadania. Czuć, że tekst jest jej bardzo bliski… Zaczęłam czytać to opowiadanie w gazecie, teraz pilnuję az ukaże się na portalu. Chyba się wciągnęłam ;)