Tajemnicza autorka na łamach naszego portalu i gazety dzieli się z Wami ponownie swoją twórczością. Wiecie już co stanie się z główną bohaterką opowiadania? Zapraszamy na czwarty odcinek „Weronika odchodzi”.
[button link=”https://petronews.pl/petroniusz/tag/weronika-odchodzi/” size=”medium” target=”new” color=”orange”]Wszystkie wpisy o Weronice[/button]
[dropcap]W[/dropcap]łaśnie świtało, a Weronika czuła się zmęczona, zupełnie jakby dopiero co położyła się do łóżka. Była też dziwnie smutna, jak po stracie kogoś lub czegoś ważnego. Dopiero po pewnej chwili uświadomiła sobie gdzie w ogóle jest.
– Tylko widok „mojej” łąki może przegonić ten dziwaczny, przygnębiający nastrój – pomyślała i zaczęła szybko się ubierać. Wkładając kolejne części garderoby, Weronika nie przywiązywała zupełnie uwagi czy te rzeczy do siebie pasują, a o zrobieniu makijażu nawet nie pomyślała. Włożyła jedynie do swej torby kawałek chleba, butelkę wody i pośpiesznie wyszła z domu. Dzień był rześki i słoneczny, więc nogi same coraz energiczniej maszerowały po znajomych drogach w kierunku łąki. Nawet nie zauważyła, kiedy minęła wszystkie zabudowania i weszła do lasu, a potem jeszcze szybciej znalazła się na skraju po przeciwnej stronie.
Właśnie tam przed laty, bezpośrednio za ostatnim rzędem sosen rozciągała się trawiasta, usiana kwiatami wyjątkowa równina. Weronika czuła niezwykły dreszcz emocji, niczym dziecko, które za moment otrzyma i odpakuje swój gwiazdkowy prezent. Jednak nagle nieprzyjemne ciarki przeszły jej po plecach, na myśl, która wcześniej zupełnie nie przyszła jej do głowy: – Może łąki już nie ma? A może nie jest już tym samym magicznym miejscem… może przez te wszystkie lata, zmieniła się tak drastycznie, jak ja sama?
Weronika dopiero po dłuższej chwili odważyła się zrobić kilka kroków naprzód i wtedy ujrzała widok, którego już się nie spodziewała. Przed nią w całej okazałości rozpościerała się, przepiękna jak przed laty, „jej” łąka. Zupełnie, jakby w tym zakątku zatrzymał się czas. Zdecydowanie nie była to zwykła łąka, jakich wiele. Weronika poczuła ogromną ulgę jak gdyby odnalazła zagubiony dawno temu cenny przedmiot. Ostrożnie zrobiła jeszcze kilka kroków i przycupnęła na pieńku wyciętego sporego drzewa, na którym dawniej nieraz przesiadywała. Swoją niespodziewaną obecnością nie chciała wprowadzić żadnych zmian w tym pełnym harmonii miejscu. Siedziała zatem tak przez dłuższą chwilę, przyglądając się jedynie licznym motylom, fruwającym nad bujną roślinnością łąki. Od dawna nie doświadczyła takiego spokoju i wyciszenia. Po jej głowie nareszcie nie mknęło tysiąc myśli na minutę, mogła więc spokojnie podziwiać ukwieconą łąkę i te nietypowe niebieskie motylki, które zdarzyło jej się chyba spotkać jeszcze tylko w jednym miejscu.
Nareszcie zniknęło wszelkie napięcie i poczucie, że coś trzeba natychmiast zrobić, że musi biec do kolejnych zajęć. Czuła wreszcie, że jest obecna tu i teraz i może tak siedzieć nawet cały dzień. Taką wolność od wszystkiego odczuwała chyba ostatnio dziesięć lat temu, w ostatnie beztroskie wakacje spędzone jeszcze tylko we dwoje z Maćkiem, zaraz po ślubie.
[dropcap]W[/dropcap]eronika siedziała tak ponad godzinę, aż poczuła głód. Przypomniało jej się, że jeszcze dziś nic nie jadła. W domu nigdy jej się to nie zdarzało. Do pracy wychodziła bowiem zawsze po zjedzeniu najpierw pożywnego śniadania. Tutaj czuła, że mogłaby wcale nie jeść, wystarczało, że wciągała w swe płuca to niesamowite powietrze. Mimo wszystko jednak, postanowiła zjeść kawałek chleba, który ze sobą zabrała. Popiła go wodą mineralną, a potem podniosła się wreszcie z pieńka, na którym do tej pory tkwiła, jak zahipnotyzowana. Powoli przeszła w stronę strumyka, przecinającego łąkę na dwie części i czyniącego ją przez to jeszcze bardziej wyjątkową. Przed laty na drugą stronę leniwie płynącej strużki wody można było przejść jedynie po zwalonym przez wichurę dość grubym pniu drzewa. Przeprawie towarzyszył wówczas przyjemny dreszczyk emocji, a niekiedy nawet kończyła się ona nieplanowaną kąpielą. Weronika zauważyła, że dziś w tym miejscu jest niewielka, zrobiona z kilku konarów kładka i poczuła rozczarowanie ingerencją człowieka w naturalny urok tego miejsca. Zaletą zbudowanej kładki był jednak fakt, że dawała możliwość wygodnego usadowienia się na środku. Weronika postanowiła oczywiście skorzystać z tej możliwości i, pozbywszy się butów, zamoczyła stopy w zimnej wodzie strumienia.
Po chwili znów zapatrzyła się przed siebie i siedziała tak machając jedynie lekko nogami. Nawet nie zauważyła, w którym momencie siła wyobraźni przeniosła ją lata wstecz i sprawiła, że widziała teraz nieopodal na kocu dwie młodziutkie dziewczyny, wygrzewające się w letnim słońcu. Jedna z nich leżała z książką w ręku, a druga kreśliła coś na kartce ołówkiem, spoglądając co chwilę przed siebie. Nad strumykiem dwóch przystojnych chłopców zaciekle o czymś dyskutowało. Agnieszka, która z niezwykłym efektem uwieczniała fragment krajobrazu i była tym zajęciem całkowicie pochłonięta, nie zwracała na chłopców zupełnie uwagi. Weronika natomiast, co jakiś czas podnosiła wzrok znad książki i zerkała w stronę strumyka. W tej chwili ponownie zerknęła i jej wzrok spotkał się z tajemniczym spojrzeniem chłopca o niebieskich oczach i ciemnych włosach. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, co nieśmiało odwzajemniła i spuściła oczy, by móc dalej udawać, że bardzo zajmuje ją książka. W rzeczywistości jej myśli już od kilku dni skupione były tylko i wyłącznie na Nim. Siedząc na kładce, Weronika wręcz fizycznie odczuwała to niezwykłe podekscytowanie nową znajomością, które wówczas jej towarzyszyło. Nigdy więcej czegoś takiego już nie doświadczyła.
Nagle z tego niesłychanie przyjemnego stanu ekscytacji wyrwało ją niezbyt miłe wrażenie, że jest przez kogoś obserwowana…
Motyl Nocy