Jak zaczęła się jej przygoda z piłką ręczną? Jakie ma marzenia? Jak wygląda jej zwykły dzień? Oto historia jednej z bardziej wyróżniającej się zawodniczki młodego pokolenia, a obecnie uczennicy Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Płocku.
Paulina Piwowarczyk:
ur. 28.11.1997 r. w Kielcach
pozycja na parkiecie: rozgrywająca
nr na koszulce: 2
wzrost: 184 cm
pseudonim boiskowy: Ufo/Piwko
klub macierzysty: Korona Handball Kielce
Od ilu lat grasz w piłkę ręczną, jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze szczypiorniakiem?
W piłkę ręczną gram od 7 lat. Moja przygoda ze szczypiorniakiem zaczęła się dość nietypowo, ponieważ mój pierwszy kontakt z tą dyscypliną był całkiem przypadkowy. Pewnego dnia zapomniałam kluczy do domu i po skończonych lekcjach, by nie czekać pod drzwiami, postanowiłam pójść na SKS-y, gdzie właśnie odbywały się treningi piłki ręcznej. Byłam wtedy zupełnie zielona w tym temacie i wiedziałam, że będę się dziwnie czuła, ale zaryzykowałam i w ten właśnie sposób zaczęła się moja przygoda z handballem.
Pamiętasz ten swój pierwszy trening?
Oczywiście, że pamiętam. Wyglądał tak trochę jak „mata-latajta”. Był to mój pierwszy kontakt z tą dyscypliną, więc nie za bardzo znałam reguły tej gry, wiedziałam tylko, że trzeba rzucać na bramkę (śmiech). Na swojej drodze jednak spotkałam super trenerkę, panią Iwonkę, która potrafiła mnie tak zainteresować piłką ręczną, że ze zwykłego SKS-u doszłam tu gdzie jestem.
No właśnie, jesteś od dwóch lat absolwentką Szkoły Mistrzostwa Sportowego Piłki Ręcznej w Płocku. Jak to się stało, że tu trafiłaś?
Bardzo zależało mi by tu trafić, ponieważ zależy mi na graniu oraz zdobywaniu nowego i co raz to lepszego doświadczenia na parkiecie. Złożyłam papiery i się udało.
Czy da się ze sobą pogodzić szkołę z treningami?
Jasne, że się da to pogodzić, jak i wiele innych rzeczy. Bardzo dobrze sytuację szkoły i treningów opisała moja mama w artykule: „Paulina i koncepcja przemyślanego ćwiczenia” w książce pt. „Być zdolnym, wspierać zdolnych”. Polecam. Jest tam wywiad z moją ówczesną wychowawczynią i on najlepiej obrazuje jak to naprawdę wygląda.
A czy starcza Ci czasu, żeby pobyć nastolatką?
Zależy co masz na myśli, bo przecież na parkiecie cały czas jestem nastolatką (śmiech). Sama wybrałam taką drogę, zdając sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale trzeba przecież dążyć do spełniania swoich marzeń.
Na przykład na wyjście do kina czy też na dyskotekę starcza ci czasu?
Różnie to bywa. Po całym tygodniu treningów i meczu w weekend to czasami marzę tylko, aby wskoczyć do łazienki, wziąć prysznic i odpocząć. Ale gdy jest wolniejszy weekend i nie ma dużo nauki, to udaje się czasem gdzieś wyskoczyć. Jestem przecież normalną nastolatką, z tą minimalną różnicą, że piłka ręczna jest przed wyjściem do klubu. Taka hierarchia ważności.
Zatem jak wygląda dzień zawodniczki SMS-u?
Pobudka o godz. 6, śniadanie, lekcje, trening, obiad, lekcje po lekcjach, trochę wolnego czasu (zależy o której skończą się zajęcia), następnie trening, kolacja, nauka i sen.
W 2013 roku wystartowałaś w konkursie Miss Polski Nastolatek Ziemi Świętokrzyskiej. Co Cię do tego skłoniło?
Moje zgłoszenie wysłała siostra. Wybrali mnie i wystartowałam.
I jak wrażenia?
Była to fajna zabawa, okazja do poznania nowych ludzi i przekonania się, że to kompletnie nie moje klimaty. Ale było fajnie. Zostały wspomnienia, no i szarfa Miss Internetu (śmiech).
A nie myślałaś, by dalej to kontynuować? Jesteś przecież bardzo fotogeniczna.
Tak jak już powiedziałam, to kompletnie nie moje klimaty, tym bardziej, że poznałam to z drugiej strony. A co do zdjęć, to można je mieć przecież też z parkietu, prawda?
Jak najbardziej… Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz na świecie, co by to było?
Trudne pytanie. Myślę, że dałabym wszystkim ludziom odwagę, aby nie bali się walczyć o swoje marzenia.
Skoro mowa o marzeniach, to jakie jest Twoje?
Słyszałam, że nie wolno mówić, bo może się nie spełnić. A poważnie, to chciałabym móc robić to co kocham, dostać się do pierwszej reprezentacji, potem zostać trenerką i uczyć innych jak spełniać marzenia.
Koleżanki z drużyny mówią o Tobie: „pozytywnie zwariowana”. Co na to wpłynęło?
Nie wiem. Je trzeba o to zapytać (śmiech). Ja zawsze i w każdej sytuacji jestem sobą i staram się zawsze znajdować pozytywne strony.
Sportowcem się jest bardziej dla siebie czy dla kibiców?
Myślę, że i dla siebie i dla kibiców. Nie ma tu bardziej.
Na koniec kilka słów do kibiców – zaproś ich na mecze SMS-u ze swoim udziałem.
Zapraszam wszystkich kibiców na nasze mecze. W imieniu drużyny obiecuję, że nie zabraknie pozytywnych emocji i niezapomnianych wrażeń. A my na parkiecie damy z siebie wszystko!