Kontynuujemy nasz cykl wywiadów z lokalnymi liderami poszczególnych partii. Z przewodniczącym płockiego zarządu Nowoczesnej, Bartoszem Leszczyńskim, rozmawia Magda Grodecka.
Magda Grodecka: Jest Pan najmniej znanym w Płocku szefem miejskich struktur spośród wszystkich partii. Kim Pan jest, jak chciałby się Pan przedstawić?
Bartosz Leszczyński: – Młody, optymistyczny, szczery, uśmiechnięty i życzliwy dla ludzi człowiek z pomysłami. Zdecydowanie jestem też niezmanierowany politycznie, a Płock traktuję jak wspólne dobro, o które trzeba dbać, jak o coś własnego. Rzeczywiście, płocczanie nie znają mnie jeszcze najlepiej, jeśli chodzi o politykę. Świeżość jest atutem w tym co robimy, jesteśmy po prostu bardziej autentyczni. Uczymy się cały czas i wyciągamy wnioski z błędów. Zauważyłem za to, że ogromna liczba ludzi zawiodła się, ponieważ ich politycy stracili kontakt z rzeczywistością. Przestali słyszeć, co mówią mieszkańcy. Skupili się na stanowiskach.
MG: Podoba się Panu w polityce?
BL: – Gdyby mi się nie podobało, nie wchodziłbym w nią. Chociaż patrząc na to, co dzieje się na górze… Nie ukrywam jednak, że to zachowanie polityków w kraju spowodowało, że postanowiłem rozpocząć działalność polityczną. My musimy skupiać się na naszych lokalnych sprawach, sami zadbać o rozwiązanie problemów, które występują w mieście. Dla mnie polityka to misja, to pomaganie innym. I taka jest Nowoczesna. Ze wszystkimi trzeba rozmawiać i wszystkich słuchać. Myślę, że potrafię to robić i dostrzegam problemy płocczan.
MG: Ile osób jest obecnie w Nowoczesnej w Płocku?
BL: – Około trzydziestu i mamy już kolejnych kandydatów. Wielu chętnych chciałoby wstąpić do nas, ale my szukamy ludzi z pomysłami i takich, które nie mają przeszłości politycznej. Zależy nam na osobach wartościowych. Z dotychczasowej grupy aż osiem osób działa w grupach eksperckich w Polsce. To chyba o czymś świadczy. Jesteśmy po prostu pasjonatami, chcemy działać. Z tego miejsca gorąco zachęcam płocczan do współpracy z nami, mamy kreatywny i zaangażowany zespół.
MG: Skoro jesteście pasjonatami, to czy to oznacza, że nie macie ambicji politycznych? Mam tu na myśli nadchodzące wybory samorządowe.
BL: – Wręcz przeciwnie. Zamierzamy dobrze namieszać na „płockim rynku”. Dotąd wszystko było takie samo. Czas to zmienić. Wieczne przepychanki PO-PiS już męczą mieszkańców. Chcemy pokazać, że można inaczej. A jest wiele do zrobienia.
MG: Nie wiem, czy to się Państwu uda zrealizować. Do wyborów niecałe dwa lata, a w płockiej Nowoczesnej jest tylko trzydzieści osób. Czy w tak niedługim czasie uda się Wam przekonać do siebie tylu sympatyków, aby ułożyć atrakcyjne dla mieszkańców listy kandydatów na radnych?
BL: – Jestem optymistą, choć czasami nawet zbyt dużym. W tym przypadku jednak, jestem przekonany, że uda nam się stworzyć naprawdę fajną listę z wartościowymi ludźmi. Zaproponujemy mieszkańcom najlepszą alternatywę do obecnej sytuacji i myślę, że się przebijemy. Proszę pamiętać, że stawiamy na jakość, nie na ilość. Nie potrzebujemy działaczy, będących tylko na papierze. Czas zacząć traktować Płock jak większy dom. Osobiście nigdy nie brałbym we własnym domu wielkich kredytów, bo to grozi spiralą długów. A obecnie miasto jest ogromnie zadłużone, a w planach kolejne pożyczki.
MG: Czy będziecie mieli własnego kandydata na prezydenta?
BL: – Tak. Nowoczesna wystawi swojego kandydata. W każdych wyborach w okręgu płocko-ciechanowskim będzie kandydat z Nowoczesnej. I muszę podkreślić, że osobiście jestem za kadencyjnością. Moim zdaniem, osiem lat w fotelu prezydenta to czas maksymalny. I nasz kandydat, w przypadku wygranej, nie pozostanie dłużej na tym stanowisku. Dwie kadencje to bardzo dużo. Po tym czasie należy odpocząć, a przede wszystkim wrócić do normalnego życia i do ludzi. I zejść na Ziemię.
MG: Dziękuję za rozmowę.