Co sądzi na temat najlepszego filmu na festiwalu w Toronto nasza czytelniczka? Jak ocenia grę Emmy Stone – najlepszej aktorki festiwalu w Wenecji? Przeczytacie o tym w kolejnej części Płockich recenzji.
Opis producenta
Romantyczna komedia z dwójką najgorętszych młodych aktorów Hollywood – Emmą Stone i Ryanem Goslingiem. Reżyser obsypanego nagrodami „Whiplash” tym razem przedstawia muzyczną opowieść w znacznie lżejszym tonie.
Na tle kolorowego i tętniącego życiem Los Angeles rozgrywa się romantyczna historia dwojga marzycieli – Sebastiana i Mii, którzy próbują zrealizować swoje sny o karierze w show- businessie. Mia jest początkującą aktorką, która w oczekiwaniu na szansę pracuje jako kelnerka. Sebastian to muzyk jazzowy, który zamiast nagrywać płyty, gra do kotleta w podrzędnej knajpce. Gdy drogi tych dwojga przetną się, połączy ich wspólne pragnienie, by zacząć wreszcie robić to co kochają. Miłość dodaje im sił, ale gdy kariery zaczynają się wreszcie układać, coraz mniej jest czasu i sił dla siebie nawzajem. Czy uda im się ocalić uczucie, nie rezygnując z marzeń?
Recenzja czytelnika
Film „La la land” został entuzjastycznie przyjęty przez miłośników kina od samego początku. Zebrał oklaski na stojąco już podczas premiery, która miała miejsce na festiwalu w Wenecji. Krytycy pisali: „Zachwycający”, „Uczta dla duszy”, „Ponadczasowy”, podkreślano doskonały dobór aktorów.
Znając recenzje krytyków filmowych oczekiwałam, że film będzie co najmniej dobry – i z pewnością taki jest. Film chwyta za serce już od pierwszej sceny: korek na autostradzie prowadzącej do Los Angeles, zdenerwowani kierowcy, aż tu nagle młoda kobieta intonuje piosenkę o „kolejnym dniu pełnym słońca”, zaczyna grać muzyka, a kierowcy śpiewają i tańczą. Trudno oprzeć się pozytywnej energii, płynącej z ekranu.
„La la land” to opowieść o sile marzeń, o cenie jaką za ich spełnienie muszą zapłacić główni bohaterowie – Mia (Emma Stone) i Sebastian (Ryan Gosling).
Historia jest prosta: Stone wcieliła się w rolę początkującej aktorki, która marzy o karierze w Hollywood. Uczestniczy w setkach castingów, jednak żadnego nie wygrywa. Sebastian jest niespełnionym muzykiem jazzowym, pragnącym założyć własny klub. Życie przynosi im pasmo porażek do momentu, w którym się spotykają. Pasja jednego daje siłę i wiarę w realizację marzeń drugiemu. Zdaje się, że gdy są razem nie ma rzeczy niemożliwych, a spełnienie marzeń jest na wyciągnięcie ręki.
Ostatnie sceny filmu ukazują, jaka jest cena zawodowego spełnienia. Niespodziewane odniesienie sukcesu przez głównych bohaterów okazuje się prawdziwym wyzwaniem dla ich związku. Czy uda im się ocalić miłość, nie rezygnując z marzeń?
Oczywiście musicalu nie byłoby bez muzyki (która w recenzowanym filmie ściśle współgra z fabułą) i układów tanecznych, które na długo zapadają w pamięć. Zarówno Stone, jak i Gosling, dali popis swoim umiejętnościom wokalnym i tanecznym. Precyzja to słowo klucz tego filmu, każdy detal został doprecyzowany w najmniejszych szczegółach.
Do tego dochodzi świetna ścieżka dźwiękowa. Może nie ma tu hitów na miarę „Grease”, ale ja z pewnością będę z przyjemnością wracać do kilku utworów.
„La la land” niewątpliwie pokochają zarówno wielbiciele musicali, jak i zwolennicy komedii, czy melodramatów. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Film zdobył już 7 Złotych Globów. Czy podobnie będzie w przypadku Oscarów? Mocno trzymam kciuki!
Alicja Sosińska