Na naszą skrzynkę kontaktową dostaliśmy wiadomość od pani Dagmary, która wybrała się w sobotę na promocję do jednego z płockich sklepów niemieckiej sieci LIDL. Przeczytajcie, jak wyglądał weekendowy poranek naszej czytelniczki.
Wysłuchiwałam wiele razy opowieści sąsiadek o tym, co się dzieje rano w Lidlu, gdy coś „rzucą” ciekawego. Tym razem po przejrzeniu ulotek ze skrzynki, uwagę moją przykuła oferta kurtek. Pomyślałam, że sama sprawdzę, czy to, co opowiada 70-letnia sąsiadka jest prawdą, czy przejaskrawionymi opowieściami osoby, pamiętającej PRL-owskie kolejki i trudności w pozyskiwaniu towaru.
W sobotę o 7.30 stawiłam się pod sklepem. Przy szklanych drzwiach kłębiło się już około 30 osób, starannie pilnując „kolejki obywatelskiej”. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że większość z nich to starsi ludzie, jedna pani wspomagająca się kulą, pan z niezwykle zdobioną laską. Były też koleżanki trzymające się razem i, z tego co słyszałam, mające wspólną strategię przejęcia jak największej partii kurtek. Zauważyłam panią z głębokim wózkiem, kobietę z kilkuletnim synem podejmującym próby wyrwania się z uścisku dłoni matki. Były też osoby młode i w średnim wieku, choć stanowiły mniejszość.
Ludzi wciąż przybywało, parking „pękał w szwach”. Pod samymi drzwiami coraz głośniej słychać było wymianę inwektyw. Okazało się, że jedna z pań przysunęła się niebezpiecznie blisko pana, który stał najbliżej wejścia. Starszy jegomość poczuł chyba, że jego rola lidera stała się zagrożona, bo bronił jak lew swojej uprzywilejowanej pozycji. Słuchałam z trwogą obelg wystosowanych pod adresem około 60-letniej kobiety i zastanawiałam się, czy to dzieje się naprawdę. Parę minut przed ósmą ktoś krzyknął „otwierać!”. Tłum napierał coraz bardziej. Byłam w 4. rzędzie od wejścia. Ci z pierwszego już dotykali twarzami szklanej obudowy drzwi. Ostatni raz spojrzałam do tyłu, by mieć co później opowiadać w domu, ale nie widziałam już końca kolejnych, różnokolorowych głów.
Gdy pracownik sklepu otworzył go punktualnie o ósmej, starszy mężczyzna, stojący najbliżej wejścia, pod naporem tłumu upadł na posadzkę sklepu. Wspaniałomyślnie pomogła mu jego „sąsiadka”, blokując tylną częścią ciała przejście innym klientom. W końcu i mnie udało się wejść do sklepu, za przykładem pozostałych włączyłam „tryb szybki” i truchcikiem udałam się na dział tekstylny, śmiejąc się pod nosem. Cóż tam zastałam? Prawdziwą walkę, choć na pewno nie fair play. Ludzie się dosłownie tratowali, rozrzucając inne towary. Wyrywali sobie z rąk promocyjne produkty. Postanowiłam, że skoro już wzięłam udział w tej farsie, to kupię tę kurtkę, która stała się obiektem pożądania tylu płocczan. Nie bez przeszkód udało się dojść do nierdzewnego kosza, w którym już zostały pojedyncze egzemplarze. Złapałam jeden i ewakuowałam się do kasy. Po drodze słyszałam jeszcze odgłosy głośnej kłótni między paniami, które podobno chwyciły tę samą kurtkę z dwóch różnych stron. Z ulgą opuściłam sklep.
Czy naprawdę „promocje” są wystarczającym powodem do takiego zachowania?
Z relacji naszej czytelniczki wynika, że sytuacja uspokoiła się dopiero po około 10 minutach, gdy sklepowe kosze na promocyjne produkty świeciły już pustkami.
– Produkty promocyjne leżą w koszach mniej więcej około 15 minut od otwarcia sklepu – zdradza jedna z pracownic. Jak przyznaje, największym powodzeniem cieszy się odzież damska i dziecięca. Po tym kwadransie pracownicy zastają pobojowisko. – Klienci nie patrzą na nic innego, byle „upolować” promocyjny produkt. Przestawiają kosze, rozrzucają rzeczy byle gdzie, a nawet zdarzają się bójki – dodaje kasjerka.
Byliście kiedyś świadkami „walki” o promocyjne produkty? Czekamy na Wasze wiadomości.
Przypomnijmy jeszcze film, na którym zobaczycie, jak wyglądało otwarcie jednego z płockich sklepów tej sieci w dniu wyprzedaży produktów przemysłowych.
Bydło
To chore w mieście gdzie roi się od lumpów takie rzeczy…
Wieśniaki z Płocka!!!
Przeczytałem, obejrzalem i śmiem twierdzić, że z ciekawego tematu wyszedł nudny news.
Najbardziej niesamowite w tej opowiesci jest to, że osoba opowiadająca to wszystko robi dokladnie to samo co pozostali, opowiada jakby była lepsza, a nie różni się niczym, a jeśli chodzi o PRL to mimo że ja nie pamiętam tych czasów to może właśnie po to seniorzy robią coś takiego? Żeby przypomnieć sobie lata młodości?
Podejrzewam,że autorka tekstu niejednokrotnie widziała takie sceny w Lidlu . Prawda Pani Agnieszko :-)