Co roku miejscowości położone nad Wisłą zmagają się z problemem chmar ochotek, które oblepiają budynki i lecą całymi rojami, powodując zagrożenie dla kierowców. W tym roku tych owadów jest wyjątkowo dużo.
Ochotkowate to małe owady podobne do komarów, o charakterystycznym zielonym kolorze. Na świecie opisano ponad 10 tys. gatunków tego owada, a w samej Polsce około 500. Co roku psują nam wakacje, oblepiając budynki, wlatując całymi chmarami w ludzi, praktycznie uniemożliwiający pobyt nad wodą.
W tym roku również jest ich bardzo dużo. Jadąc przez Wisłę wieczorem i w nocy należy bardzo uważać, gdyż roje ochotek powodują wrażenie, jakby bardzo intensywnie padał śnieg.
– Chciałem zwrócić Waszą uwagę na ogromne ilości owadów, jakie można zaobserwować w godzinach wieczornych nad Wisłą. Wystarczy pojechać po godz. 20, by zobaczyć, co tam się dzieje. Istny armagedon – napisał do nas czytelnik, przesyłając zdjęcie.
Nie jest to jedyny głos w tej sprawie. Na portalach społecznościowych można znaleźć mnóstwo (swoją drogą pięknych) zdjęć, ukazujących roje tych owadów.
Problem od lat analizują w urzędzie miasta i urzędach sąsiednich gmin. Powstało nawet opracowanie na ten temat, stworzone przez dra Janusza Żbikowskiego z Zakładu Ekologii i Ochrony Środowiska UMK.
Z ekspertyzy wynika, że Zalew Włocławski jest doskonałym miejscem do rozmnażania się ochotek, ponieważ występuje tu muliste dno, a przepływ wody jest wystarczający, by te owady miały dostateczne natlenienie. Dr Żbikowski wskazał cztery metody zwalczania ochotek, zaznaczając jednocześnie, że zastosowanie większości z nich w warunkach Zbiornika Włocławskiego jest praktycznie niemożliwe, z powodu wielkości zbiornika i z faktu, że jest w nim woda płynąca:
- metody mechaniczne: rozlewanie oleju, alby uniemożliwić wylot owadów dojrzałych, mechaniczne mieszanie dna (zniszczenie jaj i larw), stosowanie porażających prądem pułapek;
- manipulacje ekologiczne (ograniczające zagęszczenie larw): rotacyjne osuszanie i zalewanie kolejnych fragmentów dna zbiornika), zwiększenie głębokości zbiorników, regulowanie pokrycia dna roślinnością naczyniową;
- behawioralne: wykorzystanie pasożytów (czyli wirusów, bakterii, grzybów, pierwotniaków i nicieni), wykorzystanie drapieżników (makrobezkręgowców), ryb (głównie bentosożernych);
- metody chemiczne: stosowanie środków chemicznych hamujących szybkość wzrostu larw, lub oddziałujących na postacie dorosłe.
Jednocześnie jednak opracowanie dowodzi, że ingerencja człowieka w ekosystem może być niekorzystna dla człowieka. Jako przykład dr Janusza Żbikowski podał ochronę kormorana, którego wzrost populacji przyczynił się do znacznego zmniejszenie populacji ryb w Zalewie, a to jest właśnie jedną z przyczyn wzrostu populacji ochotkowatych.
Urząd Miasta Płocka podawał też inny argument. Środki chemiczne nie działają wybiórczo na ochotki, ale zaszkodziłyby także innym owadom. Na dodatek, dorosłe osobniki ochotek żyją tylko kilka dni, więc i tak będziemy mieli do czynienia z napływem nowych owadów.
Uhm
Szok!
Najtańszym, najprostszym, najskuteczniejszym i przyjaznym środowisku rozwiązaniem będzie zrobienie kilkunastu budek dla ptaków, ale widać wykracza to daleko poza zdolności intelektualne władz Płocka.
Stosowali środki chemiczne, wylewali oleje do rzeki, mieszali dno, ale nikt nie pomyślał, że owady to pożywienie ptaków. Wystarczy przestać wycinać stare drzewa, zrobić im przyjazne warunki do rozwoju rodzin ptasich i problem sam się rozwiąże.
Problemy są zazwyczaj tam gdzie władze są zwyczajnie głupie.
Kiedyś pogłębiarki były nieodłącznym elementem nadwiślańskiego krajobrazu. Od lat ich juz nie widać…
Trzeba po prostu nauczyć się z nimi żyć.
Po prostu trzeba pogłębić zalew. Nie przypominam sobie 20 lat temu takich przygód jakie mamy serwowane co roku od kilku ładnych lat
Tylko strach ruszyć ten muł z dnam bo można wytruć Wisłę aż do Bałtyku.