Kim jest tajemnicza Elżbieta? Oczywiście, jakżeby inaczej – to Elżbieta Dzikowska, od lat związana z Płockiem, o którym sama mówi, „to moje miasto”. Nie tak dawno podziwialiśmy fotogramy z cyklu „Z daleka i z bliska” – wielkoformatowe prace, zadziwiające faktury rzeczy, które oglądamy na co dzień i tak „opatrzyliśmy się” z nimi, że mijamy je bez estetycznej refleksji, nie dostrzegamy ich naturalnego i zupełnie nie ukrytego, dostępnego na wyciągnięcie ręki, rodzącego się w tej jednej, niepowtarzalnej, „złotej chwili” naturalnego piękna…
Czy trzeba w jakiś szczególny sposób przedstawiać płockiej publiczności naszą fotografkę? Pewnie nie, skoro mury Płockiej Galerii podczas czwartkowego wernisażu po prostu pękały w szwach, ale… jak tu nie wspomnieć o niezwykle barwnym, ekscytującym życiorysie Elżbiety Dzikowskiej, o dokonaniach naszej rodzimej „Indiana Jones” w spódnicy, które z pewnością staną się kiedyś przyczynkiem do niejednego porywającego filmu i niejednej fascynującej książki?
Elżbieta Dzikowska urodziła się w 1937 roku w Międzyrzeczu Podlaskim. W wieku 7 lat straciła ojca, który został zamordowany przez gestapo. Dziadek był internowany w Kozielsku, a potem zginął w Ostaszkowie. Trudno zatem też się dziwić, że młoda Elżbieta zaraz po wojnie zradykalizowała swe poglądy – już w wieku czternastu lat wstąpiła do anarchistycznej na one czasy organizacji i z tego powodu w 1952 roku została skazana na dożywocie!
Na szczęście kilka miesięcy później ogłoszono amnestię, ale już ten epizod dobitnie zaświadczył, że z pewnością mamy do czynienia z osobą nietuzinkowego wymiaru. Małżeństwo z Ton’ym Halikiem, którego oczy nieco buńczucznie taksują z wysoka publiczność w Galerii Sław „Małachowianki” było jakby konsekwentnym dopełnieniem życiowej ścieżki. Elżbieta Dzikowska stała się podróżniczką, reżyserką i operatorką filmów dokumentalnych, napisała wiele książek, przygotowała niezliczoną ilość audycji radiowych i programów telewizyjnych.
W nasze DNA na trwale wpisały się fascynujące, telewizyjne reportaże z cyklu „Pierz i wanilia”, nakręcane przez małżeństwo Halików w ich własnej, prywatnej piwnicy. Dlaczego? A tego prostego powodu, że w tych czasach trudno było znaleźć fundusze na tak niekonwencjonalne, jakby się dziś powiedziało – zupełnie „odjechane” projekty.
Zadziwiające nas wszystkich barwne opowieści o ludziach z różnych stron świata przez wiele lat przyciągały wielomilionową publiczność do niewielkich, srebrnych ekranów – 300 filmów dokumentalnych to zupełnie niekwestionowany dorobek. Jak wspomina Elżbieta Dzikowska:
„W naszej piwnicy, zmienialiśmy scenografię i stawała się Meksykiem, Panamą, Afryką, czy Chinami. Filmy robiliśmy tylko we dwoje, ale dziesięć minut programu nagrywały w niej aż 22 osoby!”
Małżeństwo Halików z nieposkromioną pasją eksplorowało dziewiczy świat, docierało w miejsca zapomniane i jeszcze nie dotknięte stopą cywilizacji, dokumentowało ludzi i zjawiska na celuloidowej taśmie po raz pierwszy. Cóż więcej powiedzieć, chyba niemal każdy snując dziecinne marzenia wcielał się w rolę podróżnika, Robinsona Cruzoe, a może nawet Cortazara… Jednakże tylko „wybrani” mogą ze spokojem wpisać do swego życiorysu taki „rodzynek”, jak odkrycie ostatniej stolicy Inków – legendarnej Vilcabamby.
Zdziwiłoby nas pewnie, gdybym stwierdził, że na tym Elżbieta Dzikowska poprzestała i teraz jedynie „spija śmietankę” z dotychczasowych osiągnięć – jest również historykiem sztuki i sinologiem, autorką prasowych publikacji, jak też i wystaw sztuki współczesnej. Zorganizowała dwie duże ekspozycje: „Jesteśmy” (Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki oraz „Ars erotica” (Muzeum Narodowe w Warszawie), a także szereg wystaw z cyklu „Uśmiech świata”.
Elżbieta Dzikowska pełniła również funkcję Prezesa Stowarzyszenia Krytyków Sztuki POKAZ, promując w Galerii Stowarzyszenia przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie wielu utalentowanych twórców starszego i młodszego pokolenia. Jest także członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki (AICA). Za swe niekwestionowane osiągnięcia była wielokrotnie nagradzana. W 2010 r. otrzymała Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis.
Tymczasem w czwartkowe popołudnie w Płockiej Galerii Sztuki odbył się wernisaż dwóch wystaw. W salonach na parterze i piętrze zaprezentowano fotogramy z cyklu „Dzieci świata”. Roześmiane buźki, zaciekawione oczy ufnie spoglądające w obiektyw aparatu przykuwają naszą uwagę, budzą naszą sympatię, przypominają też prawdę starą jak świat, że bez względu na status społeczny, czy położenie materialne – każde dzieciństwo jest najszczęśliwszym okresem w życiu człowieka. Dziecięce portrety różnią się rysami twarzy, regionalnymi ubiorami z różnych stron naszego globu, rytualnymi malunkami ciała. Tak Elżbieta Dzikowska dokumentuje świat, który bezpowrotnie odchodzi w dobie wszechobecnego Internetu i postępującej z każdą chwilą unifikacji.
W Galerii Kreski wystawiono natomiast prace zebrane w cykl „Elżbieta Dzikowska. W Płocku.” To z kolei jest bardzo indywidualne spojrzenie fotografki na nasze miasto i okolice, obok dobrze nam znanych miejsc bez trudu odnajdziemy też tak charakterystyczny dla autorki zdjęć sposób widzenia rzeczywistości, płynnie zacierający granice pomiędzy światem realnym, a abstrakcją. Obrazy wyrwane z codziennego kontekstu nabierają nowych znaczeń, układają się w zadziwiające struktury i kompozycje.
Jak zwykle podczas wernisażu Elżbieta Dzikowska dla każdego miała dobre słowo, pełna radości i energii niestrudzenie sygnowała katalogi swych wystaw, a wszystkich ujmowała otwartością, werwą, szczerością a co chyba najważniejsze miłością i szacunkiem do ludzi. Jestem przekonany, że dzięki tak inspirującym spotkaniom zdecydowanie wzrasta nam apetyt na życie.
Wystawa będzie czynna do 2 lipca br.
Czapkę to się zostawia w szatni a nie paraduje w pomieszczeniu