REKLAMA

REKLAMA

Dramat niepełnosprawnych dzieci. Zabraknie pieniędzy na funkcjonowanie ośrodka

REKLAMA

Przeczytajrównież

Ośrodek, zajmujący się terapią dzieci niepełnosprawnych, po 18 latach ma zostać zamknięty. 84 dzieci wraz ze swoimi rodzicami ma zostać bez dotychczasowej pomocy, ponieważ Narodowy Fundusz Zdrowia nie przyznał 8 tys. zł miesięcznie na finansowanie placówki, w której zajmowano się ich rehabilitacją i uczono jak funkcjonować w codziennym życiu. 

Dzieci niepełnosprawne wymagają specjalnej opieki i rehabilitacji. Osoby, które z nimi pracują, są dla nich jak rodzina, a placówki, w których spędzają wiele godzin na ćwiczeniach – ich drugim domem. Teraz to wszystko ma zostać zniszczone, ponieważ Narodowy Fundusz Zdrowia nie przyznał placówce mieszczącej się przy ul. Mościckiego 6, zajmującej się warsztatami terapii zajęciowej dla osób niepełnosprawnych ruchowo, dofinansowania 8 tys. zł miesięcznie, mimo że ośrodek spełnia wszelkie wymagania, jakie stawia NFZ.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Powtórka z horroru

Mimo, iż placówka funkcjonuje 18 lat, już drugi raz spotyka się z problemem, w którym NFZ nie przedłuża jej finansowania. Pierwszy raz miał miejsce w 2014 roku.

– Po naszej zorganizowanej akcji w wielu środowiskach, udało nam się przywrócić finansowanie w naszym ośrodku w 2014 roku – tłumaczy Joanna Olczak, prezes Towarzystwa Przyjaciół Dzieci.

Informacja o tym, że placówka po raz drugi nie została ujęta w planie finansowania, zszokowała pracowników. Umowa, która wygaśnie z końcem listopada, nie zostanie przedłużona. Co ciekawe, ośrodek spełnia wszelkie wymogi, w tym również sprzętowe, a kompletna dokumentacja została złożona w terminie.

– Procedura jest taka, że NFZ ogłosiło konkurs dla powiatu i miasta Płocka na fizjoterapię, a finansowanie miało otrzymać 13 placówek. My złożyliśmy wszystkie wymagane dokumenty, mamy wszystkie zgody, wymagany sprzęt, wymagania spełniamy wszystkie. Dla nas jest to niespotykane, nie rozumiemy dlaczego nam nie przyznano tego finansowania. Komisja NFZ ogłosiła wybranych 12 placówek… Jesteśmy małym ośrodkiem, a dostały pieniądze naprawdę bardzo duże ośrodki, np. funkcjonujące przy „Rodzinie”. Na nas nie wystarczyło pieniędzy – opowiada Joanna Olczak.

Chory system, który mierzy wszystkich jedną miarą

fot. PetroNews

Narodowy Fundusz Zdrowia planuje zrobić centralizację. Większe nakłady finansowe ma kierować do dużych zakładów, które funkcjonują np. przy szpitalach czy dużych przychodniach. To nie jest dobre rozwiązanie dla dzieci niepełnosprawnych, które mają czekać tam w kolejkach. One przyzwyczajają się do osób, miejsc, swojej przestrzeni. Często na obce osoby reagują płaczem czy paniką.

 – Wiele przychodni w Płocku nie chce prowadzić takich dzieciaczków i odsyłają je do nas. Takie dzieci często płaczą, są rozdrażnione, przyzwyczajają się do miejsc i ludzi, swoich opiekunów. Dziecko ze sprzężoną niepełnosprawnością, które trafiło do przychodni na Tysiąclecia, potrafiło płakać przez 40 minut. Potem płakały inne dzieci, denerwowały się osoby starsze i tak naprawdę część rehabilitacji była nieskuteczna. Samo to, że w naszym ośrodku dzieciaczki przychodzą na godziny, nie czekają w kolejkach, to rehabilitant czeka na dziecko, daje bardzo dużo. Nie ma dyskomfortu tłumu – wyjaśnia Joanna Olczak.

fot. PetroNews

Placówka przy ul. Mościckiego 6, ma 64 dzieci, które czekają w kolejce, 22 osoby ma zalecane długoterminowe leczenie. To one wymagają najcięższej pracy. A teraz? Mają to wszystko stracić. Najpierw czekały na swoją kolej, by usłyszeć, że z rehabilitacji nic nie wyjdzie, bo zamykają ośrodek i muszą się zapisać gdzie indziej. I znów czekać?

– Dzieci, które cały czas są u nas, a chodzi o te, które korzystają z zabiegów długoterminowych, są naprawdę chore, są do nas przyzwyczajone, do ośrodka, do pań, do sprzętu, czują się bezpiecznie, czują się jak w rodzinie – tłumaczyJoanna Olczak.

8 tys. zł miesięcznie to: pracownicy, ośrodek, sprzęt, wynajem lokalu…

fot. PetroNews

Za 8 tys. złotych miesięcznie, choć ciężko w w to uwierzyć utrzymywano cały ośrodek. Opłacano trzech pracowników, wynajem lokalu, media, kupowano sprzęt, który był wymagany przez NFZ, a także za tę kwotę dokonywano jego serwisu. Niemożliwe? A jednak. Rehabilitantki samodzielnie czyszczą sprzęty, sprzątają lokal. W ośrodku nie ma sprzątaczek. Rehabilitantki pracują również za darmo, bo liczy się pomoc. Wiedzą, że dzięki nim dzieci niepełnosprawne mogą mieć choć namiastkę normalności, a każde ich postępy to sukces ich wspólnej, ciężkiej i żmudnej pracy.

– Oczywiście Towarzystwo Przyjaciół Dzieci dokłada do ośrodka, pozyskujemy sponsorów, którzy pomagają w utrzymaniu placówki – dodaje Joanna Olczak. – Nasze rehabilitantki, mimo ciężkiej psychicznej i fizycznej pracy, zarabiają najniższe pensje krajowe – dodaje.

W Ośrodku obecnie pracują dwie rehabilitantki i jedna stażystka. Jeżeli nie zostanie przedłużone finansowanie, trzeba będzie zlikwidować placówkę. Fizjoterapeuci ze specjalistycznym wykształceniem, zostaną bez pracy, a dzieci… pozbawi się szansy na w miarę normalne funkcjonowanie, stracą kontakt z osobami, które traktują jak rodzinę.

– W naszej placówce wypracowałyśmy sobie z koleżankami taki system, że pracujemy tylko indywidualnie – wyjaśnia Małgorzata Turoń, rehabilitantka. – Taka praca sprawia, że w 100% możemy skupić się na dzieciaczku – dodaje.

Mamy sprzęt, który się kurzy, ale jest wymagany przez NFZ

Narodowy Fundusz Zdrowia nie uzasadnił, dlaczego placówka nie otrzymała dofinansowania. Na stronie internetowej pojawił się tylko komunikat z informacją, które placówki otrzymały środki oraz skład komisji.




Wielkim paradoksem jest to, że malutka placówka, która zajmuje się niepełnosprawnymi dziećmi, musi mieć taki sam specjalistyczny sprzęt do rehabilitacji, jak szpitale, mimo, że niektóre sprzęty nie są zalecane dla dzieci upośledzonych, np. urządzenie do laseroterapii. Niestety, taki jest wymóg Narodowego Funduszu Zdrowia. Również więc i placówka przy Mościckiego musi mieć takie same wyposażenie, jak potężne szpitale. Jak tłumaczą rehabilitantki, urządzenia stoją i się kurzą.

 –  Dla dzieci laseroterapia, pole magnetyczne czy ultradźwięki są szkodliwe, jest wiele przeciwwskazań do ich używania, działają w newralgicznych punktach, gdzie mogą nawet zahamować wzrost, czy pogłębić zaburzenie. Ale sprzęt jest wymagany i trzeba go mieć, mimo, że dzieci tak naprawdę korzystają z ćwiczeń ruchowych i zajęć. Tylko wtedy się uczą i mogą to wykorzystać w życiu codziennym. Na tym polega rehabilitacja dzieci z chorobami neurologicznymi, dzieci muszą się nauczyć, co mają robić, żeby to móc wykorzystać – tłumaczy Małgorzata Turoń. – Świecenie światełkiem w kolanko niczego nie nauczy dziecka – dodaje.

Prócz obowiązku zakupu drogiego i nieprzydatnego sprzętu, ośrodek jest obciążony także jego serwisowaniem. Taki przegląd musi być wykonywany dwa razy w roku, a koszt sprawdzenia wszystkich urządzeń w ośrodku rehabilitacji to 4 tys. złotych.

– Na to musieliśmy ciułać i odkładać pieniądze. Ale robiliśmy to, bo taki był wymóg NFZ – dodaje Joanna Olczak.

Do paradoksów dokłada się również płacenie 180 zł miesięcznie na karetki do przewożenia dzieci niepełnosprawnych, z której ośrodek przez 18 lat istnienia nigdy nie skorzystał.

– To kolejny wymóg NFZ. Musimy płacić za coś z czego nie korzystamy – dodaje prezes Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. – Fundusz dawał nam 8 tysięcy miesięcznie, a gdzie utrzymanie sprzętu, serwis, wypłata pracowników, zakup sprzętu, opłacenie karetki i utrzymanie ośrodka? – kwituje.

Jesteśmy dla siebie i dla tych dzieciaczków jak rodzina

Pracownicy ośrodka część pracy wykonują społecznie, zupełnie za darmo. Towarzystwo Przyjaciół Dzieci dokładało do instytucji i dzięki temu placówka istniała.

– My robimy to, żeby pomagać dzieciom i rodzicom. Gdybyśmy nie kochały tego co robimy, nie funkcjonowałoby to jak należy. Tutaj przychodzi się do pracy, jak do domu rodzinnego, to kwesta atmosfery jaka tu panuje, my sobie pomagamy, lubimy się i to się przekłada na dzieci. Gdyby było inaczej, to wszystko by nie wyszło, odbijałoby się to na terapii – tłumaczy rehabilitantka.

fot. PetroNews

Teraz wszystko ma runąć. 84 dzieci zostanie z niczym, bez rehabilitacji, stracą cząstkę swojego świata, który pomaga funkcjonować im w społeczeństwie. Do dzieci, które teraz potrzebują pomocy, zaraz dojdą kolejne osoby, które mają wady postawy i za rok, dwa lata będą zmagać się z potężnymi bólami kręgosłupa. Ośrodek przyjmował dzieci już od pierwszych miesięcy ich życia, często z urazami okołoporodowymi.

– Napisałyśmy odwołanie od decyzji Narodowego Funduszu Zdrowia i osobiście zawieziemy je do Warszawy, bo w Płocku nie można go złożyć. Chcemy mieć pewność, że ten dokument trafi w odpowiednie ręce. Poprosiłyśmy również o wsparcie posła Piotra Zgorzelskiego i poseł Elżbietę Gapińską. Pojedziemy także do Urzędu Marszałkowskiego, do marszałka Struzika, prosić go o pomoc. Obecnie zebrałyśmy ponad 400 podpisów osób, które wspierają nasze działania. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by ratować ten ośrodek – mówi Joanna Olczak. – My mamy misje i cel, do którego chcemy dążyć – dodaje.

Bez wsparcia miasta

Ciężko jest stwierdzić dlaczego płockie władze nie widzą dramatu, który dzieje się tuż pod ich nosami. Ośrodek od wielu lat nie otrzymał wsparcia finansowego od miasta. Osoby, które tam pracują, poświęcają swoje życie prywatne, by pomagać innym i dawać dobro. Tak zupełnie za darmo, a władze? Co robią i gdzie są?

Bycie rodzicem to praca na cały etat. Po pewnym czasie przychodzi jednak okres, że pierworodni wyfruwają z gniazda, są samodzielni, tworzą własne rodziny. Z dziećmi niepełnosprawnymi tak nie jest. Rodzice chorych dzieci muszą patrzeć na cierpienie każdego dnia i zmagać się z trudnościami. Często nie widzą ich przyszłości, zdają sobie sprawę, że bez pomocy oraz wsparcia otoczenia, ich chore dzieci sobie nie poradzą. Prócz codziennych obowiązków, dochodzi im jeszcze ciężka praca z własnym dzieckiem, by choć odrobinę przystosować go do życia w społeczeństwie.

Dla chorego dziecka częścią rehabilitacji, prócz regularnych ćwiczeń, są także miejsca, w których czują się dobrze i bezpiecznie, osoby, do których się przyzwyczajają i przywiązują, traktując ich jak członka rodziny – i to ze wzajemnością. To ogromne szczęście, że spotykają na swojej drodze osoby, które chcą im pomagać, nie tylko dla tego, że to ich obowiązek i praca, ale robią to z czystego serca i chęci niesienia dobra. Żeby jednak funkcjonować, ich działania muszą być podparte pewnymi kryteriami, które wyznacza Narodowy Fundusz Zdrowia – instytucja, która z założenia powinna dbać o dobro pacjenta. Niestety, póki osoby zajmujące tam i w urzędach wysokie stanowiska, nie dotknie osobiście taki dramat, takie sprawy jak te będą zamiatane pod dywan.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Komentarze 1

  1. ada says:

    ważniejszy jest stadion i durne festiwale

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU