– Słyszałam, że nie narzeka pan na brak zainteresowania. Faktycznie umie pan zaciekawić dzieciaki? To nie jest teraz łatwe zadania, a znaczki, stare telefony, guziki, listy w archaicznym lub obcym języku – czy obecna młodzież jest w stanie się tym zainspirować?
– Mam czasem 9 grup w jednym tygodniu. Nie mam ustalonego sposobu oprowadzania, zależy jaka grupa, za każdym razem tłumaczę to w inny sposób, staram się dostosowywać wiadomości do odbiorców. Jak padają pytania odnośnie dyliżansów, to ja im o tych dyliżansach opowiadam, jak się jakieś dzieciaki przypną do pieczęci lakowych, no to idę, przynoszę lak. Już nawet miałem tak – dodaje ze śmiechem – że przyniosłem świeczkę i pokazywałem, jak się robi pieczęć i odciskaliśmy. I już nawet do telefonów nie doszli, bo tak im się podobało. Ja mogę przygotować tu normalne lekcje, odnośnie zasad epistolografii, czyli sztuki pisania listów, pokazać, jak się pismo składało, dać im gęsie pióro i atrament – zapewnia.
– Wspominał pan o potrzebie edukowania młodych pod kątem dbałości o historię rodziny, co miał pan na myśli? – pytam.
– Każdą grupę czy to starszych, młodszych czy maluchów oprowadzam dwukierunkowo. Pokazuję historię poczty, która była ważną instytucją dla Polski w kontekście historii Polski i Europy, zwracam uwagę na ważne momenty historyczne, które wpływały na kształtowanie się poczty, ale uczulam, namawiam nie tyle do kolekcjonerstwa, ale do zachowania pamiątek rodzinnych. Uświadamiam tych młodych ludzi, jak tworzy się historia – mówi poważnie Paweł Mieszkowicz.
– Tłumaczę dzieciom i pokazuję te listy, które dostałem od babci i mówię: „Słuchajcie, wy też możecie mieć takie pamiątki, kartki z obozów. Jak będziecie robić porządki, możecie wyrzucić, ale zanim to zrobicie, to zapytajcie się kogoś starszego, co to jest i skąd to było, bo to historia waszej rodziny. Jak będziecie tworzyć drzewo genealogiczne waszej rodziny, to może wam zabraknąć informacji. A jak tu jest was dwadzieścioro, to każdy z was ma takie pamiątki w domu, a jak się to złoży razem, to jest historia przodków waszej klasy. A jak się to złoży w ramach szkoły, to jest już kawał historii. A jak się to złoży we wszystkich szkołach w Płocku, to jest już historia Płocka. I namawiam was do zbierania obojętnie czego co świadczy o naszej historii. Jak teraz jest moda na kolekcjonowanie kart z piłkarzami dla chłopaków, zbierajcie karty”.
– No czemu tak mówię? Bo to wyrabia pewien styl, szacunek do tego, co udało się uzbierać. Pokazuje im różne rzeczy ładne, które chcemy zbierać, ale czasami są i brzydkie. Podkreślam, że nie wszystko, co stare jest do wyrzucenia, może to być taka rodowa, bezcenna pamiątka – mówi z przekonaniem.
– Wszystkie dzieci łatwo oprowadzać?
– Najtrudniejsze wycieczki są ze świetlic środowiskowych. Do tych dzieci czasami trudno dotrzeć, najpierw im daję cukierki i łapię z nimi kontakt, i dopiero zaczynam mówić. Mam trochę doświadczenia w tej dziedzinie, kiedyś w dawnym TPD (Towarzystwo Przyjaciół Dzieci) jeździłem z taką młodzieżą na kolonie. Myślę, że o tych młodych ludzi też należy walczyć.
– Czy pana goście wiedzą coś o poczcie, czy wysyłają listy? Muszę powiedzieć, że ja nie wysyłam…
– Nic nie wiedzą – mówi pan Paweł. – Pytam się dzieci, co to jest poczta? Był raz taki jeden, non stop ręka w górze, patrzę na niego, a on od razu się zgłasza i mówi: „Każdy ma w komórce albo komputerze, proszę pana”. Idziemy na druga salę, znowu ciach ręka w górze: „A proszę pana, gdzie tu są telefony?”. A on stoi, proszę pani, stoi wśród 70 telefonów… „To są telefony?!” dziwi się. Przecież on zna takie najczęściej palcem popychane…
– I co, wiedzą, gdzie jest skrzynka pocztowa?
– „Ja wysłałam kartkę” – powiedziała tylko jedna dziewczynka. No zadowolony, pytam, i co, co dalej? Nakleiłaś znaczek, wysłałaś, wiesz jak to wygląda? Nakleiła znaczek i… oddała pani. A mi chodziło o to, czy wrzuciła do skrzynki. To jest naprawdę ważne – mówi Paweł Mieszkowicz. – Dla mnie to jest duża satysfakcja, jak te dzieci poznają inny świat, jak ja im pokazuję na ścianie przewozy poczty w wieku XIX i pierwszej połowie XX wieku, jak malarze malowali pocztę. Poczta była bardzo ważną instytucją państwową, pracowali tam zaufani ludzie, nie istniały inne środki łączności – tłumaczy.
– A pana jak wychowywano i jak pan wychowuje, co pan mówi swoim dzieciom i wnukom?
– Ja wszystkie moje wnuki prowadzam ze sobą do galerii sztuki, muzeów, tłumaczę, pokazuję. Tak kiedyś robiła mama ze mną. Mama zmarła, jak miałem czternaście lat. Ja prawdziwą historię okresu międzywojnia czy okupacji, czy okresu po II wojnie światowej znam z przekazów rodzinnych. Moje wnuki mają geny po dziadku, są wspaniałe. Janek roznosił „Ekspres Tumski” po Jarmarku jak był małym chłopcem. Teraz ma 180 cm, długie włosy i własny zespół, w którym gra na gitarze. Zosia jest artystką, chodzi do Plastyka na Sienkiewicza, a Helena to dusza wojownika – zażartował rozkochany dziadek. – Ma złoty medal Mistrzostwa Polski w Sandzie. Najmłodsza, Krysia, jest inspiratorką tego muzeum. To ona namówiła mnie do pokazania moich zbiorów innym, głównie dzieciom. Wszystkich ich wspieram, bo dzięki temu nie siedzą cały dzień przy komputerze, mają pasję, którą rozwijają. Widzę, że zaszczepia się w rodzinie bakcyl realizacji. Ja już im nieraz pokazywałem, że nie ma rzeczy niemożliwych i udało mi się w nich to zaszczepić. Mówię im: Nie przychodź i nie pytaj, sama próbuj, nawet jak ci się wydaje, że to jest niemożliwe. Rób to.
– Co by pan chciał powiedzieć czytelnikom?
– Obecnie nie czuję się najlepiej, ale od początku marca zapraszam do zwiedzania mojego skromnego muzeum. Cały czas uzupełniam też zbiory listów i kartek pocztowych, głównie z naszego regionu. Jeśli ktoś ma jakieś ciekawe koperty, czy widokówki lub informacje, zdjęcia, pamiątki po pocztowcach, to proszę o kontakt. Historia poczty, która mnie pasjonuje, to część historii naszego regionu. Wśród zwiedzających miałem już wielu gości zagranicznych. Cieszę się, że mogę w ten sposób „promować” nasze miasto wśród turystów – kończy rozmowę Paweł Mieszkowicz.
Rzeczywiście z takiej promocji Płock powinien być dumny. Szkoda tylko, że utworzenie muzeum nie zostało nawet zauważone jako wydarzenie kulturalne 2016 roku.
“Rzeczy miały być wyrzucone, a ja uprosiłem: to dajcie mi”. Płock ma nowe muzeum