Jest czołowym polskim triathlonistą, wicemistrzem Polski w tej dziedzinie sportu. Ukończył warszawską Akademię Wychowania Fizycznego. Oprócz tych wszystkich tytułów, jest trenerem lekkoatletyki i nauczycielem. Ale przede wszystkim jest wspaniałym mężem i ojcem, a na dodatek bardzo skromnym i wrażliwym człowiekiem.
[button link=”https://petronews.pl/wielki-sukces-plockiego-triathlonisty/” color=”default”]Zobacz również: Wielki sukces płockiego triathlonisty[/button]
Mowa o Łukaszu Kalaszczyńskim, 31-letnim płocczaninie, który w triathlonie odnosi coraz większe sukcesy na krajowym podwórku. Udało nam się z nim chwilę porozmawiać po sobotnich zawodach o Puchar Prezydenta Miasta Płocka, w których zajął II miejsce.
[button link=”https://petronews.pl/upalna-sobota-to-zadna-przeszkoda-triathlon-w-plocku/#prettyPhoto” color=”default”]Zobacz również: Upalna sobota to żadna przeszkoda – triathlon w Płocku[/button]
PetroNews: Temperatura dała w kość na tych zawodach, jak się czujesz po tak morderczym wysiłku? Który odcinek był najtrudniejszy do pokonania?
Łukasz Kalaszczyński: Na warunki pogodowe nie ma co zwalać, bo dla wszystkich są takie same i każdy startuje w takich samych warunkach. Dzisiaj Przemek [Przemysław Szymanowski, zwycięzca X Ogólnopolskiego Triathlonu o Puchar Prezydenta Miasta Płocka – przyp. red.] był lepszy. Nie ukrywam, myślałem, że uda mi się wygrać, bo bardzo dobrze popłynąłem – straciłem do Przemka tylko 45 sekund, co jak dla mnie jest rewelacyjnym wynikiem. Nie wywodzę się z pływania i tutaj zawsze najwięcej mi brakowało. Dostałem w trakcie trwania zawodów informację, że tracę do niego 45 sekund, byłem bardzo zadowolony. Na rowerze także otrzymywałem informację o międzyczasach, wiedziałem, że na każdym kółku [w zawodach do pokonania było 5 okrążeń – przyp. red.] odrabiam około 5 sekund. Na ostatnim udało się odrobić jeszcze więcej, około 10-15 sekund i praktycznie zjechaliśmy razem do boksu. Na wyjściu z boksu traciłem do Przemka 10 sekund i wiedziałem, że przy moim mocnym biegu jest to do odrobienia. Te 10 sekund na pierwszym kilometrze już odrobiłem, później jednak nogi nie pracowały tak jakbym chciał. Na ostatnim kilometrze Przemek „urwał mnie”. Dzisiaj był lepszy, gratuluję mu. Taki jest sport i idziemy do przodu. Jutro jest kolejny dzień, za tydzień są kolejne zawody, nic się nie dzieje, działamy dalej.
PN: Która z dyscyplin w triathlonie jest dla Ciebie największym wyzwaniem i dlaczego?
ŁK: Triathlon jest multisportem i żeby być dobrym oraz wysoko kończyć zawody, trzeba mieć na wysokim poziomie wszystkie konkurencje. Zawsze najtrudniej było mi w pływaniu, dlatego, że od najmłodszych lat nie pływałem. Trenuję pływanie, można powiedzieć, 4 lata – mam duże braki, szczególnie techniczne. Dlatego wiem, że muszę pielęgnować swoją najmocniejszą konkurencję jaką jest bieg i wiem, że tutaj zawsze te straty pływackie, szczególnie na długim dystansie, są do odrobienia.
PN: Łukaszu, w którymś z wywiadów powiedziałeś, że triathlon jest Twoją pasją, czyli miłością. Kochasz sport, bo trzeba go kochać, żeby go uprawiać, ale czy z wzajemnością? Czy on kocha Ciebie?
ŁK: Ostatnie dwa lata pokazują, że tak. Nie ukrywam, treningi zajmują mi bardzo dużo czasu, jest to między 15 a 20 godzin tygodniowo. Do tego można powiedzieć, że pracuję na dwóch etatach. Najwięcej traci wtedy moja rodzina, najwięcej tracą oni.
PN: Czy nie myślisz, że jest to wysoka cena? Żona to rozumie, z tego co czytaliśmy o Tobie i kocha Cię takiego jaki jesteś, z Twoją pasją, wspiera Cię bardzo, gotuje Ci obiady…
ŁK: Wspiera mnie na każdym kroku, nie muszę się o nic martwić, tylko trenować.
PN: Twój synek jest mały, zarażasz go swoją miłością do sportu?
ŁK: Tak jak tata „zaraził” mnie w wieku trzech lat, pewnie jest na to skazany. Jeździ wszędzie z nami na obozy, zawody i widać, że przejawia sportowy talent.
PN: Może jakaś anegdota z trasy, może wydarzyło się coś takiego wesołego, co będziesz mógł opowiadać wnukom?
ŁK: Wszyscy mówią, że do tego Płocka mam pecha, bo zawsze coś tutaj idzie nie tak. Pierwszy mój start, pamiętam jak zaczynałem – dwa razy łańcuch mi spadł, gdzieś tam się dotelepałem, można powiedzieć w środku stawki. Dwa lata temu złapałem gumę. Rok temu też złapałem gumę. A w tym roku nie wyszło w mojej najlepszej konkurencji, tak jak miało być.
PN: Uznamy zatem, że Płock jest anegdotą w Twoim życiu… Sport to wyzwania, jakie?
ŁK: Sport jest dla mnie pasją, nie robię tego, bo mi ktoś każe, bo muszę, robię to bo lubię, łączę sport z pracą, to jest jako dodatek. Na pierwszym miejscu rodzina, później praca, a sport jest dodatkiem. Trenuję gdzieś na okienkach między jedną a drugą pracą. Nieraz, bardzo późno, uda mi się zrobić jakiś bieg. No, a że się udaje to wszystko godzić i wychodzi na wysokim poziomie, gdzie można rywalizować z najlepszymi, to tylko się cieszyć.
PN: Były momenty nawet dzisiaj, jak obserwowaliśmy zawodników, kiedy jest to maksymalne zmęczenie, kiedy przychodzi zniechęcenie. Powiedz, czy zadałeś sobie kiedyś na trasie pytanie, co ja tutaj robię i dlaczego?
ŁK: Często się pojawia takie pytanie: Po co mi to? Dlaczego? Ale przekraczając linię mety, to wszystko mija. Oczywiście, to jest normalne, każdy sportowiec na trasie przeżywa gorsze chwile. Inaczej wygrywają ci, którzy potrafią pokonać kryzys, bo najbardziej trzeba oszukać głowę, żeby osiągnąć sukces. Inni też go mają, inni też się męczą, też nie jest im łatwo, trzeba w ten sposób się podbudowywać.
PN: Czasami naszych rozmówców pytamy o czas wolny, przeważnie odpowiadają, że spędzają go aktywnie, uprawiając jakiś sport. No Ty chyba nie pływasz i nie jeździsz rowerem. Jak zatem spędzasz wolny czas?
ŁK: Każdą minutę teraz mam tak naprawdę zagospodarowaną. Ciężko mi znaleźć wolny czas, najwięcej jest go w weekend, gdzie nie ma pracy zawodowej, no i wtedy staram się jak najwcześniej rano iść na trening, żeby resztę dnia spędzić z rodziną.
PN: Czyli rodzina tak? Odpoczywasz najbardziej przy rodzinie?
ŁK: Tak.
PN: A jak oceniasz swoją formę w tym sezonie?
ŁK: W tym sezonie forma jest wyśmienita. Potwierdziłem to srebrnym medalem na mistrzostwach Polski w 1/2 Ironman w Sierakowie [zawody, w których do pokonania jest 1900 metrów wpław, 90 kilometrów na rowerze oraz 21,1 kilometra biegu – przyp. red.], z czasem poniżej czterech godzin, co jest dla mnie ogromnym sukcesem, jeszcze w ogóle do tej pory nie wierzę, że taki wynik udało się osiągnąć. Z tego co się orientuję, to na polskiej ziemi tylko dwóm Polakom udało się taki wynik osiągnąć: mnie i Kacprowi Adamowi, który zwyciężył dwa tygodnie temu w mistrzostwach Polski.
PK: Łukaszu, bardzo serdecznie gratulujemy dzisiejszego sukcesu. Życzymy Ci więcej czasu dla rodziny, żeby nie omijały Cię te piękne wzruszenia, które dziś widzieliśmy na Twojej twarzy. Dziękujemy za rozmowę.
ŁK: Dziękuję.
Na zakończenie naszej rozmowy Łukasz bardzo prosił, aby za naszym pośrednictwem podziękować firmie Active Hero, jego partnerowi dostarczającemu mu odżywek sportowych.
Rozmawiali Lena Rowicka i Mateusz Lenkiewicz