W piątkowe popołudnie, w auli płockiego ratusza, prezydent Płocka ogłosił finał programu przeciw wykluczeniu cyfrowemu, który w całości został sfinansowany z funduszu unijnego. Na ten cel przeznaczono prawie 5 mln złotych. Czy środki te zostały spożytkowane należycie? Zdaniem naszego czytelnika – niekoniecznie.
Sprzęt, który już niebawem trafi do 260 najbardziej potrzebujących rodzin oraz w ramach działań koordynacyjnych dla: 7 świetlic środowiskowych, 4 rodzinnych domów dziecka, 1 domu pomocy społecznej, ma służyć w dwojaki sposób. Pierwszy, to przeciwdziałanie wykluczeniu cyfrowemu. W ramach projektu, rodziny, do których trafi rzeczony sprzęt, przejdą odpowiednie szkolenia, dzięki czemu poznają obsługę komputera. Drugi zysk – dzięki nim łatwiejsze ma stać się znalezienie pracy. – W ramach projektu uczestnicy otrzymują sprzęt i dostęp do Internetu, ale także będą uczyć się, jak z nich korzystać – przekonywał podczas piątkowej konferencji prasowej prezydent Nowakowski. – Beneficjenci programu nauczą się także, jak aktywnie poszukiwać pracy i kształcić się przez Internet – dodał.
Z uczestnikami programu ratusz podpisał umowę użyczenia zestawów komputerowych i urządzeń, które umożliwią dostęp do Internetu. Wypożyczenie – na okres pięciu lat – obejmuje ich wykorzystanie, pełen serwis, a także monitoring. Komputery stanowią jednak własność miasta – nie płocczan.
Program, który wygląda niezwykle ciekawie, krytycznie ocenił nasz czytelnik. W liście do nas zaznaczył, że bardzo dokładnie przestudiował umowę rzeczonego programu. Jego zdaniem, akcja promowana przez ratusz, jest nieporozumieniem. Urząd miasta, wprowadzając swoje zakazy, traktuje każdego użytkownika, jak potencjalnego złodzieja. Cały sprzęt (klawiatura, myszka, monitor, komputer), podobnie jak sztućce w barze mlecznym z „Misia” Stanisława Barei, są stosownie zabezpieczone – co prawda nie łańcuchem, a grubą, centymetrową tzw. linką Kensingtona. Kensington Lock to gniazdo, pozwalające na mocowanie linki zwanej MicroSaver, zabezpieczającej cenny sprzęt przed kradzieżą. Stalowa linka zazwyczaj zabezpieczona jest kłódką z szyfrem lub kluczem.
– Z moich informacji wynika, że wiele osób przy montażu zażądało, aby zdjąć ten ponad centymetrowy kabel – twierdzi anonimowy czytelnik w korespondencji do nas. – Ludzie są zdenerwowani tym, że traktuje się ich jak złodziei. Kompletnym kuriozum jest też antena, warta około 1500 złotych, która w ogóle nie jest do niczego przykuta – dodaje. Zwraca również uwagę, że z tego co się dowiedział, platforma e-learningowa, do której uczestnicy programu mają mieć dostęp, a która ma pozwolić na edukację w zakresie poszukiwania pracy przy wykorzystaniu nowoczesnych technik teleinformatycznych, kosztowała w przetargu dziesięciokrotnie więcej niż wynosi cena rynkowa.
Zdaniem naszego czytelnika, największą wadą zestawu oferowanego przez ratusz (każdy wart około 4 tysięcy złotych) jest znaczne ograniczenie w możliwości użytkowania. – Nie można na nim robić tego, co się chce, a to, co ustalił jakiś urzędnik ratusza – stwierdził czytelnik. – To oni decydują co może lub co nie może być zainstalowane. To, moim zdaniem, wyklucza możliwość jakiejkolwiek pracy zarobkowej na komputerze. Według mnie, są one rozdawane tylko po to, by je rozdać, a nie by ułatwić ludziom życie. To taka kiełbasa przedwyborcza – dodaje.
Słowa naszego czytelnika częściowo potwierdził prezydent Płocka podczas konferencji prasowej. – Zablokowaliśmy możliwość instalowania oprogramowania z nieznanych źródeł – przyznał Nowakowski. – Komputery też będą na bieżąco monitorowane – dodał. Jak tłumaczył włodarz miasta, takie środki zostały poczynione przez wzgląd na bezpieczeństwo.
Według naszego czytelnika, to nieporozumienie. – Jeśli chodziło o to, by nie instalować nielegalnego oprogramowania, wystarczyłby program, który to nadzoruje – sugerował. Czytelnik odniósł się także do kwestii zabezpieczeń, które są niepotrzebne, kosztowne, a jednocześnie banalne w obejściu. – Każdy, kto będzie chciał sprzedać komputer, przetnie linkę. Każdy, kto będzie chciał zainstalować program, zdejmie hasło administratora – kontynuował. – Najśmieszniejsze są te kłódki na komputerze. Mam do czynienia z programami zabezpieczającymi, ale nigdy takich cudów nie widziałem. Linka, jaką ratusz zamontował, jest stosowana w przychodniach czy w innych miejscach publicznych, tak, by nikt nie podbiegł i nie ukradł komputera – dodaje.
Nasz czytelnik zarzuca ratuszowi niegospodarność i brak organizacji. Jego przejawem jest Internet, będący kluczowy w kwestii wykluczenia cyfrowego. Według informacji naszego czytelnika, ten najzwyczajniej w świecie nie działa. – Oficjalne stanowisko ratusza to trwająca konfiguracja… – czytamy w liście do nas.
Ze względu na wątpliwości czytelnika i nasze, skontaktowaliśmy się z ratuszem, który poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie. Biorąc pod uwagę ostatnią „wrażliwość” urzędu miasta, zaznaczamy więc wyraźnie – ten artykuł będzie miał ciąg dalszy, a informacje w nim zawarte nie są pełne i będą uzupełnione w kolejnym artykule.