Z naszą redakcją skontaktowali się współzałożyciele grupy Easy Company, którzy na łamach PetroNews chcieli sprostować i skomentować artykuł, opublikowany w płockiej Gazecie Wyborczej. – Informacje zawarte w tej publikacji były nieprawdziwe – powiedział prezes zarządu stowarzyszenia Easy Company Płock, Marek Milczarski. – Najbardziej zabolał nas tytuł. Nie jesteśmy przebierańcami – dodał.
Artykuł, o którym mowa, dotyczył przedstawicieli stowarzyszenia, którzy byli obecni podczas charytatywnego półmaratonu na rzecz chorego chłopczyka. Z publikacji wynika, że płocczanie, widząc członków Easy Company ubranych w wojskowy strój, przestraszyli się mobilizacji sił zbrojnych.
Według autorki, w licznych telefonach do redakcji GW – będącym pierwszym na liście numerów alarmowych każdego obywatela (jak z ironią zauważył przedstawiciel Easy Company) – mieszkańcy Płocka skarżyli się na zatrzymywane przez stowarzyszenie samochody oraz na ogólny chaos informacyjny. W tym właśnie tonie powstała publikacja, która – choć rozwiewa wątpliwości, dotyczące nadchodzącej III wojny światowej – określa członków Easy Company mianem przebierańców. Właśnie to stwierdzenie, jak przyznał pan Marek, najbardziej zabolało.
Odbyliśmy długą rozmowę z inicjatorami działającej już od pięciu lat grupy. Easy Company to, w dużym uproszczeniu, grupa fanów militariów. To handlowcy, mechanicy, matki i ojcowie, którzy po godzinach spotykają się w plenerze, by postrzelać z profesjonalnych replik broni plastikowymi kulkami. – To taki sposób na odreagowanie po całym tygodniu – powiedział Marek Milczarski. – Chcemy zarażać pasją jak najwięcej osób, by oderwać dzieciaki i ich rodziców od telewizora i kanapy. Spotykamy się w dzień wolny w lesie, biegamy i strzelamy, a potem pieczemy kiełbaski nad ogniskiem. To świetna sprawa – kontynuuje.
Grupa, z racji swojego oryginalnego, militarnego wyglądu, budzi wielkie zainteresowanie. Właśnie dlatego Easy Company bierze udział w wielu wydarzeniach organizowanych w Płocku i okolicach. – W zeszłym roku maszerowaliśmy razem z całym pochodem Pikniku Europejskiego, wzięliśmy w nim udział także w tym roku. Płocczanie nas widują na różnych eventach, w tym podczas WOŚP-u – zapewnia prezes stowarzyszenia. – Staramy się być tam, gdzie możemy pomóc – tak jak podczas Wielkiej Orkiestry, gdzie zbieramy pieniądze do puszek – kontynuuje.
– Nie wierzę, że nasze stroje i dwie (!) osoby stojące wraz z policją wywołały taką sensację i sparaliżowały miasto – prezes zarządu stowarzyszenia Easy Company
Nie inaczej było podczas niedzielnego biegu dla Adasia. – Poproszono nas o pomoc, zgodziliśmy się – wspomina Marek Milczarski. – Mieliśmy dać pokaz broni, uatrakcyjnić wydarzenie. Podczas imprezy policja poprosiła, byśmy wraz z nią pilnowali miejsc wyłączonych z ruchu – tłumaczy, dodając, iż zarzuty jakie postawiła w swoim artykule GW, były dla niego niepojęte.
– Przeczytaliśmy, że zatrzymywaliśmy wraz z policją ruch, że policja nie chciała odpowiedzieć, kim jesteśmy i co robiliśmy z policją. To nieprawda – wyjaśnia Tomasz Paciorkowski, współzałożyciel grupy i dowódca Easy Company. – W rozmowie z dziennikarką „Gazety” usłyszałem, że straszymy ludzi, za co przeprosiłem, choć takich głosów w niedzielę nikt nie słyszał – dodał pan Tomasz.
Easy Company zarzuca płockiej Gazecie Wyborczej szukanie na siłę sensacji. Rozmowa telefoniczna, według relacji naszych gości, była niezwykle lakoniczna. – Składała się ona w zasadzie z zarzutów pani redaktor, która oczekiwała przeprosin – kontynuuje współzałożyciel grupy. – Później przeczytałem artykuł, w którym znalazło się zdjęcie, użyte także bez naszej zgody. A sam tekst? To typowy przerost formy nad treścią – dodaje. Dlaczego więc nie zażądano sprostowania od autorki artykułu? – Chyba nie chcę już, żeby ta pani o nas pisała – powiedział nam pan Tomasz.
[pullquote]- Przeczytaliśmy, że zatrzymywaliśmy wraz z policją ruch, że policja nie chciała odpowiedzieć, kim jesteśmy i co robiliśmy z policją. To nieprawda – Tomasz Paciorkowski, współzałożyciel grupy i dowódca Easy Company[/pullquote]
Zarząd stowarzyszenia nie chce atakować redakcji gazety, która ma prawo do swojej opinii. – Żałujemy jedynie, że nikt nie okazał nam serca. Wystarczyło zadzwonić i porozmawiać dłużej i dokładniej – powiedział Marek Milczarski. – Nie wierzę, że nasze stroje i dwie (!) osoby stojące wraz z policją wywołały taką sensację i sparaliżowały miasto – stwierdził prezes zarządu stowarzyszenia.
Niedzielne wsparcie policji wynikało z chęci pomocy. Członkowie Easy Company wykonywali ją charytatywnie, tak, jak i każdą akcję, którą wspierają swoją obecnością. – Co z tego mamy? Satysfakcję i spełnianie marzeń – odpowiedział Milczarski. – Marzeń mam zresztą kilka. Chciałbym kiedyś zrobić poligon dla dzieciaków, aktywnie uczyć najmłodszych zasad bezpieczeństwa. Chcielibyśmy rozdawać odblaski, takie, jakie noszą „komandosi”. Bo taki impuls, jak człowiek wyglądający jak żołnierz, z całą pewnością przyczyni się do tego, że odblask zostanie na plecaku, a nie zostanie w nim schowany pod zeszytem z matematyki – dodaje.
Easy Company dodaje, że organizator dołożył wszelkich starań, aby przekazać opinii publicznej co się będzie działo w niedzielę, a stowarzyszenie dodatkowo ogłaszało to poprzez stronę i profil na portalu społecznościowym. – Mówiliśmy, że będziemy w niedzielę podczas biegu, pisaliśmy o tym m.in. na Facebooku – zapewnia Tomasz Paciorkowski. – Wydaje nam się też, że mieszkańcy o nas wiedzą. Przecież strzelał z naszych replik nawet prezydent Płocka, Andrzej Nowakowski – dodał na zakończenie.
Grupa zachęca wszystkich „przestraszonych”, jak i po prostu zainteresowanych płocczan do odwiedzenia strony internetowej (www.easycompanyplock.dbv.pl) oraz spotkań na kolejnych imprezach stowarzyszenia w Płocku i okolicach.
Fot.: Archiwum Easy Company/Błażej Dzikowski
Gdyby kiedykolwiek tyle dobrego dla ludzi zrobiła GW co zrobili chłopaki z Easy Company to w ogóle mieli by prawo do polemiki. Poniżej wszelkiej krytyki. Dobry ruch z waszej strony. Ciekawe czy pani redaktor z wyborczej przeprosi, oleje czy zaatakuje. Ale to w sumie pytanie retoryczne.
Już odpowiedzieli. Tak pan szanowny redaktor z GW komentuje publicznie wypowiedzi chłopaków na cudzym fejsie