Jaką kuchnię preferuje sekretarz powiatu płockiego? Jaki jest ulubiony smak Piotra Dyśkiewicza i jakie potrawy wspomina z dzieciństwa? Na te i wiele innych pytań odpowiadamy w kolejnej części naszego cyklu „Płocczanie od Kuchni”.
Nie wszyscy gotują, ale za to z kuchnią każdy z nas ma coś wspólnego – wszyscy musimy przecież coś zjeść. Jakie potrawy lubią płocczanie? Jakie wspomnienia związane z kuchnią mają politycy? Co gotują aktorzy? Kto jest na diecie, a kto zajada się golonkami? Nasz cykl przybliży Wam znanych i nieznanych płocczan „od kuchni”. A może stanie się też inspiracją do kuchennych wojaży?
Kolejnym bohaterem „Płocczan od Kuchni” jest Piotr Dyśkiewicz, pełniący funkcję sekretarza w płockim Starostwie Powiatowym.
Pan Piotr, jak przystało na absolwenta Wydziału Zarządzania, bardzo rzeczowo i skrupulatnie podszedł do rozmowy z nami, przypominając sobie szczegóły smaków dzieciństwa. Okazuje się, że najwyraźniej pamięta… ciepłe mleko z miodem i masłem, podawane co wieczór przez mamę. – To był wtedy taki lek na wszystko – tłumaczy sekretarz powiatu. – Na zły nastrój, lekką gorączkę, niechęć do wczesnego zasypiania. Zapach i smak tego napoju już na zawsze będzie mi się kojarzył z poczuciem bezpieczeństwa – dodaje. Według byłego dyrektora płockiej filii Wojewódzkiego Urzędu Pracy, obecnie trudno jest odtworzyć tamten smak. – Albo go wyidealizowałem, albo produkty które dziś znajdujemy na sklepowych półkach już zbyt daleko odbiegają od swoich oryginałów, stając się mieszanką sukcesów współczesnej chemii – twierdzi.
Ulubiony smak dzieciństwa już znamy, a co z tym mniej ulubionym? – Na potrzeby tej rozmowy próbowałem przypomnieć sobie, czy było coś, co stanowczo wzbudzało moją niechęć i doszedłem do wniosku, że byłem mało kłopotliwym dzieckiem, które jadło to, co mu podano. Jedna jedyna potrawa, która do dziś wzbudza moją niechęć, to zupa szczawiowa. Chyba chodzi o nadmiar pływających w niej liści – mówi pan Piotr.
Jak w przypadku większości naszych rozmówców, największy wpływ na smak Piotra Dyśkiewicza miała jego babcia. – To dla mnie prawdziwa kreatorka smaków, która potrafiła ugotować najlepszy rosół świata z kluskami zrobionymi własnoręcznie rano – wspomina. – Z tego czasu spędzanego u niej na wsi pamiętam też wielkie, okrągłe pączki smażone na smalcu. Kochałem wszystkie jej pierogi, z każdym nadzieniem i to, że używała świeżych przypraw. Świeżej śmietany do tych pierogów z truskawkami i śliwek z drzewa obok domu do bigosu – mówi z uśmiechem. Dla rodziny pana Piotra kuchnia była najważniejszym miejscem w domu. – Gdzieś to dziś zgubiliśmy, ale staram się, żeby tamto ciepło powracało podczas moich niedzielnych, rodzinnych obiadów – podsumowuje.
Skoro wróciliśmy do teraźniejszości, jaką kuchnię teraz preferuje pan sekretarz? – Polska, tradycyjna kuchnia, na której wyrosłem, dziś wydaje mi się niemożliwa do odtworzenia. Może dlatego, że nie jestem dobrym kucharzem – przyznaje Piotr Dyśkiewicz. – Nie zdążyłem nauczyć się od babci tej prostoty w gotowaniu, ale odnalazłem ją gdzie indziej. W tradycji kuchni Azji. Lubię sushi i owoce morza – wyjawia. Te potrawy wymagają wprawy w przygotowaniu. Czy pan Piotr gotuje swoje ulubione potrawy dla rodziny? – Staram się trochę eksperymentować, ale prawda jest taka, że codzienne obowiązki nie pozwalają mi na spędzanie długich godzin w kuchni i celebrację posiłków – wyjaśnia nasz rozmówca. Jak jednak przyznaje, jedzenie jest ważną częścią jego życia. – To też sposób na chwilowy, krótki relaks. Ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie i wygląd. Owoce morza i oszczędna kuchnia mistrzów sushi, którzy potrafią wyczarować całą paletę smaków z kawałka surowej ryby i ryżu – to moja fascynacja.
Jak mówi sekretarz powiatu płockiego, rodzinie odgraża się od dawna, że w końcu zrobi tyle sushi, że nie dadzą rady go zjeść, ale prawda jest taka, że… nie gotuje. – W nigdy nie zrealizowanych planach mam naukę robienia tego tradycyjnego dania – wyjawia pan Piotr. – Może w końcu mi się uda, bo marzenia trzeba spełniać, a uważam się za człowieka, który łatwo nie rezygnuje – dodaje.
Ulubiona kuchnia Piotra Dyśkiewicza to – jak wspominał – kuchnia azjatycka, ale czy ma jakąś ulubioną potrawę? – Żeby nie powtarzać tego samego powiem, że wśród owoców morza najwyżej cenię krewetki. Biorę udział w półmaratonach. To co jem, szczególnie przed treningiem jest bardzo ważne. Krewetki, rukola, ryż zajmują miejsce w moim menu kurczaka czy schabowego, ale czasem daję się namówić na stek – przyznaje. – Jeden z najlepszych znalazłem w jednej z restauracji na Podolszycach. Wiem, że nie mogę podać nazwy, ale tam stek z polędwicy jest serwowany na kamieniu z lawy wulkanicznej. I prawda jest taka, że spróbuję go dziś zrobić w domu, chociaż bez użycia tego nietypowego kamienia – podsumowuje pan Piotr.
Specjalnie dla naszych czytelników Piotr Dyśkiewicz przygotował przepis swojej ulubionej potrawy – krewetek tygrysich.
[tabs]
[tab title=”Szybkie krewetki tygrysie w dwóch odsłonach Piotra Dyśkiewicza”]
Wariant pierwszy dla zabieganych
Składniki: paczka krewetek tygrysich, dwa ząbki czosnku, por, cytryna.
Na maśle podsmażamy zmiażdżony czosnek i drobno posiekanego pora, po kilku minutach dokładamy krewetki, smażymy po 3 minuty z każdej strony. Pieprzymy, solimy, skrapiamy cytryną – gotowe.
Wariant drugi dla tych, co mają 5 minut więcej
Składniki: paczka krewetek tygrysich, dwa ząbki czosnku, papryczki chili, natka pietruszki.
Papryczki przecinamy na pół, usuwamy nasiona i smażymy na maśle razem z czosnkiem. Dokładamy krewetki, smażymy po 3 minuty z każdej strony, posypujemy natka pietruszki, sola i pieprzem.
Życzymy smacznego![/tab]
[/tabs]