Czy gotowanie może wpływać na bliskość całej rodziny? Dlaczego najlepsze są tradycyjne, babcine przepisy? Jak smakuje prawdziwy, amerykański homar? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań w kolejnym wydaniu „Płockiej Kuchni”, w którym rozmawiamy z Magdaleną Woją, wiceprzewodniczącą rady powiatu.
Bohaterką tej odsłony naszego cyklu jest Magdalena Woja, wiceprzewodnicząca rady powiatu, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Bielsku, a prywatnie mężatka i mama dwójki dzieci.
– Jestem organizatorem i pomysłodawcą wielu inicjatyw oraz przedsięwzięć o charakterze kulturalno-oświatowym oraz promujących aktywność ruchową – mówi o sobie Magdalena Woja. – Przy udziale Samorządu Gminnego, Powiatu, radnych oraz prywatnych fundatorów, udało mi się zorganizować sporo wydarzeń, cieszących się wielką popularnością wśród mieszkańców – przyznaje.
Od lat uczestniczy we wszelkiego rodzaju spotkaniach z mieszkańcami, dba też o interesy lokalnych samorządów w nowej funkcji wiceprzewodniczącej rady powiatu. – Uczestniczę w sesjach oraz spotkaniach z mieszkańcami i organizacjami, przekazując istotne dla mieszkańców informacje – mówi wiceprzewodnicząca. – Moim mottem przewodnim, które od wielu lat przyświeca mojej pracy społecznej i zawodowej jest „Praca z ludźmi i dla ludzi” – zapewnia.
Nasza rozmówczyni należy do osób aktywnych, która nie cierpi na komfort zbyt dużej ilości wolnego czasu. Ten pozostały poświęca dzieciom: Zuzi i Aleksowi, książkom i… oczywiście kulinariom.
Są chwile, w których dbam o każdy szczegół stołu
Jak deklaruje nasza rozmówczyni, pomimo codziennych zajęć, znajduje czas na gotowanie. – Z racji obowiązków, mój codzienny kontakt z kuchnią ogranicza się jednak do podstawowych, niezbyt czasochłonnych działań – tłumaczy. – Rano przygotowuję szybkie, lekkie śniadanie dla dzieci, kanapki na drugie śniadanie, a późnym popołudniem obiadokolację dla całej rodziny – może niezbyt wyszukaną, ale trafiającą w gusta kulinarne dzieci – śmieje się. – To naleśniki, pierogi leniwe, pierś kurczaka bądź schabowy z frytkami i sałatki w przeróżnej postaci. W soboty i niedziele pojawiają się zupy, gołąbki, gulasze, bitki i inne dania w duchu polskiej tradycji – wymienia.
Na codziennym stole wiceprzewodniczącej znaleźć możemy potrawy, które są przygotowywane przez całą rodzinę. Wspólne gotowanie to bowiem coś, co może być ważnym budulcem bliskich relacji.
– Daje to nam dodatkową okazję do kształtowania rodzinnych relacji. W moim przekonaniu, to cenniejsze od samych potraw – dodaje.
Nie oznacza to jednak, że pani Magda nie przywiązuje uwagi do dań – wręcz przeciwnie. – Przy okazji szerszych spotkań i uroczystości rodzinnych podejmuję się przygotowania bardziej wyszukanych dań. Wtedy często inspiruję się jakimiś przepisami, ale także własnymi pomysłami kulinarnymi, które niejednokrotnie moi goście doceniają. Wtedy też dbam o każdy szczegół, w postaci dekoracji stołu, stosownej zastawy i wykwintnych przekąsek. W sezonie znajduję też czas na przygotowanie zimowych zapasów, przetwarzając ogórki, pomidory, paprykę i grzyby – opowiada.
Nie należę do osób, które przypalają wodę na herbatę
Kulinarne cuda, które wychodzą spod rąk szefowej bielskiego GOK-u, są chwalone przez jej rodzinę i przyjaciół. Sama jednak do swoich umiejętności podchodzi z dystansem. – Raczej nie należę do osób, które przypalają wodę na herbatę – śmieje się pani Magda. – Dobrze czuję się w klimatach kuchennych, a samo gotowanie nigdy nie było dla mnie przykrym obowiązkiem – wyjaśnia.
Kuchnia to pomieszczenie, w którym pani Magda spędzała mnóstwo czasu niemalże od zawsze. – Już jako nastolatka samodzielnie przyrządzałam dania dla mojej rodziny. To sprawiało mi ogromną radość, odciążając tym samym moją mamę, która oprócz pracy zawodowej miała także obowiązki w gospodarstwie – wspomina.
Właśnie z tamtych lat nasza rozmówczyni ma najwięcej ciepłych, kulinarnych wspomnień. – Pamiętam potrawy mojej mamy. Ukształtowały one mój gust smakowy. Do dzisiaj uwielbiam tradycyjne nieskomplikowane dania, w których królują ziemniaki, mąka, czasami zmienny farsz. Palmę pierwszeństwa w tej kategorii maja tzw. „bociany” – regionalne danie z regionu lubelskiego, wykonane mistrzowską ręką mojej mamy – dodaje Magdalena Woja.
Nie lubię słodkości
Ulubione smaki pani Magdaleny to dania kuchni polskiej, jednak nie ogranicza się ona tylko do nich. – Podczas wyjazdów służbowych, czy też rodzinnych, jestem otwarta na smaki regionalne polskie czy kuchni innych krajów – przekonuje. – Jestem ciekawa potraw, kojarzących różne smaki i podziwiam rozmach kucharzy, eksperymentujących gamą przeróżnych dodatków i przypraw – przyznaje.
Okazją do spróbowania czegoś egzotycznego była jej wizyta w USA.
– To sytuacja z wczesnej młodości, kiedy podróżowałam po Stanach Zjednoczonych. W jednej z renomowanych restauracji podano mi półmisek owoców morza, wśród których dumnie królował okazały homar. Przyznaję, że nie wiedziałam jak się zabrać do niego i innych dobrodziejstw mu towarzyszących – śmieje się. – Jednakże chęć poznania ich smaku pokonała moją niewiedzę i na swój sposób poradziłam sobie z tym daniem, z satysfakcją twierdząc, że było warto – opowiada.
Czego zatem wiceprzewodnicząca rady powiatu nie jada? Co ciekawe – słodkości, za którymi po prostu nie przepada. – Raczej nie należę do osób wybrednych, mój gust kulinarny jest dość nieograniczony, jednakże unikam potraw słodkich. W mojej kuchni, zarówno tej codziennej, jak i odświętnej, jest wyraźny deficyt w pieczeniu ciast i przyrządzaniu deserów i, jeśli mogę tak to ująć, to właśnie moją słabą stroną jest pieczenie ciast – wyjaśnia, podając czytelnikom PetroNews przepis na lubelskie „bociany”.
Lubelskie ,,bociany” Magdaleny Woja
Składniki:
- ziemniaki 2 kg
- mąka 2 kg
- woda 3 szklanki
- smalec 4,5 łyżki
- przyprawy do smaku: sól, pieprz
Przygotowanie:
Łączymy mąkę wraz z ciepłą wodą na stolnicy i zagniatamy ciasto. Do ciasta dodajemy 2 łyżeczki soli. Tak powstałe ciasto dzielimy na mniejsze kawałki.
Ziemniaki obieramy, płuczemy pod wodą. Następnie za pomocą tarki ścieramy je na malutkich oczkach. Na rozgrzaną patelnię wykładamy smalec, a gdy ten się rozpuści, wykładamy starte ziemniaki i smażymy tak, aby ziemniaki straciły surowy smak. Doprawiamy solą i pieprzem, przy czym pieprzu dajemy trochę więcej, by miały intensywniejszy smak.
Każdą z podzielonych części wcześniej przygotowanego ciasta kolejno rozwałkowujemy i wykładamy farsz ziemniaczany. Rozsmarowujemy go na całej długości. Zwijamy w rulon. Następnie kroimy go w kawałeczki, około 3-5 cm, według uznania.
„Bociany” wrzucamy do garnka z osoloną, wrzącą wodą. Fajnie smakują, gdy są polane tłuszczykiem ze skwarkami.
Życzymy smacznego!
jak można przypalić wodę w czajniku elektrycznym ha haha
karierowiczka z PSL-u
uklady ukladziki ….kto byl wojtem przed obecna kadencja ? Kto w sejmiku mial kadencje ??? Kto kogo kryl jak RIO mowila o nieprawidlowosciach ??? Dlaczego samorzadowcy z sejmiku nie chca pomoc teraz gminie skoro to ta sama gmina co kiedys( brak kolesi )??? hmmmm juz niebawem wybory pamietajcie na kogo glosujecie !!!!
Ale kto to?
Jak to ktooo, to jaaa zbuntowany ham
Jakie mile okularnice, zmysłowe szatynki gotują na łamach info Płock na pewno robią niebiański chlebek