„Płockie mosty na Wiśle” to tytuł najnowszej książki Piotra Gryszpanowicza. Skąd wziął się pomysł na książkę? Jak autor zbierał materiały i jaką tajemnicę kryje krzyż przy ulicy Boryszewskiej? O tym rozmawiamy z Piotrem Gryszpanowiczem, który zdradza nam kulisy wieloletniej pracy nad książką o płockich mostach.
Na spotkanie Piotr Gryszpanowicz przyniósł jeszcze pachnący drukarnią egzemplarz książki, przepięknie wydanej, wraz ze specjalną edycją zdjęć starych mostów, które można oprawić i ozdobić nimi swój dom. Dlaczego akurat mosty stały się bohaterem tej publikacji?
Materiały do książki z Berlina i z Moskwy
– Podczas poszukiwań materiałów do swojej pracy, znalazłem różne informacje, które pewnie wykorzystam do innych publikacji – wyjaśnia Piotr Gryszpanowicz. – Mosty płockie nie były właściwie dotychczas opisane w żadnej książce. Jedyną publikacją na ten temat była niewielka książeczka wydana przez Stowarzyszenie na Rzecz Budowy Mostu, w której znajdował się kilkustronicowy artykuł dra Wiesława Końskiego – dodaje.
Publikacja zawiera bezcenne fotografie z różnych okresów, przedstawiające nie tylko płockie mosty, ale i ludzi, którzy byli zaangażowani w ich budowę. Skąd autor pozyskiwał zdjęcia do publikacji?
– Między innymi z archiwów, w tym Archiwum Narodowego w Berlinie i Archiwum Cyfrowego w Moskwie – przyznaje Piotr Gryszpanowicz. – Ale i od prywatnych kolekcjonerów. Kiedy dowiadywałem się, że ktoś może mieć materiały na ten temat, dzwoniłem, umawiałem się na spotkanie i „zarażałem” tematem – śmieje się Piotr. – Przy drugiej książce było mi już łatwiej, gdyż środowiska kolekcjonerskie znały mnie i łatwiej było zdobyć ich zaufanie – tłumaczy.
Pierwszy płocki most popłynął do Włocławka
Założeniem autora tej niezwykłej książki było, aby każdy przytoczony przez niego fakt był udokumentowany.
– Szukałem w różnych źródłach, nawet kiedy pisałem o temperaturze powietrza, powoływałem się na artykuł z ówczesnej gazety, zawierający ten fakt. Ludzie przyzwyczajają się do informacji, które są w obiegu, dlatego szczególnie zależało mi na rzetelności materiału. Sam musiałem prostować informację, dotyczącą pierwszego mostu, kojarzonego z Janem Markiem Lajourdie, o którym to moście funkcjonowało przekonanie, że został rozebrany. A nie został rozebrany, lecz popłynął do Włocławka, a z Włocławka otrzymaliśmy inny most – zaskakuje Piotr Gryszpanowicz.
Aby zdobyć te szczegóły, autor książki o mostach dzwonił do Włocławka, gdzie skontaktował się z dr. Tomaszem Dzikim z Archiwum Państwowego w Toruniu oddział we Włocławku. – On również zajmował się mostami, ale o wymianie mostów między Płockiem a Włocławkiem nie słyszał. Zacząłem więc szukać w prasie z innych miast, która potwierdziła moją wersję – opowiada Piotr.
Z kancelarii Prezydenta RP uzyskał z kolei informację, którzy pracownicy otrzymali poszczególne medale. – Okazało się, że zachowała się część teczek, potwierdzających przyznanie medali. W wielu przypadkach jednak informacje te były zapisane jedynie w Monitorach, gdzie brakowało informacji z jakiego miasta są nagrodzeni pracownicy. Część nazwisk była mi znana, ale nie chciałem dać tylko częściowych informacji. Wolałem więc pominąć tę informację, aby nie wprowadzać nikogo w błąd – tłumaczy autor.
Za osobisty sukces przy tworzeniu książki Piotr Gryszpanowicz uznaje dotarcie do archiwum zakładowego PKP Polskie Linie Kolejowe. – Starałem się o to długo. Kiedy w końcu mi się udało, miałem 50 minut na spisanie tego, co mnie interesowało. Nigdzie nie spotkałem się z tak dużym zbiorem, dotyczącym mostów drogowo-kolejowych. Powiedziałem więc: „Niech pan daje wszystko co ma”. Zrobiłem telefonem ponad 2600 zdjęć. Całe szczęście, że miałem ładowarkę w samochodzie – śmieje się Piotr Gryszpanowicz. Jak tłumaczy, fotografował wszystko, żeby móc na spokojnie przeanalizować wszystko w domu.
Dzięki temu uzyskał m.in. dokumentację odbudowy mostu podczas drugiej wojny światowej, zdjęcia, materiały czy plany, które nigdy nie były publikowane.
Pomogła mi skrupulatność…
Zbieranie materiałów rozpoczął w 2012 roku, gdy postanowił napisać książkę o układzie komunikacyjnym Płocka. Informacji zebrał jednak tak dużo, że musiał wyodrębnić z tego materiał nt. płockich ulic oraz płockich mostów.
– Przez ostatnie 10 miesięcy trwały kwestie związane z pozyskiwaniem zdjęć, np. z kroniki zakładowej Huty Zabrze. Są to setki czy tysiące e-maili. Trwały w tym czasie również prace nad tekstem, który cały czas był aktualizowany, wraz z napływem nowych dokumentów. Ostatnie miesiące, oprócz samego składu, to głównie analiza archiwalnych gazet, w tym lokalnych – wyjaśnia.
W zbieraniu i analizie dokumentów na pewno pomogła mu inna pasja – tworzenie drzewa genealogicznego.
– Potrzebna jest równa precyzja i skrupulatność – przyznaje Piotr Gryszpanowicz. – Spotykałem się z myleniem faktów w różnych materiałach, przez co łatwo było się w tym pogubić. Dlatego w swojej książce bardzo zwracałem uwagę na zamieszczanie tylko potwierdzonych informacji. Pomogła mi w tym prasa, dzięki której mogłem odtworzyć chronologię wydarzeń – wyjaśnia.
Dodaje, że – aby mieć pełen obraz zdarzeń – sięgał po różne gazety i przeglądał je rocznikami równolegle. – Bywało tak, że przez kilkadziesiąt dni razem z pracownikami Biblioteki im. Zielińskich otwieraliśmy bibliotekę i zamykaliśmy – śmieje się. Co na to rodzina? – Nad książką pracuje wiele osób, pomimo że podpisuje się jedna – zaznacza Piotr. – Rodzina wspierała mnie, żona wykonała nawet korektę. Książka ma trzech recenzentów, oprócz tego pracowała nad nią redaktor, która nadała tekstowi ogłady. Jest tu sporo tekstu, więc i korekt było dużo – przyznaje autor.
Odrestaurujmy pomnik!
A sam tekst jest niezmiernie ciekawy, bo możemy dowiedzieć się z niego wielu interesujących szczegółów. Na przykład na temat krzyża, który znajduje się przy skrzyżowaniu ulic Boryszewskiej i Żyznej, gdzie kiedyś było łowisko dla myśliwych. Piotr Gryszpanowicz dotarł do zdjęcia, na którym widać, że aktualnie pomnik jest… zasypany częściowo ziemią. W rzeczywistości jest wyższy, a wszystkie jego elementy nawiązują do elementów płockiego mostu. Upamiętnia on śmierć inżyniera Bernarda Murawskiego, który zmarł w trakcie budowy mostu.
– Pan Bernard był najlepszym fachowcem od budowy kesonów [rodzaj fundamentu pośredniego, stosowany przy budowie mostów – przyp.red.] – wyjaśnia autor książki. – Warto odrestaurować ten pomnik, szczególnie, że zbliża się 80. rocznica jego śmierci. A przyjeżdżając do Płocka, inżynier podbił serca ówczesnych mieszkańców, jako fachowiec, członek Płockiego Towarzystwa Wioślarskiego, który postarał się o zapewnienie płockim policjantom miejsca do cumowania łodzi – tłumaczy.
Ze śmiercią Bernarda Murawskiego wiąże się pewna tajemnica, którą wnikliwi czytelnicy książki „Płockie mosty na Wiśle” być może wychwycą…
Podkreślić trzeba, że książka ma bardzo dużo zdjęć, których nie spotkamy nigdzie indziej. Pochodzą one z różnych źródeł, w tym z prywatnych kolekcji. – Za jednym zdjęciem potrafiłem chodzić miesiąc, chociaż niektórzy z widocznym żalem rozstawali się ze swoją własnością nawet na jeden dzień, do zeskanowania – zdradza Piotr Gryszpanowicz.
Przy okazji tworzenia publikacji, udało się pozyskać do Muzeum Mazowieckiego ogromną ilość archiwalnych zdjęć z archiwum zakładowego Płockiego Przedsiębiorstwa Robót Mostowych, które po wojnie odbudowywało i budowało mosty.
– Pojechałem osobiście do Warszawy do pana, który przyznał, że miał to wywieźć na śmieci, ale postanowił ocalić te materiały. Przyniósł dwa kartony zdjęć, ze sztandarami firmy, zdjęcia z całej Polski. To właśnie wtedy nabrałem pewności, że książka o mostach powstanie. A kolekcja? Dałem znać w Muzeum Mazowieckim i w całości trafiła do zbiorów płockiego muzeum – opowiada, zdradzając, że w przyszłym roku mija 80 lat budowy płockiego mostu, więc może z tej okazji zostanie zorganizowana specjalna wystawa.
Czy będzie kolejna nietypowa książka o Płocku? – Bardzo bym chciał, żeby była – uśmiecha się Piotr. Przyznał jednak, że materiału na pewno mu nie zabraknie.