Stefan Karczewski, właściciel firmy Inbud, 27 września zwołał przed ratuszem demonstrację. W otoczeniu swoich pracowników odczytał protest, w którym wyjaśnił, iż żąda ustąpienia Prezydenta Miasta Andrzeja Nowakowskiego, zastępcy Jacka Terebusa oraz p.o. dyrektora wydziału rozwoju i polityki gospodarczej miasta Anety Pomianowskiej-Molak, ponieważ wykonują swoje obowiązki nierzetelnie. Symbolem ich wyrzucenia miały być trzy taczki, do których przytwierdzone były kartki z nazwiskami.

– Nie możemy pozwolić, by pluł nam w twarz – emocjonalnie mówił Stefan Karczewski. – Musimy pokazać swoją siłę. Przyłączcie się do nas, ponieważ razem będziemy siłą tego miasta! Weźmy rządzenie w swoje ręce. Ci, którzy kochają nasze miasto, powinni się włączyć! Będziemy tu wracać, pomimo prób zastraszania… Przez działanie prezydenta miasta, ze 180 osób liczba zatrudnienia zmniejszyła się do 30. Jest nam nie do śmiechu. Dwa lata nas wstrzymują – kontynuował Stefan Karczewski. – My tu wrócimy. Zapraszamy w październiku 2016 – dodał na zakończenie demonstracji.
Inbud: Ratusz nas blokuje!

O co chodzi? Stefan Karczewski nie może doprowadzić do końca inwestycji, złożonej z 5 etapów, której jest inwestorem. Według niego, blokuje go Urząd Miasta Płocka, cofając mu już wydane pozwolenia na budowę. Sprawa otarła się nawet o wojewodę mazowieckiego, który uchylił zaskarżoną decyzję i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia przez organ pierwszej instancji.
Przypomnijmy, iż Prezydent Miasta Płocka odmówił wydania pozwolenia na użytkowanie lokali przy ul. Żyznej, tj. trzech znajdujących się tam bloków. W planie zagospodarowania przestrzennego miasta bloki miały dopuszczalne 4 kondygnacje z piątym, nieużytkowym poddaszem, przeznaczonym na pralnie i suszarnie. Stefan Karczewski bez uzgodnienia z urzędem przerobił je na mieszkania, wskutek czego ich liczba zwiększyła się. I tu nastąpił problem. Mieszkańcy owych pięter nie otrzymali aktów notarialnych, przez co będą musieli ponieść znaczne koszty na ubezpieczenie kredytów, które pobrali na zakup mieszkań.
Mieszkania zamiast pralni i suszarni – co dalej z “Osiedlem nad Rosicą”?

Podczas konferencji prasowej pełnomocnik pana Karczewskiego, radca prawny Andrzej Krysiuk, wyjaśniał, iż spór dotyczy przede wszystkim drogi, którą urząd miasta nakazuje wybudować na terenie inwestycji. Spór leży w koncepcji, kto jest właścicielem drogi? Inwestor, mieszkaniec, czy miasto? – Budowa dróg powinna leżeć po stronie gmin i miasta – sugeruje Andrzej Krysiuk. – Potrzebne jest jasne kryterium, ponieważ jeden inwestor nie może płacić za wszystkich dookoła. Jest to swego rodzaju wymuszenie na inwestorze – dodaje.
– Jestem inwestorem inwestycji niedrogowej – twierdzi Stefan Karczewski. – Nie miałem świadomości kosztów – przekonuje.
W 2014 r. Miejski Zarząd Dróg zwrócił się do pana Karczewskiego z żądaniem podpisania umowy, w myśl artykułu 16 w art. 16, że „Budowa lub przebudowa dróg publicznych spowodowana inwestycją niedrogową należy do inwestora tego przedsięwzięcia”. Zgodnie z tym pismem, ten ma ponieść koszty, kto spowodował konieczność budowy drogi. Natomiast, jak przekonuje inwestor, plan zagospodarowania przestrzennego tę drogę przewidywał już trzy lata przed uzyskaniem pozwoleń na inwestycję przez pana Karczewskiego, już w 2003, a tereny kupił w 2006 roku. Były wówczas zaplanowane drogi w planie zagospodarowania przestrzennego miasta.

– Najpierw jest kura, a potem jajko. Konieczność budowy drogi nie wynikała z inwestycji, bo drogi były już wyznaczone w planie miejscowym. Nie rozumiem, czemu mamy podpisywać umowę z Miejskim Zarządem Dróg, nie rozumiem tego, to powinno być negocjowane z urzędem miasta – twierdz Stefan Karczewski.
– Zaproponowano nam poniesienie kosztów w wysokości 1 mln 300 tys. zł, z czego wynika ta kalkulacja? Czemu mamy partycypować w kosztach? – wypowiada się radca prawny.

– W roku 2014 ukończyliśmy bloki 2, 3 i 4 na Żyznej, a po zakupie przez lokatorów, obowiązek partycypowania w kosztach przeniósł się na mieszkańców, są przecież współinwestorem tych mieszkań. Ponadto, przerobiliśmy poddasze na ww. blokach na mieszkania. I wystąpiliśmy o zgodę. Podobnie jak inne spółdzielnie. Jest to powszechnie praktykowane, np. w Mazowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Chemików czy Młodzieżowej – mówi Stefan Karczewski. – Jest jeszcze wstrzymanie pozwolenia na kolejny blok, ponieważ mamy problem z miejscami parkingowymi, nie możemy zapewnić dwóch miejsc, jak nam nakazuje urząd miasta – dodaje radca prawny.
– Cierpimy przez urzędnicze błędy: wydaje nam się pozwolenia, a potem je cofa. Cierpią na tym pracownicy Inbudu i właściciele mieszkań – kończy mecenas.
Ratusz: Chcemy, by mieszkańcy otrzymali akty notarialne
W odpowiedzi na demonstrację, zwołano konferencję prasową w urzędzie miasta. Wiceprezydent Jacek Terebus wyraźnie stwierdził:
– Wyrażamy oburzenie! Nie pozostaniemy bierni w stosunku do tych zarzutów, w stosunku do osób, pełniących funkcję. Kto kogo oszukał – podstawowe pytanie! Nie miasto miało drogę zbudować. W pierwszym pozwoleniu Stefan Karczewski uzyskał pozwolenie na budowę drogi w 2008 roku. Nie miał dostępu do drogi publicznej. Kto był inwestorem i inspektorem? Odpowiadamy: Stefan Karczewski. Nie pozwolimy, aby nas obrażał i oczerniał. Kto złożył do nadzoru budowlanego wniosek o wykonaniu budowy zgodnie z projektem budowlanym? Kto oszukał pierwszy? Poświadczył nieprawdę, że wykonał wszystko zgodnie z projektem. Wystąpił o budowę 58 mieszkań, a chciał zalegalizować następnie 72 lokale. Sam wziął na siebie koszt budowy drogi. W moim odczuciu, mieszkańcy już za tę drogę zapłacili, gdyż w momencie kiedy sprzedawał mieszkanie wiedział, że drogę wybudować musi. Na mapie projektowej z 2012 r. widnieje wytyczona droga – o pozwolenie na jej budowę prosił i je otrzymał po to, by mógł realizować inwestycję – zdecydowanie wyjaśniał wiceprezydent.
Tłumaczył także, że z względu na mieszkańców, miasto zaproponowało partycypację w kosztach. – Deweloperzy, którzy sąsiadują z drogą, będą również za nią płacić. Koszt, jaki zaproponowaliśmy panu Karczewskiemu to 1 mln 300 tys. zł – potwierdził kwotę podaną przez Stefana Karczewskiego wiceprezydent Terebus.

Podkreślił również, że plan zagospodarowania przestrzennego zmieniany jest dla mieszkańców, nie dla deweloperów. – Chcemy, by mieszkańcy mogli otrzymać akty notarialne. Spór trwa od 2015 r. Jeśli zostanie uchwalony, pan Karczewski będzie mógł uzyskać pozwolenie na budowę, bo wówczas jego budynki będą zgodne z planem miejscowym. Plan miejscowy ma pozwolić na zalegalizowanie wybudowanych na dziko mieszkań. Plan usankcjonuje tę samowolę – wyłącznie dla mieszkańców – podsumował Jacek Terebus.
Jednak Stefan Karczewski w to powątpiewa. – Jak mam zaakceptować miejscowy plan, skoro nie mogę zapewnić dwóch miejsc parkingowych dla jednego mieszkania? Jestem w kropce – stwierdził.
– Pan Karczewski powinien się cieszyć, że nie każemy mu rozbierać pięter – powiedziała dyrektor Aneta Pomianowska-Molak. – Musimy dostosować się do obecnej polityki parkingowej. Uchwalenie nowego planu zagospodarowania przestrzennego nastąpi jak najszybciej – zapewniła.
Joanna Winiarska