Coraz więcej mamy powodów do tego, aby bez specjalnego oporu i wahania opuścić przytulne domowe pielesze. Na myśli mam, oczywiście, nie tylko zbliżającą się coraz szybciej wiosnę, nie sposób bowiem nie dostrzec również niezwykle ciekawych projektów kulturalnych, z których możemy skorzystać w naszym mieście. Takim właśnie możemy się uraczyć w Płockiej Galerii Sztuki, która pragnie zachęcić zwiedzających interesującą, a jednocześnie zróżnicowaną ofertą artystyczną. W piątkowy wieczór odbył się wernisaż dwóch wystaw malarskich.
Już tradycyjnie można tylko z kronikarskiej dokładności stwierdzić, że wierna publiczność jak zwykle dopisała, choć na uwagę zasługuje również fakt, że każde wydarzenie tej instytucji przyciąga coraz to nowe osoby i to w różnych przedziałach wiekowych.
Powróćmy jednakże do tego, jakie wystawy zostały dla nas przygotowane tym razem. Na pierwszej z nich zebrano prace malarskie dwojga młodych artystów – Aleksandry Bujnowskiej i Arkadiusza Karapudy. Oczywiście, wybór obrazów nie nastąpił w sposób przypadkowy, a kluczem do zrozumienia ekspozycji jako całości jest jej tytuł, a mianowicie „Natura – Miejsce – Kultura”.
Postępując szarmancko, rozpocznijmy zatem od pań. Aleksandra Bujnowska jest warszawianką, zajmuje się malarstwem i fotografią. W 2006 roku ukończyła Akademię sztuk Pięknych w Warszawie na Wydziale Malarstwa pod kierunkiem prof. Jarosława Modzelewskiego. Artystka brała udział w wystawach w Polsce, Francji, Austrii i na Litwie.
Arkadiusz Karapuda natomiast urodził się w Żyrardowie. W 2007 roku ukończył studia na Wydziale Malarstwa w warszawskiej ASP pod kierunkiem prof. Marka Sapetto. Od 2011 roku jest doktorem w dziedzinie sztuki plastyczne, dyscyplinie – sztuki piękne. Pracuje jako adiunkt w macierzystej uczelni, w pracowni prof. Stanisława Baja.
Co jest osnową, kodem malarskiego wyrazu, który połączył prace tych dwojga artystów w spójną, jednorodną pod względem semantycznym ekspozycję? Tym nadrzędnym mianownikiem okazało się miejsce.
Tu należałoby się zastanowić, jakie my sami mamy wyobrażenie o miejscu, jakie znaczenie mu przypisujemy i jakie z nimi tworzymy relacje? Są lokalizacje zupełnie nam obojętne, które nie wpływają na nasze życie i rozumienie świata, najczęściej nigdy tam nie byliśmy, albo też zupełnie ich nie dostrzegliśmy. Są również miejsca, którym został przypisany powszechny zachwyt publiczności – wodospad Niagara, Park Yellowstone, formacja Uluru w Australii, majestat Himalajów, czy też przestrzenie stworzone myślą i ręką człowieka – egipskie i azteckie piramidy, Taj Mahal, Sagrada Familia, dokonania Niemeyera i Le Corbusiera oraz wiele, wiele innych. Są również miejsca zupełnie nie spektakularne, a jednak w przedziwny sposób jesteśmy z nimi związani i nadajemy im emocjonalny charakter. To chociażby miejsce, w którym się wychowaliśmy lub te, które wybraliśmy do zamieszkania, albo też spotkaliśmy swą pierwszą miłość.
Przyznacie Państwo, że nie każdy z nas ma widok z okna na wieżę Eiffla, a jednak przywiązujemy się do swej najbliższej lokalnej przestrzeni, co pewnie daje nam i poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji.
Nasi młodzi artyści poszli o krok dalej, mianowicie udowadniają nam, że z pozoru zwyczajne, wydawać by się mogło typowe miejsca, mogą dla nas nagle nabrać zupełnie intymnego i indywidualnego znaczenia, skrywać sacrum, inspirować nas i, co najważniejsze, wewnętrznie wzbogacać.
Aleksandra Bujnowska maluje swe dość duże formatowo obrazy farbami olejnymi, a nawet… długopisem. W swych pracach poszukuje miejsc związanych z przyrodą, jednakże inspiracją są dla niej także wykonane przez siebie zdjęcia, jak również filmy i fotografie wyszukane na targach staroci. Somnambuliczne pejzaże zawierają najczęściej jakąś tajemnicę, zagadkę, prowokują do uznania ich za wyjątkowe. Surrealistyczny nastrój obrazów wskazuje, że świat realny jest dla artystki jedynie kanwą do stworzenia własnej twórczej przestrzeni, która oddziałuje na nas i pewnie nas wewnętrznie zmienia, budzi naszą wrażliwość na rzeczy i miejsca, które do tej pory mijaliśmy bez szczególnej refleksji.
Poszukiwania miejsca w zupełnie innej konwencji podjął Arkadiusz Karapuda. Dla niego niezwykle interesującą płaszczyzną kreatywnych poszukiwań jest przestrzeń miejska i związana z nią specyficzna kultura. Zurbanizowane przestrzenie geometryzują krajobraz, zaprowadzają w naturze swój porządek. To z kolei prowokuje do tworzenia własnych światów, które, oczywiście, nie mają swych realnych odpowiedników. Czy w tym świecie rzędów przecinających się płaszczyzn, prostych i geometrycznych wzorów jest miejsce dla człowieka? Jak najbardziej tak, jego postać pojawia się w wielu obrazach, choć jest to tylko bezosobowy ślad, którym jest cień zaplątany w bryły zurbanizowanego pejzażu.
Jest to niewątpliwie trafna obserwacja, bowiem nasza anonimowość stała się immanentną cechą miejskiej kultury, bardzo ją cenimy i o nią zabiegamy. Z drugiej strony, tętno miejskiego życia jest tak przyspieszone, że ludzie, których spotykamy codziennie na swej drodze, stają się tylko migawką, fleszem, pozbawionym indywidualnych cech odciskiem w pokładach naszej pamięci.
Na podsumowanie warto zauważyć, że obrazy obojga artystów zostały wykonane z „benedyktyńską” dokładnością i cierpliwością. Czyżby po okresie malowania „na skróty” i stosowania różnego rodzaju zabiegów i warsztatowych sztuczek, przyspieszających proces twórczy, byłby to swoisty powrót do źródeł, polegający na nadaniu dziełu indywidualnego piętna, poprzez poświęcenie obrazowi swej kreatywnej uwagi, czasu, refleksji oraz skupienie własnych emocji?