Zupełnie inny rodzaj estetycznych dociekań możemy napotkać w „Galerii Kreski”. Tu właśnie, na okres pomiędzy walentynkami a dniem 8 marca, otwarto ekspozycję ze zbiorów własnych Płockiej Galerii Sztuki pod nazwą „Kobieta – anima”. Ekspozycja zawiera niesamowicie interesujące obrazy Tadeusza Ciesiulewicza, Antoniego Fałata, Benona Liberskiego, Romualda Drzewieckiego, Antoniego Boratyńskiego, Stanisława Mazusia, Mieczysława Majewskiego, Mirosława Piotrowskiego, Henryka Płóciennika i wielu innych.
Oczywiście, wszystkie prace nawiązują do motywu kobiety. Jeżeli zastanowimy się nad naszą kulturą i sztuką tworzoną obecnie, jak i wiele tysięcy lat temu, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wizerunek kobiety jest jednym z najważniejszych elementów napędzających ludzką kreację. Witalność, niepowtarzalność, kwintesencja naturalnego piękna, nieprzewidywalność, tajemnica, kreacja, bogactwo różnorodności, wyjątkowość i pożądanie – to określenia, które przyszły mi do głowy po obejrzeniu wystawy. Być może jestem tu „obciążony” własnym przekonaniem, że kobieta jest specyficznym bytem astralnym, fenomenem, który już od milionów lat „napędza” naszą cywilizację, jest siłą sprawczą i determinującą, tworzy i burzy jednocześnie, jest także początkiem i końcem wszystkiego. Lecz to są tylko moje dywagacje, a czy wystawa faktycznie przenosi takie przesłanie, możecie się Państwo przekonać, odwiedzając naszą galerię.
Co warte zauważenia, piątkowy wernisaż odbył się w zupełnie nowej konwencji, która – jak zapowiada Dyrektor PGS, Alicja Wasilewska – stanie się obowiązującą formułą kolejnych wydarzeń tej placówki. Przed częścią oficjalną zorganizowano spotkanie autorskie, w trakcie którego poprzez swobodną, niezobowiązującą rozmowę z Arkadiuszem Karapudą, widzowie mogli bliżej zapoznać się z jego twórczością, jak i nieobecnej ze względu na kontuzję, Aleksandry Bujnowskiej. Skąd ten pomysł? Wyłącznie po to, by zbliżyć ambitną sztukę do szerokiej publiczności, by „odbrązowić” salonowy brąz. Gdyby galerie budowano wyłącznie dla krytyków, historyków sztuki i innych ludzi biegłych w tajnikach estetyki, dla przeprowadzenia ich górnolotnych rozważań wystarczyłby niezbyt duży kontener.
Tym niemniej, w opinii społecznej funkcjonuje jeszcze zbyt wiele stereotypów, które wciąż skutecznie powstrzymują ludzi z decyzją o przekroczeniu progu galerii, od najbardziej banalnych, jak chociażby ten, że na taką okazję koniecznie trzeba wbić się w smoking, garnitur, a co najmniej upiąć z mozołem niewygodną muszkę. Jeżeli zerkniecie Państwo na moje zdjęcia z wernisażu, to taki pogląd jest zupełnie nieuprawniony.
Poza tak formalnymi atrybutami jak ubiór publiczności, galerie i inne placówki kultury już dawno porzuciły w swym funkcjonowaniu blichtr wyjątkowości i sacrum, jak od wieków już nie chodzi się po błyszczących posadzkach w filcowych kapciach i w nabożnym milczeniu. Teraz te obiekty podczas wernisażu oraz wielu innych projektów kulturalnych stają się miejscem spotkań, czasem dyskusji, ale jeszcze częściej pogawędek zarówno ze znajomymi, jak i dopiero co poznanymi ludźmi, a także przede wszystkim ciekawą propozycją na aktywne spędzenie wolnego czasu. Dodajmy – za darmo, bowiem na wernisażach nikt nie zażąda od nas biletów, czy też zaproszeń, a wręcz poczęstuje ciastkiem, napojem, lampką wina.
Poza tym, nikt też nie sprawdzi zaraz przy wejściu naszej wiedzy z zakresu estetyki. Na początek możemy tylko w skrytości ducha lub jeżeli chcemy, to na głos stwierdzić, czy coś nam się podoba, czy też nie, a jeżeli będziemy w miarę zainteresowani i konsekwentni, niezwykle szybko wyrobimy sobie własny sposób poznawania artystycznych dokonań.
A zatem cóż… Spotkajmy się w galerii!
I w żadnym wypadku nie jest to wyzwanie, a jedynie zachęta i zaproszenie.