Czy nie jest irytującym fakt, że kupujemy ubrania z metką -70%? Jeśli sklep decyduje się na taką obniżkę, to nie oznacza nic innego jak to, że na tych nieprzecenionych ciuchach czy nowych kolekcjach zarabia bajońskie sumy. Za każdym razem, gdy widzę koszulkę za 29.90 z napisem -50% mam wrażenie, że osoba która kupiła go wcześniej bez tej promocji została okradziona w świetle ciepłych lampek wystawy.
Pomijam oczywiście fakt, że męska świadomość cen podpowiada mi, że producent płaci za ten towar najwyżej symbolicznego juana i każda wyprzedaż w markowych sklepach to żniwa na naiwnych konsumentach. Ale to nic. Konsumenci lubią czuć się dopieszczeni i swój łup traktować jako zwycięstwo nad innymi, którzy na taką promocję się nie załapali.
Wyprzedaże w salonach samochodowych to okres, w którym można jasno zrozumieć ile producenci aut na nas tak naprawdę zarabiają. Czy kiedyś zaoferują nam promocję -50%? Same samochody, choć ich sprzedaż przynosi dochód, to dopiero początek wpływów dla producenta. Kolejne, znacznie większe dochody to serwis, materiały eksploatacyjne, części czy dodatki. Producent łupie również dealerów, których szkoli i wyposaża, a sprzęt i akcesoria ma w cenach, które normalnego śmiertelnika przyprawiłyby o atak śmiechu. Kiedy wymieniam jakąś część w aucie mogą dobitnie stwierdzić, że gdybym chciał z zakupionych u dealera części złożyć sobie samochód jak z klocków, to dealer do końca roku mógłby już pojechać na zasłużone wakacje w Egipcie.
Czy więc samochody, które kupujemy są naprawdę tanie? Jakie możliwości negocjacji mają handlowcy w salonach? Na to mogliśmy odpowiedzieć sobie dzisiaj podczas Auto-Park w Galerii Handlowej Mazovia.
Musimy mieć świadomość, że samochód, który widzimy w reklamie za 39.900 zł najczęściej albo wymaga dokupienia mnóstwa rzeczy, aby w ogóle ruszył albo nie doczytaliśmy, że chodzi o kredyt 50/50 i podawana jest tylko kwota pierwszej wpłaty. Kolejne symboliczne 39.900 zł możemy zapłacić już po roku.
Czy w ogóle można kupić samochód tani do 60 tys. zł, ale wyposażony w niezbędnę w XXI wieku dodatki jak radio, siedzenia, klimatyzacja czy kierownica? Okazuje się że można. I nie zawsze musimy godzić się na kompromisy.
Rozpatrzmy więc kilka modeli, które mogliśmy obejrzeć dzisiaj na Auto-Park.
Skoda Citygo
Posiadaczem najmniejszej Skody w promocji wyprzedażowej możemy stać się już za 28.990 zł. To raptem 2 lata przeciętnej pensji Pani Kowalskiej. Niestety, za te pieniądze otrzymamy gratis jedynie powietrze w kołach i haczyki na słupach, na których możemy powiesić berecik. Rozpatrzmy wersję, która nie tylko porusza się żwawo, ale i przypomina nam, że jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej.
Citygo Ambition 1.0 75KM (36.590 zł) 5-drzwi
Mały i funkcjonalny samochodzik, który jest oferowany zarówno ze znaczkiem Skody, Volkswagena i Seata. Konkurent Pandy czy raczej w większym stopniu trojaczków z Kolina (Citroen C1, Toyota Aygo i Peugeot 107). 75KM pozwoli nam w miarę bezpiecznie wyprzedzać, a klimatyzacja i radio z CD w standardzie pozwoli zapomnieć o tym, że nasz samochód jest mniejszy niż wszystko inne co porusza się po drogach. Za 1500 zł dostaniemy felgi aluminiowe, a za kolejne 1400 – lakier metalik.
Z salonu wyjeżdżamy więc samochodem za trochę ponad 39 tys. zł, który jeździ, gra i wygląda. Nie jest źle. W dodatku jeśli zdecydujemy się na rozmowę i zadeklarujemy, że jesteśmy zainteresowani zakupem, możemy uzyskać jeszcze 2% upustu od ceny. Taki bonus zaproponował mi przedstawiciel Skody i Fiata na swoje auta w związku z wystawą Auto-Park. 2% na samochód to może nie 70% na pobliskiej witrynie na kapeluszach, ale to kolejne 800 zł w kieszeni, które pozwoli nam zamówić np. podgrzewane fotele. Nie zapominajmy też, że na starcie dostajemy -4000 zł od cen podstawowych. Przy tak nikłej cenie auta to miły gest.
Super się czyta i sporo się można dowiedzieć.
Świetna relacja, gratuluję :)