Miało być pewnie i tak też było. Wisła nawet na chwilę nie pozwoliła uwierzyć gospodarzom w pozytywny wynik. Od kilku meczów Wisły z ekipą z Lubina, płocczanie wygrywają wysoko, podobnie było i tym razem.
Spotkanie w Lubinie rozpoczęło się od udanych akcji Tioumenceva i Syprzaka, dzięki czemu dość szybko płocczanie zbudowali dwubramkową przewagę. Gospodarze popełniali na początku spotkania fatalne błędy, które po prostu nie powinny mieć miejsca na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej. Nawet gdy Zagłębie wypracowało dogodną sytuację rzutową, to na ich drodze stał jeszcze Adam Morawski, który nie dał się zaskoczyć słabym rzutom gospodarzy. Pierwszą bramkę lubinianie zdobyli dopiero w 7. minucie przy wyniku 1:5. Wisła tego dnia bawiła się na parkiecie i już w 10. minucie po bramce z drugiej linii Angela Montoro prowadziła 1:8. Od tej chwili w bramce Wisły swoje show zaczął Adam Morawski, który odbijał niemal wszystko, co leciało w światło bramki, a jego koledzy z pola wykorzystywali to niemal idealnie. Efektem tak dobrej gry w obronie był wynik z 18. minuty meczu – 3:14 dla Wisły. Gospodarze szukali swoich szans w szybkim ataku, ale to była woda na młyn dla Wisły, ponieważ każda z tych prób przynosiła szybkie straty, z których płocczanie wyprowadzali kolejne łatwe akcje, zakończone skutecznymi rzutami. Na 5 minut przed końcem, po dwóch udanych kontrach Mariusza Jurkiewicza, było 8:21. Końcowe minuty należały do gospodarzy tego meczu, którzy odrobinę poprawili wynik. Na przerwę podopieczni Manolo Cadenasa schodzili z przewagą dziewięciu bramek – 13:22.
Druga odsłona rozpoczęła się od kilku dziwnych akcji z obu stron, ale team z Płocka jako pierwszy uspokoił swoją grę. W 34. minucie, po bramce Adama Wiśniewskiego, było 15:25 dla Wisły. Kolejne minuty nie przyniosły zbyt wiele emocji. Mecz wyglądał, jakby musiał się po prostu odbyć, a żadna z drużyn nie forsowała tempa i nie próbowała zrobić czegoś więcej. Zagłębie grało odrobinę skuteczniej i dzięki temu w 45. minucie zbliżyło się do Wisły na osiem bramek straty – 21:29. Poziom tego spotkania spadał z minuty na minutę, co – patrząc żartobliwie – pozwoliło zrozumieć, dlaczego ten mecz nie był rozegrany w nowo wybudowanej hali w Lubinie. Na nią trzeba po prostu zasłużyć, a Zagłębie nie robi zupełnie nic, by przyciągnąć kibiców na swoje spotkania. Oczywiście to tylko żart, a poważnie mówiąc, w nowej hali odbywał się wówczas wielki turniej w badmintonie.
W bramce Wisły na ostanie kilkanaście minut pojawił się Rodrigo Corrales, który odbił kilka piłek i pozwolił płocczanom ponownie powiększyć prowadzenie do dziesięciu bramek – 24:34. W końcowych minutach gospodarze nie próbowali zniwelować strat, a goście nie próbowali zrobić krzywdy sobie i dzisiejszym rywalom. Dlatego wynik cały czas oscylował wokół dziesięciu bramek przewagi nafciarzy. 40. bramkę dla Wisły w tym spotkaniu zdobył Mateusz Piechowski. Wisła zagrała spokojnie, ale pewnie i w ten właśnie sposób pokonała Zagłębie Lubin 31:41.
Zagłębie Lubin – Wisła Płock 31:41 (13:22).