REKLAMA

REKLAMA

Płock na szlaku. Dariusz Ciarkowski: Na karnawał do Rio, patrząc na zachód słońca

REKLAMA

Każdy z nas pewnie marzy o tym, żeby w wolnym czasie wyjechać gdzieś, w znane lub nieznane tereny, na łono natury czy do luksusowego hotelu, w gorące kraje z piaszczystą plażą albo na chłodne łono Antarktydy… Gdzie podróżuje Płock? Jakie miejsca w pobliżu naszego miasta polecają nasi rozmówcy? Zapraszamy na kolejny odcinek nowego cyklu – „Płock na szlaku”.

Przeczytajrównież

Lubi zgiełk miasta i odgłosy tłumów, czy może woli zaciszne uliczki sennych miasteczek? Gdzie faktycznie nagrywano sceny z filmu „Ojciec Chrzestny”? O tym i nie tylko, opowiedział nam Dariusz Ciarkowski, wiceprezydent naszego miasta. Pomimo, że ma bardzo mało czasu ze względu na pełnione obowiązki, znalazł dla nas chwilę.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Pewnie mało kto wie, że obecny wiceprezydent Płocka był również wójtem, burmistrzem czy dyrektorem. – Poza tym, mam doświadczenie jako nauczyciel, prywatny przedsiębiorca, doradca biznesowy czy prezes spółki. Trochę się tego uzbierało – wyznaje nam  szczerze. Wśród zainteresowań, nasz rozmówca bez namysłu wymienia: film, historię II wojny światowej, czytanie gazet i książek, no i oczywiście czas spędzony z rodziną, szczególnie z czterema wnukami. – To dopiero jest wyzwanie – uśmiecha się bohater dzisiejszego odcinka.

FRANCJA Z POZIOMU MOTOCYKLA

Pan Dariusz chętnie wspomina najlepszą podróż, jaką dotąd udało mu się przeżyć. – To wyprawa z żoną, na motocyklu Yamaha Drag Star 1100 do Francji, a konkretnie w góry Wogezy. Jazda motocyklem górskimi serpentynami, podziwianie widoków na szczycie Grand Ballon, to niezapomniane wrażenia – opowiada wiceprezydent. – Fantastyczne widoki, zamki na skałach i wieczorne kolacje w gronie braci motocyklistów – odkrywa nam swoją pasję pan Dariusz.

– Zresztą, tego nie da się opowiedzieć, to trzeba zobaczyć i przeżyć, koniecznie z poziomu motocykla. Niski klang choppera, iskry spod podestów na zakrętach i prędkość, pozwalająca na podziwianie widoków, to najlepsza rekomendacja dla tej formy poznawania świata – obrazowo przedstawia nam swój sposób zwiedzania. A czy podróże, według Dariusza Ciarkowskiego, kształcą? – Zdecydowanie tak, i to niezależnie od sposobu wykorzystania czasu podróży – odpowiada  bez zastanowienia.

Mont Sainte Odile, Alzacja. Fot. archiwum prywatne Dariusza Ciarkowskiego
Mont Sainte Odile, Alzacja. Fot. archiwum prywatne Dariusza Ciarkowskiego

KLIMATYCZNE KAFEJKI SYCYLII

Jak się okazuje, pana Darka męczą wszelkie formy grupowego zwiedzania i wycieczki typu „od-do”. Nie dla niego są plany dnia i… – „Przeganianie” uczestników po mieście, nie dając szansy na podglądanie ciekawych miejsc. Lubię zajrzeć w wąskie uliczki, poza uczęszczanymi szlakami, usiąść w kafejce i przyglądać się życiu ulicy. To studnia wrażeń – opowiada nam z uśmiechem na twarzy.

Podaje nam również przykład swojego nietypowego odkrycia. – Ostatnio, podczas pobytu na Sycylii, wybrałem się wraz z rodziną do miasteczka Savoca, gdzie faktycznie kręcono sceny do filmu „Ojciec Chrzestny”, a nie, jak większość osób przypuszcza, w Corleone. Proszę sobie to wyobrazić – mała wiejska knajpka, w której Michael prosi ojca Apolonii o pozwolenie widzenia się z jego córką, cicha muzyka z filmu w tle, miejscowi siedzący na murku z kamieni i leniwie palą fajkę, wszystko senne, pełne uroku, z dala od miejskiego zgiełku – przenosi nas swoją opowieścią w klimat filmu i kafejki w Savoca.

Trzeba przyznać, że nasz rozmówca jest mistrzem w przywoływaniu obrazów podczas swoich opowieści. Mało kto z taką dokładnością opisuje miejsce i klimat chwili, która trwa i żyje w panu Dariuszu, umie ją „oddać” tak, że wręcz wywołuje tęsknotę w słuchaczu za tym miejscem. – Córka zaraziła mnie miłością do Sycylii. Takie klimaty jak tam, trudno spotkać w Europie. Na Sycylii czas się zatrzymał. Jest Sycylia i Europa – tłumaczy.

Taormina, Sycylia. Fot. archiwum prywatne Dariusza Ciarkowskiego
Taormina, Sycylia. Fot. archiwum prywatne Dariusza Ciarkowskiego

BEZ GROSZA W KIESZENI, ALE Z… APARATEM

W trakcie naszej rozmowy dowiadujemy się, że wiceprezydent lubi odkrywać jednak rzeczy nowe, ale jednocześnie tęskni do miejsc dobrze mu znanych. Chciałby pojechać w wiele miejsc, wiele rzeczy jeszcze pragnie zobaczyć. – Każde nowe miejsce wzbogaca o nowe refleksje. Jestem ciekawy świata i poznawanie go daje mi szansę pełniejszego przeżywania wszystkiego, co dzieje się tu i teraz. Na moje odkrycie czeka Daleki Wschód i Wietnam – zwierza nam się.




Czy Dariusz Ciarkowski potrzebuje znajomości języków obcych, aby swobodnie poruszać się po świecie? – Dotychczas poruszałem się głównie po Europie i naszych wschodnich sąsiadach. Język angielski i rosyjski w zupełności mi wystarczył. W trudnych sytuacjach pozostaje pismo obrazkowe lub język migowy – żartuje.

Pan Dariusz uważa, że wcześniejsze zapoznanie się z opisem w przewodnikach pozwala uniknąć wielu niezręcznych sytuacji, w których nie chcielibyśmy się znaleźć. – No i najważniejsza jest otwartość na ludzi, bez niepotrzebnego „spinania się”. Przypominam sobie mojego 6-letniego syna, który znając dwa słowa po włosku: „uno” i „grazie”, doskonale radził sobie w sklepach i restauracjach Wenecji – wspomina.

Biorąc pod uwagę ilość podróży wiceprezydenta, zapewne są rzeczy, bez których bohater naszej rozmowy nie może obejść się poza domem? – Wyjeżdżając gdziekolwiek, sprawdzam czym mam przy sobie dokumenty i karty płatnicze. Chociaż… jestem jak „kobieta pracująca” i żadnej pracy się nie boję, mógłbym więc ograniczyć się tylko do dokumentów – uśmiecha się ciepło pan Dariusz. Według niego, podstawą każdej podróży jest dobry przewodnik, pomimo wielu rzeczy, których możemy dowiedzieć się z ogromnej liczby internetowych informacji. Reszta rzeczy zabranych w daleką drogę stanowi jedynie dodatki. No, ale jest jeszcze jedna rzecz, oprócz dokumentów, którą pan Darek zabiera ze sobą i jest to… aparat fotograficzny. A dlaczego? – Aby chociaż podjąć próbę zamknięcia naturalnego piękna w cyfrowym kadrze – tłumaczy.

Na serpentynach Wogezy. Fot. archiwum prywatne Dariusza Ciarkowskiego
Na serpentynach Wogezy. Fot. archiwum prywatne Dariusza Ciarkowskiego

Z SANNIK WPROST NA KARNAWAŁ W RIO

Z racji wykonywanych obowiązków, nasz rozmówca bywa w różnych miejscach, w tym w okolicach Płocka, ale jest miejsce, w które pojechałby jeszcze raz. W nieco innej formie i klimacie chciałby spędzić tam niezapomniane chwile. – Najchętniej dałbym się zaprosić do Europejskiego Centrum Artystycznego im. Fryderyka Chopina w Sannikach – przyznaje. – Miałem okazję być na uroczystym otwarciu, po odnowieniu pałacu i parku, ale była to oficjalna impreza, było mnóstwo ludzi. Marzy mi się kameralna atmosfera, wczesny zachód słońca i koncert na pianinie utworów Chopina w parku, ale to jeszcze przede mną – dzieli się z nami swoim skromnym marzeniem.

Z żalem zadajemy ostatnie pytanie, bo pan Dariusz jest wspaniałym rozmówcą, z ogromnym bagażem miłych wspomnień, którymi chętnie się dzieli. Opowiedział nam już o swoim skromnym marzeniu, a gdyby wygrał w totka – gdzie wtedy by wyjechał, co chciałby zobaczyć?

Odpowiedź na to pytanie pada natychmiast. – Karnawał w Rio. To moje marzenie od bardzo wielu lat, i z roku na rok przekładam jego realizację. Chociaż znawcy przedmiotu twierdzą, że prawdziwe marzenia nigdy się nie spełniają, to głęboko wierzę, że nauka samby jeszcze przede mną. Na razie pielęgnuję mój brzuch, przyzwyczajając go do przyszłych wyzwań – żartuje na zakończenie naszej rozmowy.

Na parkingu w Luxemburgu. Fot. archiwum prywatne Dariusza Ciarkowskiego
Na parkingu w Luxemburgu. Fot. archiwum prywatne Dariusza Ciarkowskiego

Życzymy realizacji marzeń, a przynajmniej tego jednego – zatańczenia samby na karnawale w Rio de Janeiro, w Brazylii.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU