Zamknij

Radosław Malinowski na szlaku: Ostatni rzut oka na Manhattan

20:17, 12.11.2015 Agnieszka Stachurska Aktualizacja: 13:00, 25.02.2017
Skomentuj
Każdy z nas pewnie marzy o tym, żeby w wolnym czasie wyjechać gdzieś, w znane lub nieznane tereny, na łono natury czy do luksusowego hotelu, w gorące kraje z piaszczystą plażą albo na chłodne łono Antarktydy... Gdzie podróżuje Radosław Malinowski? Jakie miejsca w pobliżu naszego miasta poleca? Zapraszamy na kolejny odcinek naszego cyklu - "Płock na szlaku".

Wicedyrektor Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki, zaangażowany w organizację różnego rodzaju imprez w naszym mieście. Jaką dotychczasową podróż mógłby nazwać wyprawą swojego życia? A może taka jeszcze jest przed nim?

Jak nie kochać Nowego Jorku?

- Jak dotąd moja najlepsza wyprawa to wyjazd do Stanów Zjednoczonych, do znajomych, którzy mieszkają tam już od dobrych kilkunastu lat - mówi bez namysłu Radosław Malinowski. - Jestem im bardzo wdzięczny za to, że pokazali mi Amerykę, której w innym przypadku pewnie bym nie poznał. Oprócz pracy znajdują również czas na pasję, którą są motocykle. Miałem wtedy okazję poczuć się jak prawdziwy bohater filmu drogi - śmieje się wicedyrektor POKiS.

Jak to wyglądało w praktyce? - Autostrada, motocykliści, jazda pod samą granicę z Kanadą, dzika przyroda, własnoręczne ścinanie drzew na opał i skowyt kojotów podchodzących w nocy do ogniska. Nad ranem rozgrzewanie maszyn i dalej w nieznane - widać, że te wspomnienia są w panu Radosławie nadal żywe. - Zwiedziłem wtedy całkiem spory kawałek wschodniego wybrzeża i pewnie nie będę tutaj bardzo oryginalny, ale Nowy Jork zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mojito i jam session na Manhattanie, noc na Brooklinie, polskie żarcie na Greenpoincie, śmierdzący i duszny Subway, no i nowojorczycy, uśmiechnięci, życzliwi, trochę dziwni, każdy w swoim specyficznym świecie. I jak tu się nie zakochać w NY? - pyta retorycznie nasz rozmówca.

Tradycyjnie pytamy, czy pan Radosław również jest przekonany, że podróże kształcą? - Adrenalina, która towarzyszy nam przed nieznanym, jest najfajniejsza. Nie ma wtedy znaczenia czy to safari w afrykańskiej dżungli, czy wycieczka rowerowa w okolicznych lasach. Ostatnio przekonałem się, że jak nie zna się leśnej ścieżki, to lepiej nie wjeżdżać w nią po zachodzie słońca, a jeżeli już, to na pewno trzeba wyposażyć rower w przednie światło. Tak więc trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem i tylko ktoś naprawdę odporny na wiedzę nie skorzysta z edukacyjnego wymiaru każdej, nawet najkrótszej wyprawy - przyznaje wicedyrektor POKiS.

- Niedawno spędziłem urlop na Sycylii. Od lat odkładany wyjazd był nad wyraz pouczający, również pod kątem poznawania historii tej przepięknej wyspy. Przy butelce wina i owocach morza wsłuchiwałem się w opowieści Massimo i Ewy o tym, jak pod powierzchnią wyspy Ortigii, starej części Syracuzy, znajduje się jeszcze wiele nieodkrytych pomieszczeń z czasów starożytności - wspomina Radosław Malinowski.

Uwielbiam być odkrywcą...

Podobno prawdziwy podróżnik musi być odkrywcą. Jak jest w przypadku naszego rozmówcy? Lubi odkrywać nowe miejsca, czy wraca do miejsc dobrze znanych?

- Każdy z nas ma w sobie trochę z odkrywcy - mówi z przekonaniem Radosław Malinowski. - Odczuwam dziką przyjemność, gdy stawiam swoje stopy tam, gdzie mnie jeszcze nie było. Uwielbiam poznawać nowe miejsca, ludzi i ich zwyczaje, chętnie przyglądam się ich codziennemu życiu. Dużo analizuję i porównuję, przekładając to wszystko na swój język. Podróżuję w różnych celach. W poszukiwaniu przygód, słońca, śniegu, czasami aby uciec od prozy życia codziennego, a czasami aby zwyczajnie odpocząć. Za każdym razem jednak staram się odkryć coś nowego, bez względu na to gdzie jestem - przyznaje.

- Często wybiegamy swoimi marzeniami o podróżach daleko w nieznane, a mnie wielokrotnie trafia się odkryć coś interesującego niezwykle blisko. Urodziłem się, wychowałem i mieszkam w Płocku już prawie 40 lat i zdarzają się tu takie miejsca, które odkrywam po raz pierwszy lub zupełnie od nowa. Wystarczy wyostrzyć trochę zmysły i nagle nieznana uliczka potrafi mieć więcej uroku niż niejedna promenada gdzieś nad oceanem. Najfajniejsze jest to, że miejsc do odkrycia jest nieskończenie wiele, więc zajęcia z pewnością wystarczy do końca życia - śmieje się pan Radosław.

A jak jest ze znajomością języków? Czy bariera językowa jest dla wicedyrektora problemem? - Zawsze, gdy jadę za granice naszego kraju, czuję się raczej bezpieczny z powodu całkiem niezłej znajomości języka angielskiego, ale już wielokrotnie przekonałem się, że ta umiejętność nie zawsze ma zastosowanie i nie jest tak oczywista. Myślę jednak, że nie ma to zbyt dużego znaczenia, ponieważ wszystkie języki świata mają jedną wspólną cechę - posługują się nimi ludzie, a jeżeli po drugiej stronie stoi człowiek, to się dogadam - twierdzi Radosław Malinowski.

Bez czego nasz rozmówca nie może obejść się poza domem, w podróży? - Jestem już z tego pokolenia, które lubi mieć stały kontakt z tzw. bazą. To nie jest jedynie kwestia uzależnienia od środków masowego przekazu, telefonu i Internetu. To także sprawa bezpieczeństwa - przekonuje pan Radosław. - W podróży lubię mieć dostęp do informacji na temat miejsca, do którego zmierzam i domu. Czuję się wtedy bezpieczniej. Nie było jeszcze chyba takiego wyjazdu, podczas którego od czasu do czasu nie zerkałbym na telefon, wypatrując co dzieje się w Polsce i w Płocku - przyznaje, od razu tłumacząc: - Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie mam na tym punkcie jakiegoś fioła, ale wystarczy, że wiem mniej więcej co się dzieje i wtedy mogę spać spokojnie.

Ale to nie wszystko. - Oprócz "bez czego" bardziej istotne jest pytanie "bez kogo" nie mogę się obejść poza domem. Otóż podczas każdej podróży powinien pojawić się i towarzysz podróży. Poznawanie świata samemu jest dla bardzo zaawansowanych, a ja do takich nie należę i lubię przeżywać przygody w grupie. Wydaje mi się, że wtedy więcej się dzieje, dzielimy się na bieżąco swoimi doznaniami, głębiej je przeżywamy i naturalnie mamy o wiele bardziej rozbudowany wachlarz możliwych scenariuszy wyprawy - uśmiecha się Radosław Malinowski.

Oczywiście, nie może zabraknąć pytania o miejsca w okolicach Płocka, które nasz rozmówca poleca na weekend. - W sezonie plenerowym, z racji wykonywanej pracy, i tak weekendy spędzam często na świeżym powietrzu w pracy, przy produkcji wydarzeń kulturalnych. Oczywiście zdarza się wolny weekend i wtedy chętnie spędzam go aktywnie. Uwielbiam wycieczki rowerowe, więc najchętniej jadę do lasu w okolice Brwilna, Mańkowa, Murzynowa. Bardzo przyjemnie można spędzić także czas w siodełku po drugiej stronie Wisły w Gostynińsko-Włocławskim Parku Krajobrazowym. Proszę uwierzyć, że jak przejedzie się 30-40 km leśnymi ścieżkami, to kolacja wtedy zupełnie inaczej smakuje - śmieje się zapalony rowerzysta.

Na zakończenie pytamy o wycieczkę, która byłaby spełnieniem marzeń, przy nieograniczonych środkach finansowych, na przykład po wygranej w totka... - Chciałbym zobaczyć jeszcze tak wiele miejsc na świecie i gdybym miał wybrać tylko jedno, to byłby poważny problem. Ale jeżeli już tak bardzo popuszczamy wodze fantazji i wygrana w totka byłaby wystarczająco duża, to najchętniej wybrałbym się do Australii, Nowej Zelandii, Tasmanii. Zawsze fascynowały mnie także wyspy Polinezji Francuskiej i Mikronezji. W tych samych rejonach są również takie perełki wysp, jak Samoa, Fidżi i Tonga. Te trzy ostatnie wyspy są moim celem od jakiegoś czasu. Tam, tylko z plecakiem i najpotrzebniejszym akcesorium mógłbym się zagubić na jakiś czas. To jest moja podróż życia, którą i tak zrealizuję, bez względu na to czy wygram w totka, czy nie - podsumowuje Radosław Malinowski.

Panu Radosławowi życzymy spełnienia podróżniczych marzeń i zapraszamy na kolejny odcinek naszych rozmów i wycieczkach płocczan.

(Agnieszka Stachurska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%