Tak, właśnie tak! W tytule nie ma żadnej pomyłki. Wielokrotnie razem z Państwem dzięki starożytnej gazecie przemierzaliśmy zakamarki naszej historii i oto właśnie „Korespondent Płocki” uchylił rąbka tajemnicy. Pozostawmy jednak tak wyjątkowe „smakowitości” epilogowi, a teraz sprawdźmy, co też działo się w naszym grodzie w kwietniu 1878 roku.
Jak to już bywało, płocczanie bacznie obserwowali przyrodę tym bardziej, że tego roku rzeka u stóp wielkiej góry był nadzwyczaj niespokojna:
„Wczoraj w Krakowie, dziś u nas nocą i dniem woda na Wiśle gwałtownie przybiera. Obecnie wieczorem przybrało już stóp 3.”
Siły natury już kilka dni później ujawniły struchlałym płocczanom swą prawdziwą moc:
„Wezbrana Wisła wyrządza nam psotę po psocie. Wczoraj po południu dwie tratwy stojące powyżej mostu od strony lewego brzegu rzeki, skutkiem wielkiej wody i szybkiego prądu zerwały się z kotwicy i ku mostowi płynąć zaczęły. Zadzwoniono na trwogę, robotnicy mostowi się zbiegli i taflę jedną mostu otworzyli. Lecz tratwy bystrym niesione prądem zawadziły o łyżwę mostową, wtedy massa płynącego drzewa rwąc się bezwładnie, gromadząc z olbrzymią siłą parcia zerwała wiązania mostu i pociągnęła za sobą z biegiem wody trzy tafle mostowe. Na jednej z nich znajdowała się liczna gromadka ludzi. Z rozerwanej tratwy część orylów ( flisaków – przyp. aut. ) zdołała wskoczyć do łyżew; inni na oderwanych szczątkach popłynęli z wodą, wypadku utonięcia jednak nie było. Dwie tafle mostu zatrzymały się na mieliźnie o pół wiorsty; trzecia o wiorstę odległości. W ciągu dnia dzisiejszego most naprawiony zapewne zostanie, nocą statek parowy niósł pomoc.”
Lecz nie tylko Wisła była powodem utyskiwań. W pobliskim Dobrzyniu ludzie borykali się z jeszcze innymi bolączkami. Wyobraźcie sobie Państwo, że od pewnego czasu zabrakło w tym miasteczku lekarza… Chciałoby się powiedzieć, że dziś taka sytuacja jest wprost nie do pomyślenia, ale cóż – życie nam udowodniło, że kondycja służby zdrowia jest wciąż „dynamiczna” i nadal, wstyd się przyznać, uznanie wśród nie tylko „ciemnego gminu” znajdują babki pod lasem, znachorki, wróżbici i domorośli uzdrowiciele. Z tego też powodu nie damy złamanego grosza za twierdzenie, że dostępność opieki lekarskiej przez 140 lat uległa znaczącej poprawie:
„Z Dobrzynia nad Wisłą donoszą nam, że ogólnie tam się skarżą na dwa dotkliwe niedostatki: na brak lekarza i na brak… światła, czyli oświetlenia w mieście. Brak lekarza wyradza po wsiach coraz liczniejsze i sławniejsze „doktorki”, które są powodem wzrostu śmiertelności łatwo wierzącej w gusła ludności wiejskiej, Jeden z Dobrzynia proponuje rozpaczliwy środek, aby w braku lekarzy przysłano do Dobrzynia choćby jednego z bardziej uzdolnionych felczerów płockich. Wprawdzie apteka i felczer to tak, jak połowa zdrowia, sądzimy jednak, że na tych półśrodkach źle mogliby wyjść Dobrzynianie, a ta kombinacya i pół dobrego nie zastąpi lekarza. Co do oświetlenia dowiadujemy się, że w grodzie są piękne latarnie, brak tylko nafty i światła. Ztąd latarnie te, o ile służą za ozdobę miasta we dnie, o tyle mnożą niebezpieczeństwa dla zbłąkanych przechodniów nocą.”
Dobrzyń cierpiał, tymczasem w Płocku latarnie rozświetlały ciemne, kwietniowe noce, nie brakowało też lekarzy; mieliśmy nawet doktora, który sprawował funkcję obecnego Sanepidu i o dziwo! Wszczynał dochodzenia przeciwko nieuczciwym handlarzom żywności sam… Tak ze zwykłego poczucia obowiązku i dla dobra mieszkańców:
„Częste narzekania pań naszych na zafałszowania mleczywa, a szczególnie śmietany sprzedawanej na naszym targu zwróciły pilną baczność lekarza miasta. Dotychczas jednak pomimo śledzenia, sprawców nie wykryto. W celu obznajomienia gospodyń naszych z najprostszym sposobem wykrywania zafałszowań śmietany, podajemy środek, którym nawet policya lekarska się posiłkuje. Zwykle śmietanę fałszują poprzez dosypywanie mąki, która nabiałowi temu nadaje większą gęstość. Aby zbadać, czy mąka domieszaną została, należy dobrze ją rozmącić z wodą zwyczajną i następnie dodać kilka kropel nalewki jodowej (popularnej jodyny) Jeżeli mąki nie ma, to płyn zrobi się żółtym, jeżeli zaś przeciwnie, mąka się znajduje, wtedy śmietana zabarwi się na kolor fiołkowy. Wszak próba łatwa i niekosztowna?”
Ten sposób dziś najprawdopodobniej zupełnie nie znajdzie zastosowania w przypadku śmietanki z kartonu; przy jej nasyceniu różnego rodzaju specyfikami spod znaku „E” mogłaby z tego powstać substancja nadzwyczaj niebezpieczna dla życia i zdrowia ludzi oraz zwierząt. A zatem – nie próbujcie robić tego w domu! Jednakże nawet najlepszy nabiał nie pomoże, kiedy nastaje wiosenna pora nagminnych przeziębień. Wtedy naszym przodkom przynosiła ulgę dość zaskakująca substancja:
„Jak wiadomo katary, bronchity i tym podobne cierpienia bywają uciążliwe i nie łatwo dają się usunąć, o ile to używa się ziół, syropów i innych leków, co więcej wiadomo, że zaniedbany katar przeobraża się w bronchit, a nawet czasem suchoty płucne. Liczne próby dowiodły właśnie, że smoła norwegska, oczyszczona i odpowiednio spreperowana, cudownie, można powiedzieć, działa w szybkiem leczeniu takich przypadłości. Lecz zachodzi trudność, że ta smoła nie daje się użyć, tak jak jest dla smaku swojego, a także powodu swojej lepkości. Dla umożliwienia jej użycia aptekarz paryzki Guyot wpadł na pomysł zawarcia jej w małych kapsułkach żelatynowych. Połykanie z łatwością przychodzi, kapsułka szybko się rozkłada, a zbawienne działanie szybko się odbywa. Dwie albo trzy kapsułki Guyota zażywane w trakcie jedzenia sprawiają szybką ulgę i w krótkim czasie usuwają najuporczywszy katar i bronchit. Takim zachowaniem można wstrzymać postęp suchot, nie raz już rozwinięte zupełnie uleczyć, bo przy pomocy natury wyleczenie prędzej następuje, aniżeli się spodziewać można.”
Czyżbyśmy wpadli na trop pierwszego w historii dziennikarstwa artykułu sponsorowanego? Pomijając intencje redaktora „Korespondenta” obawiam się, że „smoła nowegska” mogła jedynie przynieść ulgę w ciężkich katarach… o ile tym medykamentem dokładnie uszczelniło się dziurki w nosie. Jak wiemy, ten cud farmacji zupełnie się nie rozpowszechnił, podobnie zresztą jak plantacje drzew o zadziwiających właściwościach:
„Konsul Stanów Zjednoczonych odkrył w Leonte w Peru około Moyabamba szczególny rodzaj drzew, które tubylcy zwą Tamay – Caspi, czyli drzewa deszczowe wyrastające do 8 metrów wysokości, a w pniu dochodzące do metra średnicy. Drzewo to pochłania i zgęszcza z nadzwyczajną szybkością wilgoć z powietrza, a woda ciągle spływa z jego pnia i gałęzi jak kroplami deszczu i to tak obficie, że otaczająca je ziemia zamienia się prawie w bagno. Drzewo deszczowe posiada tę własność w wysokim stopniu w porze letniej, kiedy rzeki opadają i woda staje się rzadkością, dlatego też konsul amerykański radzi swemu rządowi, ażeby kazał sadzić to drzewo w suchych okolicach, zapewniając wielkie stąd korzyści dla rolnictwa, tam gdzie powodu gwałtownego działania słońca, wszelka uprawa roślin staje się niepodobną.”
Tymczasem w Płocku, z dala od światowych rewelacji i przyrodniczo – agrarnych odkryć, życie toczyło się własnym torem; raz wlewało w serca radość, innym razem częstowało cykutą. Pewnego kwietniowego dnia w samym centrum miasta rozegrał się taki oto dramat:
„W zeszłym tygodniu zmarł nagle przechodząc przez Nowy Rynek ś.p. S.F. – dopełniona przez lekarza miasta sekcya wykazała jako przyczynę śmierci znaczne stłuczenie serca. W środę koło południa jeden z uczni gimnazyum miejscowego – jedenastoletnie dziecko, chcąc uniknąć kary, na którą zasłużył, wybiegł z obrębu zabudowań gimnazyalnych i dostawszy się na podwórze sąsiedniego domu, wskoczył do studni. Kolega jego, przewidując zły zamiar towarzysza, pędził za nim aby go wstrzymać, na widok samobójczego czynu przerażony, powrócił do gimnazyum wołając o pomoc. Opatrzność nad dziećmi czuwała. W studni, jakkolwiek bardzo głębokiej, wody było zaledwie na stóp parę, wkrótce też wydobyto z niej chłopca zmoczonego, posiniaczonego, ale żywego. Tego rodzaju czyny dla nauki na przyszłość i dobrego dla innych przykładu powinny być karane; sądzimy jednak, że kara nie powinna zagradzać możności poprawy na przyszłość, nie powinna spadać ciężkim brzemieniem na los dziecka i serce rodziców. Ze względu na wiek młody surowa pokuta kościelna zastąpić w tym razie może zbyt straszną w swych następstwach karę wydalenia ze szkół.”
Moja relacja mogłaby pewnie zostać uznana za niekompletną, gdybym nie zajrzał do kronik kryminalnych, a tu okazało się, że jacyś złoczyńcy dopuścili się jawnego świętokradztwa, inni tymczasem zorganizowali sobie cudzym kosztem niezłą imprezkę:
„Kradzieże zaczynają się w naszych stronach zagęszczać; jedną z bardziej zuchwałych w tych czasach była kradzież dokonana w kościele w Płońsku przez wyłamanie drzwi. Złoczyńcy po rozbiciu skrzyni znajdującej się w kościele zabrali znalezione w niej rubli 50. Nigdzie podobno złodzieje nie uraczyli się tak smakowitemi rzeczami, jak niedawno we wsi Bogucinie w Lipnowskiem. Weszli oni oknem do karczmy i zabrali niepostrzeżeni ośm wiader wódki w baryłkach,, 88 butelek piwa, głowę cukru, śledzie, tytoń, mydło i rubli 1 kopiejek 80 gotowizną. Dotąd na żadne nie trafiono ślady tych złodziei.”
Czas już najwyższy aby zdradzić, w jaki sposób cofnąć czas, albo też go przyspieszyć, jak zostać własnym wnukiem, a może dziadkiem. Tę rewelację poznamy dzięki czytelnikowi, który okazał się doskonałym gawędziarzem, a nasza gazeta ochoczo opublikowała jego list:
„Z Poborza piszą nam: Zanim się znajdzie wśród nas taki, któryby wam określił gładkim a uczonym piórem dzieje i monografię Poborza i umiał wytłumaczyć, kto nas rodzi, skąd miano nasze i ta właściwość, iż z czarnemi na świat przychodzimy podniebieniami, pozwólcie iż w oczekiwaniu na owego dziejopisarza naszego, zatrudnię was drobniejszej sprawy opowiadaniem. Zamieszczacie od czasu do czasu kroniki sądowe, które czytujemy tu z wielkim zajęciem; stąd też sądzę ja, że na prawie znać się wybornie musicie. Owóż przedstawię wam zawikłaną historyę, która wśród nas stała, a dla prawników ciekawą może wyrodzić łamigłówkę; dobrze więc, że wcześniej się z nią zapoznawszy, przygotują się zawczasu do jej rozwiązania. Jeden z sąsiadów moich pan Bonifacy, osiadły z dziada i pradziada na wąskiej, acz głębokiej płuzie, miał trzy troski naraz, które dnie jego goryczą zaprawiały: syna Wojciecha dorostka, wdowę sąsiadkę i gruszę na miedzy. Synem Wojciechem się kłopotał, bo przyszedł już czas ustalenia mu losu; wdowa martwiła go strasznie, bo w ciągłych była z nim zatargach, do których główny powód dawała grusza. Pień gruszy tkwił wprawdzie na gruncie pana Bonifacego, ale pod wpływem wichrów, czy za losu złośliwem zrządzeniem, drzewo wyrosło krzywo tak, iż całą koroną wychyliło się za miedzę i rozkrzewiło konarami nad zagonem sąsiadki. Gdy więc owoc dojrzewał, spadał na dziedzictwo wdowy, która go też troskliwie zbierała i przyswajała sobie. Ztąd ciągłe zwady, że o mało do wielkiego nie przyszło procesu. Ale pan Bonifacy – pomimo czarnego podniebienia – pomysłowym był człowiekiem. Znalazł tedy sposób złagodzenia swej troski i załatwienia całej tej sprawy jednym aktem… aktem małżeństwa pomiędzy synem swym Wojciechem a wdową. W stadle tem przewaga wieku – wbrew zwyczajowi – nie była po stronie męża, który miał zaledwie lat dwadzieścia parę; ale kobieta, jakkolwiek dziesięć lat starsza, była tak czerstwą i hożą, jak piękny dzień październikowy, więc różnica wieku nikogo nie gorszyła. Nowożeniec znalazł u wdowy nie tylko chleb gotowy, ale przysposobioną już rodzinę w osobie dorastającej córki. Po latach dwóch pan Bonifacy, który żonę dawno już stracił, a jedynaka sąsiadce w wieczyste oddał posiadanie, uprzykrzył sobie samotność. W starym piecu dyabeł pali, a pan Bonifacy był człek jeszcze jary i raźny, córa zaś sąsiadki, powabna dziewa niczym piwonia, wynurzała się nie rzadko – patrząc na zalety ojczyma i swarną zazdrość matki – iż młody mąż jest ciągłą troską, a szczęście spokojne może zapewnić tylko stary. Zdanie to podzielał w zupełności pan Bonifacy i w zupełności popierał. Wreszcie nie wiem, jak to się tam stało, dosyć, że jakoś w początku zeszłego roku dowiedzieliśmy się w okolicy, że pan Bonifacy ożenił się z syna swego pasierbicą. Ztąd dziwna powstała koligacyi zawiłość, która dziś, gdy Bóg obydwa te stadła drobnem obdarzył potomstwem, w cudaczniejszy jeszcze splątała się węzeł. Koligacyjną tę gmatwaninę spisuję według słów samego pana Wojciecha, do którego z umysłu wczoraj speyalnie jeździłem. Oto jego słowa: „Ojciec mój jest moim zięciem, a pasierbica moja – macochą, jako żona ojca mego. Syn mój maleńki jest szwagrem mego ojca i jednocześnie moim wujem, gdyż jest bratem przyrodnim mojej macochy. Żona mego ojca przed miesiącem również urodziła syna, który jest moim bratem przyrodnim i zarazem wnukiem, ponieważ jest synem mojej pasierbicy. Moja żona jest babką moją, jako matka mojej macochy; ja zaś będąc mężem mojej żony, jestem przy tem jej wnukiem, a ponieważ mąż babki jest względem jej wnuka dziadkiem, stałem się więc własnym swoim dziadkiem.” Otóż tedy zawiłość, która w razie dochodzenia spadkowego nie lada klina zabije panom prawnikom. Konia z rzędem wam podaruję, jeżeli mi znajdziecie drugiego człowieka, któryby własnym był swoim dziadkiem.”
Może i genealogiczne drzewko nieco swe konary splątało, ale jak to mówią – grunt to rodzinka! My płocczanie też w pewnym sensie stanowimy taką wielką familię, a dzięki pożółkłym kartom „Korespondenta Płockiego” wiemy, w jak urodzajną ziemię wrosły nasze korzenie…
Szanowna pogodzona. Tak łatwo rzucasz kamieniami, widać jesteś bez winy….brak wiedzy. 39 lat temu, podjąłem Obowiązek chronienia Pamięci Pokoleń, tworzących Naród Polski. Nie jestem politykiem. Jestem Opiekunem Miejsc Pamięci Narodu polskiego. Co powoduje w 3 Mieście fale nienawiści i ataki osobowe ludności żydowskiej i mieszanej.
Moi współpracownicy Odeszli już. Nie ma w Płocku Żadnego środowiska czy Instytucji chroniącej Dziedzictwo naszych Przodków w Płocku. Wręcz odwrotnie. Jest niszczona beznamiętnie kultura polska i , zabytki , Miejsca Straceń, Pamięć o polskich Bohaterach narodowych, Nie istnieje żadna partia polityczna działająca na rzecz trwałości Dziedzictwa i Tradycji polskiej……
.
Od 15 lat a naprawdę od 1993r., spotykam same alenki……….Dla was moje słowa;
MEMENTO
W Edenie Nieskończony,
Żyda stworzył i Polaka.
Nieszczęsnych przecież.
Wnet Anioł zapłakał.
Czyż dłoń znaczona nie była Brata?
A Stos Kainowy
Zapłonął sam w sobie
I zniknął krzykiem milionów iskier?
Syn Zmartwychwstały – Miłość nam wyznaczył.
Pan wszak powiedział – JESTEŚ CZŁOWIEKIEM.
Powiedzieć pragnę żydowskiemu dziecku,
W Szeol wodzonemu,
Nienawiść jest grzechem.
Ja Ciebie kocham.
Więc Bliźnim jesteś, czy katem
Z winą, czy bez winy.
Bo jestem Polakiem?
Każdy z nas ma subiektywny sposób odbioru świata. Optymalny jest, jak zawsze, zdrowy rozsądek i nie mnie oceniać a tym bardziej zmieniać Twoje podejście do życia. Ja jestem osobą dość wiekową ale nie zaślepioną, choć miałabym ku temu osobiste powody, mianowicie mój dziadek – właściciel przedsiębiorstwa budowlanego – zmarł na zawał, po tym jak Polak-niePolak odmówił zapłaty za zbudowanie kamienicy. Rodzina jeszcze długo po wojnie spłacała długi hipoteczne. Ale nas nie trzyma przy życiu zgorzknienie i vendetta. Nie żyjemy urazami, czy wspomnieniem krzywd i przegranych, a przeszłościowo-negatywna pamięć jest dla nas li tylko nauczką a nie jedynym sposobem funkcjonowania we współczesności.
Kamienica stoi do dzisiaj; z mocy dekretu Bieruta jest nadal własnością skarbu państwa (spadkobiercy się nie zgłosili).
Jeżeli czujesz się spełniony w swoim (nie)szczęśliwym świecie, to żyj długo w tym dobrostanie.
Dziękuję za miły wstęp, Tobie też wszystkiego miłego życzę, alenka.
Dziękuję.
To wspaniałe. ŻE TEŻ JEST JESZCZE W NASZYM MIEŚCIE DUSZA NIESPOKOJNA, KTÓRA ODKRYWA PÓŁKOWNIKI PORZUCONE. DZIĘKI BOGU. DZIĘKI.
Żydzi w Płocku opracowali 2000 biogramów SWOJAKOM . Polskich nie ma kto robić. BYDŁU SIĘ NIE NALEŻNY.
Nie chce mi się pisać .TNP, Książnica , Archiwum Państwowe skryło przed płocczanami duuużo MOICH RELACJI LUDZI , KTÓRZY JUŻ DAWNO UMARLI Zbędne w 3 Mieście. Stetl.
Człowieku możesz napisać to składnie , bo to na razie jakiś bełkot jest .
maciek nic ci nie pomoże.
Choć byś był purysta JĘZYKA POLAKÓW, a bez przerwy ścigasz dziennikarzy z witryn……..
Zostaniesz tylko mniejszością prześladującą nas, pod opieką swojaków, jak zawsze.
Zapewniam, że Polska odzyska niepodległość.
3 Miasto , będzie zlikwidowane.
XX, z całym szacunkiem, kreujesz się na wielkiego myśliciela. Być może nim jesteś; z pewnością masz dużą wiedzę w swoim zakresie i wiele doświadczenia życiowego i w związku z tym wiele przemyśleń, ale Twoje wypowiedzi, a czytam wszystkie, są delikatnie mówiąc tak zagmatwane, że chyba tylko Ty rozumiesz to, co napisałeś. Twoje myśli może są poskładane, ale zdania pisane są chaotyczne i mętne. Poza tym Twoje wieeeeeeeeeeeelokropki przeszkadzają i zniechęcają do zastanawiania, co autor miał na myśli. Drugiej książki, mądrej i wieloznacznej jak Biblia nie napiszesz. Pogarda dla tych, którzy Cię nie rozumieją aż krzyczy z Twoich odpowiedzi, a ludzie chcą po prostu tylko ZROZUMIAŁEGO PRZEKAZU. Życzę wiele dobrego, alenka.