Wiosenna aura może zbytnio nie rozpieszczała, ale poczynając od wielkiej majówki, Płockowiakowie konsekwentnie zagościli na łonie natury, spędzając każdą chwilę na swej koszelówkowej działce. Tak też było i tym razem…
[dropcap]J[/dropcap]urek od niechcenia malował płot, Zosia okupowała leżak, strasząc swym wciąż bladym ciałem słońce, wstydliwie wyglądające czasem zza chmur, dziadek tym razem pełnił zaszczytną funkcję rodzinnego grillmena. Dzieci przemieszczały się „w obejściu”, nie specjalnie szukając wrażeń poza granicą wyznaczoną przez niemiłosiernie skrzypiącą zawiasami furtkę. Najzwyczajniej rzecz ujmując – istna sielanka… ale to się miało wkrótce zmienić. Panujący do tej pory błogostan, pozornie niewinnym pytaniem bezpowrotnie zburzył Kubuś.
– Mamo, co to znaczy, że Kukiz kocha łowy? Czy to znaczy, że poluje na sarenki? – rodzicielkę w pierwszej chwili zamurowało, natomiast refleksem wykazał się dziadek. – Łowy? Ja kocham łowy! Szkoda, że o tym wcześniej nie wiedziałem. Pewnie bym zagłosował na tego młodzieńca, a tak oddałem głos na tę czerwoną lalunię.
– Zaraz synku Ci to wytłumaczę. Ale, ale… Przecież ojca trzęsło na samo wspomnienie o lewicy, przez całe lata słuchałem opowieści, a to o Piłsudskim, a to o Andersie, a to o Kasztance, a to o białym koniu! Skąd zatem taka diametralna zmiana? – zainteresował się Jurek. Antenat może się lekko spłonił, a może tylko zaróżowił od żaru buchającego z paleniska. – No wiesz, miała program, no i taka kobieca. Poza tym młoda, rześka, komunikatywna i taka urocza. W ogóle kompetentna i taka kobieca, inteligentna i elokwentna, no i taka urocza…
– Powtarza się ojciec – bezceremonialnie przerwała ojcowską, dość wątpliwą argumentację Zośka. – Wziął ojciec te tabletki na pamięć? Te niebieskie, które leżały na stoliku?
– Niebieskie? Wziąłem, ale wszystko mi mówi, że akurat nie te, co powinienem, bo wspomnienie wyborów wyraźnie się wzmogło, pamięć wróciła, ale nie w tym miejscu, gdzie trzeba… – tajemniczo odparł dziadek.
– Ale o co chodzi z tymi łowami? – przypomniał się Kubuś. – Kukiz kocha „jowy” – spontanicznie podjął się objaśnień Jurek. – Kukiz to taki pan, który chce być prezydentem Polski, a „jowy” to jednomandatowe okręgi wyborcze, w nich głosuje się na konkretnego człowieka, a nie na partyjną listę.
– Co Ty dziecku takie głupoty opowiadasz. Przecież ja zawsze głosuję na człowieka, najczęściej na takiego przystojnego – zaoponowała żywo Zośka. – A czy jakiegoś przystojnego do tej pory wybrałaś? – ripostował zjadliwym tonem Jurek. – Wygrywają ci z list, którzy są na pierwszych miejscach i z partii, na które oddano największą liczbę głosów. Tym samym czasem głosujesz na tego przystojnego, innym razem na łysego, bądź pryszczatego, a czasem może na jakąś blondynkę. Na dodatek, od wyniku wyborczego zależy finansowanie partii politycznych, czyli ile głosujący naród da im pieniędzy – podsumował Jurek.
– Boże, to ja do tej pory nie wiedziałam, dlaczego zdzieram obcasy idąc na wybory! Myślałam, że z obywatelskiego obowiązku, a wychodzi na to, że z głupoty… – zasępiła się Zośka – To ja też jestem za tymi „jowami”!
– To trzeba było na Kukiza głosować! – przyłączyła się do dyskusji politycznej Maggie. – Jeden koleżka wyjaśnił mi, że Paweł Kukiz walczy z systemem, z państwem, władzą, politykami. Nagrywa takie cool zaangażowane piosenki – „ Rozmowy u Sowy”, „Samokrytyka (dla Michnika)”.
– A umiesz coś zanucić? – zainteresowała się matka, wciąż pełna wiary, że w końcu odkryje w córce jakiś niepowtarzalny talent. – Spróbuję kawałek tej ostatniej:
…Jestem moherem, oszołomem, nazistą, świnią, homofobem
Zdrajcą, agentem, pomyleńcem, wrogiem dla Rosji i Unii Europejskiej
(…)Nacjonalistą zaślepionym i roszczeniowcem pomylonym
Durniem, co szuka dziury w całym, w naszym Systemie doskonałym
Tak – to ja
Przyznaję się
Zabijcie mnie!
– Dość już! A może coś innego? – spytała z nadzieją w głosie matka. – Pewnie nie chciałabyś tego usłyszeć – tym razem zabrał głos Przemek. – Następne kawałki są, można eufemistycznie powiedzieć, jeszcze bardziej ekspresyjne… Nic dziwnego, że Michnik odgryzł się ostatnio Kukizowi w „Wyborczej”, stwierdzając, że jego elektorat chce zamienić porządek demokratyczny na tłum obecny na koncercie rockowym. Wieszczy niechybną koalicję Kukiza z Dudą, co de facto oznaczałoby rządy Kaczyńskiego z Macierewiczem, w oparach absurdu i „szczujni”. Według niego, demokracja bywa okrutna dla tych, którzy o nią walczyli i którzy chcą ją pielęgnować.
– Zaraz, zaraz, bo się pogubiłam – z rozbrajającą szczerością przyznała się Zośka. – Do tej pory demokracja była wtedy, gdy to ludzie decydowali, kto ma ich reprezentować. Tak było i tym razem, poparli Kukiza. Wychodzi na to, że demokracja jest zła, bo ludzie dokonali wyboru, niezgodnego z tym, który chcieliby jacyś mędrcy świętojebliwie i dożywotnio oświeceni?
– Krótko mówiąc elity – podsumował Przemek.
-Wiem! – wrzasnęła Maggie, domorosła badaczka wszelkich anarchistów mocno już nadgryzionych zębem czasu, doznając umysłowego olśnienia. – Michnik popiera Korwina Mikke! On też uważa, że demokracja jest zła, a ludźmi powinny rządzić elity! Ależ jestem genialna! – nie mogła wyjść z podziwu nad niekontrolowaną, kompulsywną erupcją swego intelektu. Młodszy brat popatrzył na siostrę z jeszcze większym niż zwykle politowaniem. – A niech tam, cóż mi szkodzi – pomyślał w duchu. – Niech się głupia cieszy. Kiedyś i tak, zupełnie jak w piosence Kukiza, odpłynie wielkim autem…
Tu gwałtownie zaszeleściły gałęzie żywopłotu, ukazując tyleż pucołowatą, co spoconą twarz sąsiada zza miedzy. – A powiedzcie mi Państwo, dlaczego ten Wałęsa nie wygrał, przecież wciąż mówili, że wszystko rozstrzygnie się w pierwszej turze – wysapał pan Karol, przyłączając się do politycznej dyskusji.
– Wiem! – tym razem Jurek doznał umysłowej iluminacji. – Ludziom do tej pory Wałęsa mylił się z Komorowskim i tym samym głosowali na obydwu, dopóki miłościwie nam panujący nie zgolił wąsów! Teraz go już rozpoznają i głosują tylko na niego!
– Znaleźli się domorośli politolodzy rodem z Tumskiej Góry – mruczał pod nosem Przemek. Już na głos, tonem mentora wyjaśniał: – Jeżeli ktoś się tu pomylił, to tylko sondażownie, czyli ośrodki badania opinii. Podobnie jak w ostatnich wyborach w Wielkiej Brytanii, ich wyliczanki wzięły w łeb, ponieważ nie uwzględniły części społeczeństwa, która programowo nie chce, albo też nie może być badana. Wyobraźcie sobie ludzi, którzy nie mają pracy, nie mają telefonów, bo ich na to nie stać, a jak nawet stać, bo gdzieś się „załapali”, to właśnie ciężko harują przy taśmie, w magazynie, czy też na budowie. Kiedy więc zadzwoni do nich miła pani i wystudiowanym głosem zapyta: – Czy może poświęcić mi Pan dziesięć minut? – to już wiadomo, co usłyszy i nie będzie to odpowiedź na pytania ankietowe. A że właśnie takich niezbadanych – sfrustrowanych jest w naszym „porządku demokratycznym” coraz więcej, pokazały to dobitnie wyniki wyborów. Tymczasem w „Newsweeku” dowodzą, że konflikt pomiędzy PO i PiS w ostatnim czasie mocno przygasł, już nie wzbudza w ludziach takich emocji, zupełnie jak w starym, dobrym małżeństwie – letnia woda w kranie. Dlatego też Kukiz pociągnął wszystkich niezadowolonych swym anarchicznym autentyzmem…
Długo jeszcze w nocy na łonie natury trwała polityczna dyskusja, tak Płockowiakowie z troską pochylili się nad przyszłością Polski. Tymczasem na pobliskiej jabłoni siedziała sobie w skupieniu może nieco przyduża wiewiórka. To Zenek administrator z ukrycia czuwał nad sytuacją. Rude futerko piło niemiłosiernie, w biednej głowie kłębiły się myśli.
– I kto to zrozumie? Kukiz kocha „jowy”, Duda nie ma nic przeciwko, a nawet jest za, Komorowski rozPISuje… nie, chyba ogłasza referendum, bo się w końcu chciałby dowiedzieć, czego oczekuje społeczeństwo… W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego! Zrobię mój „jow” – Ja Olewam Wybory!