Piłkarze Orlen Wisły Płock dotarli do Mariboru, miejsca dzisiejszego spotkania w ramach Ligi Europejskiej, z wielogodzinnym opóźnieniem. Walkower wisiał w powietrzu. Tym razem zawiniły warunki atmosferyczne.
Droga z Płocka do Mariboru okazała się długą przeprawą dla piłkarzy ręcznych Orlen Wisły Płock. Po dotarciu do stolicy okazało się, że samolot, mający zabrać nafciarzy do Wiednia nie może wystartować – przez złe warunki atmosferyczne na austriackim lotnisku. Drużyna przebudowała bilety i zmieniła trasę – na Frankfurt. Cel był prosty, dotrzeć z Niemiec do Gazu samolotem, a ostatnie 70 kilometrów pokonać autokarem. Niestety, jak się okazało, to proste tylko w teorii. Opady śniegu, nękające południe Europy wymusiły zamknięcie kolejnego lotniska. Walkower wisiał w powietrzu. Lars Walther i jego podopieczni po raz kolejny zmienili cel podróży – na funkcjonujący port lotniczy w Zagrzebiu, gdzie czekał na nich autokar, który zawiózł płocczan do Mariboru. Niestety wielogodzinne opóźnienie sprawiło, iż piłkarze nie byli w stanie przeprowadzić treningu.
Dzisiejsze spotkanie to mecz „ostatniej szansy”. Podopieczni Larsa Walthera muszą dać z siebie wszystko i wygrać, w przeciwnym razie szanse na awans stopnieją prawie do zera. Nie będzie to zadanie łatwe. Słoweński RK Maribor Branik pokazuje w tym sezonie świetną dyspozycję. Trzymamy kciuki za naszych piłkarzy ręcznych.