W poniedziałek odbyła się kolejna, czwarta już debata prezydencka. Tym razem kandydaci na fotel prezydenta Płocka spotkali się ze studentami w sali PWSZ. Niestety, młodym płocczanom nieco zabrakło oryginalności. Politycy odpowiadali bowiem na serię tych samych pytań, co w poprzednich debatach.
Poniedziałkowe spotkanie kandydatów na prezydenta Płocka nie należało do najciekawszych. Politycy zmuszeni byli odpowiadać na pytania, które już wcześniej im zadawano. Fakt ten zdaje się przewidziało dwóch startujących w wyborach, gdyż odmówili udziału w debacie. W sali PWSZ zabrakło Marka Martynowskiego z PiS oraz prezydenta Andrzeja Nowakowskiego. – Nie znam powodu nieobecności. Wiem, że prezydent Nowakowski otwiera boisko po drugiej stronie ulicy – powiedział Mariusz Sobczak, prowadzący debatę.
Do wspólnego stołu zasiadło pięciu kandydatów: Mirosław Milewski, Arkadiusz Iwaniak, Iwona Wierzbicka, Piotr Zgorzelski oraz Marek Owsik. Pretendenci do stanowiska prezydenta naszego miasta otrzymali po dwie minuty na odpowiedź w każdej z przedstawionych kwestii. Poruszono zagadnienia przygotowane przez studentów, zadano też kilka pytań z sali. Niestety, w przeważającej większości były one bardzo podobne do tych, które kandydaci na prezydenta już na poprzednich debatach usłyszeli. Wróciła zatem kwestia przyszłości miasta, powróciło pytanie o najważniejszą wizytówkę Płocka, poruszono także sprawę uniwersytetu.
Zdaniem wszystkich kandydatów, kwestia uniwersytetu jest niezwykle złożona. Wszyscy, jak jeden mąż, przekonywali, iż to temat na najbliższe dziesięć lub dwadzieścia lat. Niezwykle dosłownie sprawę określił Piotr Zgorzelski. Kandydat PSL na fotel prezydenta Płocka stwierdził, że jest to kolejna kiełbasa wyborcza, która nie ma szans na realizację. Pomysłu uniwersytetu bronił zaś Arkadiusz Iwaniak. – Nie nazywajmy realnych pomysłów kiełbasą wyborczą – powiedział przewodniczący SLD. – Jak ktoś nie wie jak coś zrobić, to najłatwiej o takie oskarżenia – stwierdził Iwaniak.
Kandydaci na prezydenta Płocka odnieśli się także do pomysłu ograniczenia kadencyjności polityków lokalnych. Zdaniem większości to dobry pomysł, który powinien zostać wprowadzony. – Moim zdaniem radny powinien pracować najwyżej dwie kadencje – powiedział Marek Owsik. – Należy skończyć z tymi dinozaurami samorządowymi – powiedział kandydat Samorządnych.
Z ideą dwóch kadencji zgodzili się też inni kandydaci. – Myślę, że ideałem byłyby dwie kadencje po dziesięć lat. Sądzę, że to wystarczający czas, by spełnić wszystkie swoje obietnice – stwierdził Iwaniak.
Opinią tą oburzony był Piotr Zgorzelski. Kandydat PSL odniósł się też do zarzutu dinozaurów politycznych. – To nie żadne dinozaury, tylko ludzie oddający całe życie polityce – stwierdził stanowczo. – Niech obywatele zdecydują sami. Jeśli ktoś jest kiepski, straci posadę po pierwszej kadencji – tłumaczył Piotr Zgorzelski.