Be-a-ta, Be-a-ta! – jeszcze długo po wyjściu z koncertu ten krzyk brzmiał mi w uszach. Beacie i zespołowi Bajm udało się niemożliwe – porwać płocką publiczność, zawładnąć nią i zmusić do ruchu w rytm śpiewanych przez Beatę Kozidrak utworów.
Nie jestem wyjątkiem – Bajmu słucham „od zawsze”, podśpiewuję sobie ich utwory gdy mam dobry humor, słucham przez słuchawki, gdy mam zły, z przyjemnością wybieram ich repertuar, kiedy okazyjnie bywam na karaoke. Nic więc dziwnego, że koncertu tego zespołu po prostu nie mogłam sobie odpuścić. Już kilka tygodni temu zamówiłam bilety i z niecierpliwością czekałam na TEN dzień.
I wreszcie nadszedł. Sznur samochodów przy amfiteatrze świadczył o tym, że nie tylko dla mnie ten koncert był znaczący. Z ciekawością chłonęłam wszystko wokół – fanki z bukietem kwiatów, które intensywnie rozprawiały o czymś z ochroną, zamieszanie z biletami (kilka osób otrzymało bilety na te same miejsca), pracowników technicznych, rozstawiających sprzęt i sprawdzających nagłośnienie i setki ludzi, którzy napływali każdym wejściem do amfiteatru.
Zespół umiejętnie stopniował napięcie. Najpierw muzyka, potem film, wprowadzający nas w historię Bajmu, opowiadający o jego założycielach i aktualnym składzie. Za kotarą widziałam już szpilki dziewcząt, towarzyszących Beacie Kozidrak. Be-a-ta! – przywoływał wokalistkę tłum i za chwilę rozległy się głośne brawa, gdy artystka pojawiła się na scenie. Pierwsze takty muzyki chyba sparaliżowały uczestników koncertu. Siedzieli dość sztywno na krzesełkach, słuchając utworu z najnowszej płyty Bajmu.
To Twoja flaga, nasz młody przyjacielu
Nie musisz kochać jej barw, o nie
To Twoja armia i życie w ciągłym biegu
Nigdy nie będziesz już sam
Dopiero dźwięki „Białej armii” wyrwały publiczność z odrętwienia. No dobrze, część publiczności, która szalała pod sceną tańcząc i wykrzykując utwór. Rozejrzałam się po amfiteatrze. – Czemu oni tak siedzą? – dziwiłam się mężowi do ucha. – Przecież to BEATA! – sama kiwałam się w rytm muzyki, śpiewając znany mi dobrze tekst.
Więc teraz serca mam dwa, serca dwa, smutki dwa
I miłość po kres, i radość do łez
Wieczory długie i złe
Krótkie dnie, więc całuj mnie częściej,
Bo nie wiem jak będzie, o nie…
Z utworu na utwór krzesełka w amfiteatrze pustoszały… Ale tylko dlatego, że publiczność schodziła na dół, pod scenę, żeby być bliżej zespołu, śpiewać, klaskać i tańczyć ze wszystkimi. A Beata? Urzekała głosem, wzbudzała emocje, wiła się w rytm świateł, czarowała płocką publiczność i dziękowała za tak intensywne przywitanie. W pewnym momencie zeszła ze sceny… Tylko na chwilę – wróciła ubrana w rozłożystą spódnicę, usiadła na wielkim kufrze i w tej specjalnej scenografii zaśpiewała „Blondynkę”.
Chodź daj rękę,
Bo widziałaś już ten film,
Ta blondynka grała w nim.
Pod sceną zaczęło brakować już miejsca. Ludzie stawali więc w przejściach, na schodkach i kołysali się w rytm ukochanych utworów. Z wrażenia przestałam nawet śpiewać. Wsłuchałam się w dźwięki, które spływały nie tylko do uszu – miałam wrażenie, że odczuwam je całym ciałem (fakt, że basy były ustawione dość intensywnie).
Nie odnajdzie więcej nas
Ta sama chwila…
Siła wokalu i piękno tego utworu spowodowało dość… nieoczekiwaną reakcję jednego z fanów. Niczym torpeda wbiegł na scenę, do niczego nie spodziewającej się Beaty Kozidrak. Błyskawicznie zareagował ochroniarz, który spacyfikował „bohatera”, pozbawiając go możliwości ruchu i jednocześnie usuwając ze sceny. Na dole już czekało dwóch rosłych osiłków, którzy wyprowadzili (psycho?)fana.
To był ostatni utwór, ale rozochocona publiczność nie zamierzała tak łatwo odpuszczać. Be-a-ta, Be-a-ta! – ponownie zabrzmiało w amfiteatrze. Po kilku minutach zespół uległ i po chwili znów bawiliśmy się, śpiewając na pełen głos.
Józek, nie daruję ci tej nocy!!!
Pojawiasz się i znikasz…
Pojawiasz się i znikasz…
Zespół zniknął ze sceny płockiego amfiteatru, ale to był jeden z takich koncertów, którego się nie zapomina. Między innymi dzięki bogatej galerii zdjęć, która będzie przypominać płocczanom, że:
płynie w nas gorąca krew
wścieka się jak lew…
Zapraszam do obejrzenia zdjęć autorstwa Michała Siedleckiego.