Nasze reportaże realizowane u przedsiębiorców od kuchni pozwalają nam dostrzec, jak ważna w prowadzeniu firmy jest pasja i… miłość. Miejsce, które odwiedziliśmy ostatnio, aż kipi miłością do kuchni, pasją do hotelarstwa i uczuciem rodzinnym do siebie…
Firma, której prześwietleniem zajmujemy się w tym odcinku, to przykład rodzinnego biznesu, w którym na każdym kroku widać jakość. To Hotel Czardasz**** Spa&Wellness oraz Oberża Pod Strzechą – miejsca, które w Płocku są dobrze znane z zewnątrz, ze względu na charakterystyczny, stylizowany wygląd. A czy wiecie, co znajduje się tam w środku? Jak wygląda zarządzanie taką firmą od zaplecza? O tym właśnie opowiedziała nam dyrektor Hotelu Czardasz, Joanna Białaszek.
W smakach musi być jakość
Najpierw była Oberża pod Strzechą, założona przez rodziców pani dyrektor – Andrzeja i Hannę Melkowskich. – To oddzielna firma, choć łączy się w jedno z hotelem, jest jego częścią składową – tłumaczy pani Asia, której mąż, Bartłomiej, szefuje teraz Oberży. – I od razu wyjaśniam, stylizacja tego budynku to nawiązanie do dawnej chaty mazowieckiej, a to dlatego, że podajemy tu typowe, staropolskie i mazowieckie dania, jak na przykład naszą zupę zacierkową, bardzo rzadko już spotykaną, na którą pomysł podsunęła nam Wioletta /menedżer oberży – przyp. red./. Podstawę jednak zbudowała moja mama, która jest kopalnią pomysłów kulinarnych. Ma ogromne doświadczenie, sama przygotowywała przyjęcia na 30 osób, ponieważ pochodzi z dużej rodziny, moja babcia miała ośmioro dzieci – śmieje się dyrektor hotelu.
Pani Joanna wyjaśnia, że mama do tej pory sprawuje nadzór nad smakami potraw, podawanych zarówno w oberży, jak i w hotelu. – Duży nacisk kładziemy na zupy, które są charakterystyczne dla polskiej kuchni. U nas każdy wywar jest robiony inaczej do innej zupy, używamy też dużo ziół, a makaron jest robiony ręcznie. Bardzo dbamy o jakość, nawet chleb do żuru mamy z tej samej piekarni co skansen w Sierpcu, robiony na prawdziwym zakwasie, tak jak tradycyjnie się to robiło. Dzięki temu smaki są u nas takie same, nawet do szarlotki mamy ten sam gatunek jabłek, który na zimę… ścieramy i robimy weki – opowiada, dodając, że każdy klient może też zapytać co danego dnia jest w menu poza kartą.
Tę jakość produktów faktycznie czuć w każdej potrawie i… w powietrzu. – To nie przypadek – uśmiecha się dyrektor hotelu. – Mamy sprawdzonych, wieloletnich dostawców, od których kupujemy prawdziwe, naturalne wyroby. Jajka, mięso, pieczywo czy warzywa muszą być dobrej jakości, bo tylko na dobrej podstawie możemy stworzyć dobrą całość – tłumaczy pani Asia, która wiedzę nabytą w trakcie studiów z hotelarstwa wykorzystuje teraz w praktyce.
Nie tylko jednak kuchnię polską czuć w smakach oberży. – Za każdym razem kiedy wracam z jakiejś podróży, przywożę ze sobą inspiracje na nowy przepis czy zmiany, którymi mogę ulepszyć oberżę i hotel – z pasją mówi Joanna Białaszek. – Jednym z przykładów takiej inspiracji jest nasza beza z owocami. Nad morzem podawany jest tort bezowy z serkiem mascarpone, a my przekształciliśmy go w nasze małe porcje słodkości. Przepis dopracowała Wioletta, dzięki czemu beza nie kruszy się. Śmietana jest ubijana na świeżo, owoce są sezonowe, pycha, sami spróbujcie – zachwala, zamawiając dla nas ogromną porcję słodkości…
– Człowiek musi smakować życia, próbować nowych smaków – przekonuje pani dyrektor. – A żeby pozbyć się nadmiaru kalorii, opracowaliśmy dietę na wynos, opartą na naszych smakach, ale dostosowaną do zapotrzebowania energetycznego, np. 1200 kcal. Dieta zawiera świeże produkty, codziennie jest przygotowywana, pakowana w pudełeczka i dostarczana do klienta – opowiada, pokazując na przykładzie jak to wygląda. – Zapewniam, że są to normalne posiłki, zupy, drugie dania, tylko opracowane przez dietetyka i dostosowane do ilości kalorii – mówi pani Joanna, dodając, że ten system /dzienny koszt posiłków to tylko 37 zł – przyp. red./ sprawdza się, co widać po ilości zamówień i stałych klientów.
W hotelu wprowadzam zawieruchę…
Jak wyglądają codzienne dni pani dyrektor? – Mój dzień zaczyna się o godzinie 6.30 rano. Wtedy, jeszcze w łóżku, przeglądam w moim telefonie maile, rezerwacje i opinie o hotelu – wyjaśnia. – Później szykuję synka Mikołaja, jemy śniadanie, odwożę go do szkoły i jadę do pracy, gdzie spędzam już cały dzień – śmieje się.
– W pracy jestem parę minut przed godziną 8. W tym czasie w hotelu trwa śniadanie, które muszę skontrolować, czy jest prawidłowo wydane, oczywiście sprawdza to również kierownik hotelu. Generalnie ja wprowadzam zawieruchę – uśmiecha się porozumiewawczo. – Sprawdzam właściwie wszystko, czy sok jest prawidłowo podany, czy jajecznica nie jest za bardzo ścięta, ile przekąsek zostało podanych, czy bułki zostały upieczone, czy zostało podane ciasto, czy zostało podane nasze specjalne menu dla dzieci, które jest z kolorowanką – wymienia.
Joanna Białaszek podkreśla, że jedzenie jest prawdziwe, z naturalnych składników. – Ostatnio klient dziwił się, że nasza jajecznica pachnie jajkami. Dla nas to naturalne, bo jajecznica jest u nas z jaj wiejskich, z wolnego wybiegu. Wiem, że w sporej ilości hoteli stosuje się… sproszkowane jajka, które nie smakują jak jajecznica, są tylko doprawiane solą i pieprzem – tłumaczy dyrektor hotelu. – Cieszę się niezmiernie, że goście tę dbałość zaczęli doceniać. Z przyjemnością obserwuję to na portalu turystycznym, gdzie nasi goście oceniają swój pobyt u nas – mówi.
Po zakończeniu śniadania, około godziny 10, pani dyrektor idzie do biura marketingu, które znajduje się za recepcją. – Siedzimy wspólnie z kierownikiem marketingu, dzięki czemu na bieżąco może odbywać się „burza mózgów” – śmieje się nasza rozmówczyni. – Nie wyobrażam sobie zamknąć się w pokoju na trzy godziny, bo w tym czasie może wiele się wydarzyć – tłumaczy.
Obowiązkiem dyrektor hotelu jest przede wszystkim kontrola i podejmowanie decyzji. – Po przeczytaniu e-maili, dyskutujemy, które imprezy przyjmujemy, jaką kwotę ustalamy, czy damy radę pomieścić wszystkie osoby, co czasem jest naprawdę bardzo trudne. Michał /kierownik hotelu – przyp. red./ czasem ma śmierć w oczach i mówi: „Tym razem się nie uda!”. A ja zawsze odpowiadam: „Uda się, zobaczysz”, no i się udaje – śmieje się pani Asia.
Obawy pana Michała są uzasadnione, ponieważ grupy zorganizowane, odwiedzające hotel, mają często bardzo sprecyzowane wymagania. – Najczęściej sportowcy określają wymagania co do kaloryczności posiłków, jakości, konkretnego menu i sposobu przygotowania potraw. Gdyby przegrali mecz, to byłoby na nas – uśmiecha się dyrektor hotelu. – Mieliśmy już taką sytuację, że podałyśmy siatkarkom nasze bezy i, niestety, przegrały. No i potem było, że to przez te bezy – żartuje nasza rozmówczyni.
W recepcji dyrektor hotelu sprawdza rezerwacje i konsultuje obłożenie pokoi. Kontroluje też gabinety w strefie wellness. Na recepcji zauważamy małe upominki. – To mniejsza wersja naszych bez. Zamiast standardowych cukierków czy ciastek, dajemy coś naszego, charakterystycznego dla naszej kuchni – uśmiecha się.
Po pracy w marketingu, nasza rozmówczyni sprawdza najpierw przerwę kawową w trakcie szkoleń – czy jest odpowiednia ilość kawy, herbaty, ciastek czy kanapek, a później obiad w hotelowej restauracji. – Czasem zdarzają się nieprzewidziane przypadki, potrzebny jest dodatkowy kabel, laptop, coś nie działa. Tym zajmuje się obsługa techniczna, trzeba jednak dopilnować, żeby dowiedzieli się o zdarzeniu – opowiada pani dyrektor. – W tym czasie przygotowywany jest już obiad, który zazwyczaj odbywa się około godziny 13, później uczestnicy wracają najczęściej na szkolenie. Wieczorem natomiast proponujemy program niestandardowy, czyli wizytę w naszej kręgielni, na basenie czy w strefie wellness – dodaje.
Joanna Białaszek wyjaśnia, że zarówno basen, jak i kręgielnia powstały z potrzeby gości. – Jesteśmy nieznacznie oddaleni od centrum Płocka, musieliśmy więc zadbać o atrakcje dla klientów. Miejsce spotkań wieczornych w hotelu jest bardzo ważne. Mamy też gości kontraktowych, którzy mieszkają u nas np. przez pół roku. Dbamy o nich w specjalny sposób, na przykład wręczając prezenty świąteczne – tłumaczy.
Warto przy tym wspomnieć, że zarówno basen, jak i kręgielnia z klubem nocnym, są otwarte dla płocczan. – To fajne miejsce dla osób 30+, które szukają miejsca na wieczór, żeby spokojnie posiedzieć i zrelaksować się. Mogą też przyjść z dziećmi, dla których mamy bawialnię wewnątrz hotelu. Można również, oczywiście, rodzinnie pograć w kręgle – wyjaśnia pani dyrektor.
Dziękuję rodzicom…
Joanna Białaszek podkreśla rolę rodziców w jej aktualnej drodze zawodowej. – Z mamą konsultuję menu, ma świetne wyczucie smaku i dlatego testuje nowe potrawy. Zawsze potrafi dobrze doradzić. Tata natomiast ma bardzo podobny charakter do mojego. To dzięki jego odwadze i uporowi firma rozwija się, a jego wizja się spełnia. Całość kompleksu, który w tej chwili oglądacie, to praca jego rąk, jego przedsiębiorczość i mnóstwo godzin oddanych firmie – mówi ciepło.
– Niestety, nie mamy w pracy weekendów, wolnych dni. Przy takim biznesie codziennie ktoś musi tutaj być. Chyba niedługo będziemy już nocować w hotelu – śmieje się pani Asia. – Faktycznie z mężem pracujemy cały czas, ale kiedy czujemy się już przemęczeni, uciekamy. Zabieramy syna i jedziemy gdzieś na kilka dni, żeby spędzić też ze sobą trochę czasu prywatnie. Bo w pracy, pomimo że to jedna firma, właściwie jesteśmy oddzielnie, każdy ma swoje obowiązki – tłumaczy.
Pomimo wielogodzinnej pracy, siedem dni w tygodniu, pani dyrektor optymistycznie patrzy na świat. – Mamy wiele szczęścia w tym co robimy, w tym jakich ludzi spotykamy na naszej drodze. Wiem, że mogę liczyć na osoby, które są teraz z nami, jeśli będzie taka potrzeba pomogą nam. To nie są nasi pracownicy, tylko współpracownicy, którzy wiedzą, że najważniejszą osobą w hotelu jest gość – podsumowuje dyrektor hotelu.
Wychodzimy z hotelu nasączeni smakowitymi zapachami i… pozytywną energią. Na pożegnanie dostaliśmy bigos, który był gotowany tego dnia. W słoiczku, jak od babci. Oberża i hotel pięknie prezentują się w wieczornym świetle. Dzieci pluskają się w basenie, z komina unosi się dym, mgła spowija tajemniczo zieleń wokół hotelu.
To naprawdę magiczne miejsce. I smaczne. I pełne miłości…