Kilkudziesięciu rodziców oraz przedstawiciele stowarzyszenia „Odzyskać Więzi” spotkali się w środowy wieczór z prezydentem i przedstawicielami urzędu miasta, aby dowiedzieć się z jakiego powodu odrzucono projekt, dzięki któremu ich autystyczne dzieci miały szansę na terapię umiejętności społecznych (TUS) podczas wyjazdów i kolonii.
Rodzice spotkali się z prezydentem Płocka Andrzejem Nowakowskim oraz Agnieszką Busz – dyrektor wydziału zdrowia w Urzędzie Miasta Płocka i Ewą Pietrzak – pełnomocnik ds. organizacji pozarządowych.
Stowarzyszenie: To jest terapia!
Przypomnijmy – stowarzyszenie „Odzyskać Więzi” złożyło w ramach konkursu projekt, dzięki któremu starsze dzieci autystyczne i z Zespołem Aspergera miały nawiązać kontakt z rówieśnikami oraz seniorami podczas wyjazdów i kolonii letnich. Projekt jednak został odrzucony, a komisja, jako jedno z uzasadnień podała, iż „wyjazd na kolonie dzieci autystycznych stanowi zagrożenie”. Warto przy tym podkreślić, że podobne kolonie odbyły się już w ubiegłym roku, co znacznie przyspieszyło TUS u dzieci, które brały udział w projekcie.
Mówiła o tym prezes stowarzyszenia, Renata Szpilkowska-Lorenc, która, wprowadzając rodziców i gości w temat, zapytała o przyczyny i kryteria, jakimi kierowała się komisja konkursowa, odrzucając projekt. W uzasadnieniu napisano bowiem, że „projekt pn. Nie jestem kosmitą, polegający na zapewnieniu dzieciom z autyzmem dodatkowych zajęć, nie wymaga konieczności dofinansowania”. I o to właśnie rozbiła się dyskusja, gdyż zarówno prezydent, jak i przedstawicielki komisji twierdziły, iż TUS dotyczy zajęć dodatkowych, a w rzeczywistości jest to terapia podstawowa.
– Nasze dzieci nie korzystają w żaden sposób z przestrzeni publicznej, a gdy nadchodzą wakacje, siedzą w domu, bo nikt nie organizuje dla nich kolonii – tłumaczyła prezes stowarzyszenia. Mówiła też, o interpelacji radnej Darii Domosławskiej, która ujęła się za złożonym przez nich projektem.
O tym, jak wyglądały ubiegłoroczne kolonie, opowiadała mama 10-letniego Erwina. – Cały czas miałam możliwość zobaczenia w internecie jak bawi się moje dziecko. Przed koloniami zrobiliśmy z mężem rekonesans gdzie dokładnie jest ośrodek kolonijny, bo byliśmy pewni, że będziemy musieli jechać po syna w nocy. Jednak podczas kolonii strach mijał, a każde jego zdjęcie w grupie, a nie gdzieś samotnie, wywoływało w nas radość. Mieliśmy bardzo dużą nadzieję, na więcej… – mówiła wzruszona pani Justyna.
Jak podkreśla prezes stowarzyszenia, po tych koloniach część dzieci zaczęła tak dobrze funkcjonować, że można było stosować dalsze etapy terapii.
– Z uzasadnienia komisji wynika, że nasz projekt ani nie jest terapią, ani nasze dzieci nie wymagają wsparcia. Więc kim my jesteśmy, skoro nic nam się nie należy? – pytała Renata Szpilkowska-Lorenc.
Dzieci bez dofinansowania. „Kolonie i wyjazdy dla dzieci autystycznych niosą zbyt duże ryzyko”
Prezydent: Ja projektu nie czytałem
Prezydent Andrzej Nowakowski podkreślił, że dyrektor wydziału zdrowia pracuje od wielu lat w urzędzie miasta, odpowiadając za różnego rodzaju konkursy. – Nie mogę uchylić się od odpowiedzialności, to ja podpisuję ostateczne rozstrzygnięcie konkursu. Z reguły przychylam się do rekomendacji komisji, bo to są fachowcy, którzy od wielu lat są w komisjach – tłumaczył.
Nawiązując do prywatnych doświadczeń z synami, przekonywał, że rozumie stres związany z wyjazdem na kolonie. – Wydaje mi się, że problem tkwi gdzie indziej. Komisja, mając ograniczone środki, zdecydowała się wesprzeć te projekty, które przede wszystkim miały na celu terapię, która wymagała bezpośredniego zaangażowania pewnych osób, które trzeba opłacić, aby wesprzeć dzieci w rozwoju. Ten projekt, który państwo złożyliście, sprowadza się do wsparcia wycieczek w różne miejsca. Jest to niewątpliwie trening umiejętności społecznych, ale ten sam trening państwo realizujecie tu na miejscu, chodząc do kina, na pocztę czy zakupy – stwierdził.
– Najprawdopodobniej, gdyby państwo złożyli wniosek, który zawiera trening z psychologiem czy terapeutami, to byłoby inaczej – mówił prezydent, ale przerwali mu rodzice. – Przecież taki dokładnie projekt został złożony! – mówili.
– Ja mam wrażenie, że mówimy o innym projekcie. Ten projekt przede wszystkim nie był projektem pracy z dziećmi na poziomie treningu umiejętności społecznych, tylko było to dofinansowanie do wycieczek – powiedział Andrzej Nowakowski, wywołując falę oburzenia. – Panie prezydencie, proszę się wczytać w projekt! – powiedziała jedna z mam. – Ja projektu nie czytałem, czytałem tylko uzasadnienie komisji – przyznał prezydent Płocka. – Jeśli pan przygotowywał się do spotkania z nami, trzeba było z tym projektem się zapoznać – zdecydowanie podsumowała mama podopiecznego stowarzyszenia.
– Mam świadomość, że na tych wycieczkach… – prezydentowi znów przerwali rodzice. – To nie są wycieczki, proszę odróżnić – wołali. – Jeśli jest wyjazd do Torunia czy Warszawy, to jest to wycieczka – przekonywał prezydent. – Pan prezydent jest kibicem. Czy jeśli na zgrupowanie wyjeżdża drużyna to jest to wycieczka czy trening? – zapytała prezes stowarzyszenia, wzbudzając aplauz rodziców. – Nie twierdzę, że w trakcie tych wycieczek dzieci nie ćwiczyłyby – oponował Andrzej Nowakowski.
Terapeuci: Największy grzech to zaniechanie
– Z uzasadnienia zrozumiałem, że komisja dofinansowuje te działania, które stanowią podstawę terapii i na to środki byłyby w konkursie – przekonywał. Zaproponował także, aby stowarzyszenie wystartowało w konkursie na zorganizowanie wypoczynku letniego dla dzieci.
– Ale to nie jest wypoczynek dla dzieci, tylko terapia – mówili rodzice. – TUS polega na tym, że po latach pracy z dzieckiem, wybieramy dzieci, które mogą brać udział w dalszej terapii. To jest ich dalsza terapia – podkreślał pan Krzysztof, specjalista terapii SI. – Najgorsze jest jednak, że panie, które opiniują w komisji, popełniły grzech zaniechania. Nie trzeba się na wszystkim znać, ale opiniując coś, trzeba mieć minimum wiedzy – stwierdził.
Zwrócił również uwagę, że dofinansowanie uzyskał projekt, który z punktu widzenia terapeuty SI jest wyrzuceniem pieniędzy w błoto, a polega na terapii sensoryczno-ruchowej dzieci 2 razy w miesiącu (minimum w terapii to 4 razy w miesiącu). Zauważył też, że jedna z organizacji, która otrzymała dofinansowanie, przedstawiła projekt na organizację olimpiady, a inna na wczasy na ogródkach działkowych. – Czy to jest terapia? – pytali rozgoryczeni rodzice.
– Niedopuszczalne jest, aby członkiem komisji był człowiek, który kiedyś zasiadał w zarządzie jednego z dofinansowanych stowarzyszeń i to takiego, które otrzymało najwięcej pieniędzy – zarzucił prezydentowi terapeuta SI.
Prezydent zaproponował, aby w ramach stowarzyszenia przesunąć środki, i te, które przeznaczone są na terapię podstawową, przeznaczyć na kolonie, a z ratusza czy PFRON-u pozyskać na terapię podstawową.
– To jest niewykonalne z powodów prawnych – tłumaczyła Irmina Białecka, członek zarządu stowarzyszenia, która odpowiada za finanse „Odzyskać Więzi”. – To, co jest przeznaczone z PFRON na terapię dla maluchów, musi być na to wydane – tłumaczyła. – Stowarzyszenie musi dysponować pieniędzmi w ramach konkretnych projektów. Nie ma możliwości, aby otrzymać pieniądze na jeden projekt, a wykorzystać na inny – dodawał Jakub Pikała, prawnik stowarzyszenia. – Pracuję tu na zasadzie wolontariatu, bo oni robią tu dobrą robotę – podkreślała Irmina Białecka.
Szefowa „Odzyskać Więzi” miała natomiast żal, że inne stowarzyszenia mają użyczane lokale, a jej stowarzyszenie, pomimo dużego nakładu sił i pieniędzy włożonych w remont pomieszczeń, musi za lokal płacić. – Czy to, że stowarzyszenie dobrze sobie radzi oznacza, że nasze projekty będą utrącane? – pytała Joanna Jaworska, członek zarządu stowarzyszenia. – W ubiegłym roku mieliśmy problemy przy projekcie, ponieważ stwierdzono, że istnieje podejrzenie, że pieniądze będą wydatkowane na dzieci spoza Płocka. A ten sam wniosek przez zarząd województwa został oceniony na 96 pkt przy 100 możliwych! – podkreślała Renata Szpilkowska-Lorenc.
– Stowarzyszenie pozyskuje pieniądze z różnych źródeł, nawet bardzo duże – zauważył jeden z rodziców. – Jeśli pozyskuje, to oznacza, że jakość tych projektów jest. Dlaczego dla wszystkich, tylko nie dla urzędu miasta? – pytał.
Prezydent zaproponował, aby stowarzyszenie złożyło wniosek w sprawie użyczenia zajmowanych lokali, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że wniosek zostanie zaakceptowany. – Nie panie prezydencie, nie prawdopodobieństwo. Proszę powiedzieć konkretnie: zostanie zaakceptowany czy nie? – dociskali rodzice. – Jeśli państwo tego oczekujecie, to tak – zadeklarował Andrzej Nowakowski.
Dyrektor wydziału zdrowia: Nie musimy być specjalistami
Głos w dyskusji zabrała Agnieszka Busz, dyrektor wydziału zdrowia. – Wydział zajmuje się wieloma zakresami. I chociaż bardzo dziękuję panu prezydentowi za docenienie naszej wiedzy, to nie da się być specjalistą od autyzmu, choroby Alzheimera, profilaktyki uzależnień czy przeciwdziałania bezrobociu – stwierdziła.
– Ponieważ część organizacji, które z nami współpracują, prowadzą działalność przez cały rok, więc ogłaszając konkursy w połowie listopada, tak jak pozwala nam na to ustawa o finansach publicznych, staramy się ze wszystkich sił rozstrzygnąć te konkursy do końca roku. Powoduje to, że mamy na konkursy mało czasu. Konkursów czasem bywa pięć, więc ja muszę uczestniczyć we wszystkich pięciu komisjach konkursowych, czasami w trzech. Wnioski najpierw trafiają do oceny formalnej do pełnomocnika ds. organizacji pozarządowych, czasem 14, czasem 30 wniosków na jeden konkurs. Tam są oceniane, dopiero później trafiają do wydziału do oceny merytorycznej. Wnioski ocenia jedna lub dwie osoby, które się zajmują daną dziedziną. Tak się złożyło, że w tym roku oceniała je jedna osoba, bo druga przebywała na zwolnieniu lekarskim, a pracownik, który przyszedł na zastępstwo, kompletnie nie ma doświadczenia, pracuje u mnie od stycznia – tłumaczyła kulisy konkursu dyrektor wydziału.
– To nie jest nasza jedyna praca, współpraca z organizacjami pozarządowymi – protestowała dyrektor Busz. – To tylko wycinek naszych zadań – mówiła. – To nie jest łatwe zadanie podzielić pieniądze, jeśli wniosków wpływa na 400 tys. zł, a mamy 200 tys. – przekonywała. Pełnomocnik Ewa Pietrzak poprosiła natomiast, aby projekt był pisany językiem zrozumiałym, a przed złożeniem wniosku żeby przyjść i porozmawiać. – Jestem osobą z dużą empatią – deklarowała.
Prezes stowarzyszenia tłumaczyła, że PFRON przed ogłoszeniem konkursu ogłasza nabór do komisji ekspertów. Dzięki temu, w komisji konkursowej zasiadają osoby kompetentne. – My nie wymagamy, żeby panie znały się na wszystkim, ale to nie jest wstydem zapytać się kogoś kto się zna, a nie odrzucać na zasadzie „bo mi się wydaje” – zdecydowanie powiedział pan Krzysztof.
Dyskusja jeszcze długo toczyła się na zasadzie opozycji stwierdzeń „Komisja przyznała środki na działania podstawowe” do „To są działania podstawowe”. Padła również propozycja prezydenta skorzystania z sali terapeutycznej przy ul. Tysiąclecia. – Pan nie wie o czym mówi – mówił zrezygnowany terapeuta. – Mamy inny sprzęt, inne potrzeby, nie możemy pracować na tym sprzęcie, który tam jest – starał się wyjaśnić. – Nie wiem dlaczego nie chcecie państwo skorzystać z tego, co już istnieje – mówił nieprzekonany prezydent.
– O co mu chodzi? Przecież tu mamy sprzęt – mówili między sobą rodzice. – Przecież to nie o to chodzi! – denerwowali się.
– Proszę wyjaśnić, o co chodziło w uzasadnieniu, że wyjazd dzieci autystycznych na kolonie stanowi zbyt duże ryzyko? – pytali głośno. – 13 lat pracujemy z tymi dziećmi i żaden z terapeutów tego by nie powiedział – zapewnił pan Krzysztof. – Chcemy, żebyście nam obiecali transparentność w wyborze, żeby mniejsze stowarzyszenie nie otrzymywało 125 tys. zł na 3 lata, a my w ogóle. Żeby była większa kompetencja w wyborze projektów – apelował.
Prezydent zaproponował, aby przy następnych konkursach była konsultacja z członkami komisji przed złożeniem wniosku, a także, że terapię TUS można prowadzić również poprzez np. pójście z dziećmi na mecz Wisły Płock. – Dzieci autystyczne i z Zespołem Aspergera mają nadwrażliwość i podwrażliwość dźwiękową – tłumaczyła Joanna Jaworska. – Właśnie o to chodzi, że nie da się z nimi tak po prostu pójść w miejsca, które są normalne dla zdrowych dzieci.
– Co jest ważniejsze, dziecko ze złamaną ręką czy dziecko niedostosowane społecznie, które siedzi cały czas w domu, bo nie potrafi skorzystać z przestrzeni publicznej? Potrafi pan wybrać? A komisja wybrała jednoznacznie, że dziecko ze złamaną ręką, bo można je rehabilitować – podsumował pan Krzysztof.
Od redakcji
Powtórzę to, co powiedziałam podczas spotkania z rodzicami. Przygotowując się do napisania tego artykułu, poszłam do siedziby stowarzyszenia, rozmawiałam z panią Renatą i dowiedziałam się na czym projekt i problem polega. Zrobiłam to, bo na tym polega rzetelność dziennikarska.
Komisja, otrzymując wynagrodzenie za swoją pracę i – podkreślmy – podejmując decyzję o wydaniu publicznych pieniędzy, nie dopełniła obowiązku rzetelności. Nie zapoznała się z problematyką poszczególnych projektów. Odrzuciła wniosek stowarzyszenia na podstawie domniemań, a nie wiedzy. Nie można zasłaniać się nadmiarem pracy czy brakami kadrowymi, de facto krzywdząc niepełnosprawne dzieci.
– Być może zabrakło ze strony urzędu zrozumienia – przyznał na koniec prezydent Płocka. Pełnomocnik Ewa Pietrzak powiedziała natomiast, że teraz oceniłaby projekt inaczej, a dyrektor Agnieszka Busz przeprosiła rodziców.
Dobrze, że doszło do rozmowy, podczas której wyjaśniono wątpliwości. Dobrze, że ktoś przyznał, iż popełniono błąd. Błędy można naprawić, na co zapewne liczą rodzice i członkowie stowarzyszenia, a przede wszystkim ich podopieczni.
Świetny artykuł!!!!!!!!!!!!!! Pani Agnieszko dziękuję za przypomnienie cytatów ze spotkania. Poraz kolejny się uśmiałam. Nie da sie lepiej.
Byłam na spotkaniu i jest to całkowite jego odzwierciedlenie.
Masakra!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Pani dyrektor wydziału zdrowia Agnieszka Busz totalnie zielona w temacie autyzmu, głupio tłumaczyła się, że nie może być specjalistą w każdej dziedzinie. Jasne, że nie, nikt nie mówił przecież , że ma wiedzieć wszystko ale żeby sie nawet nie zapozanać w temacie na poziomie podstawowym to już totalna żenada. Nie wiem co ta kobieta robi na tym stanowisku. Wstyd i nic więcej. Panie Prezydencie czas chyba zmienić kadrę. Lepiej obracać się wokół ludzi kompetentych, którzy rzetelniej podchodzą do wykonywanych zadań i stwarzają mniej problemów dla Pana, który bez czytania tylko macha długopisem po kartce nie wiedząc co jest na niej napisane. W jakim świetle właśnie został Pan przedstawiony. Projekt Stowarzyszenia można powiedzieć, że został poddany ocenie przez nikogo i …………podpisany. Starał się Pan bronić panią dyrektor, ale to również świadczy o tym, że p.Busz ma mało do powiedzenia skoro siedzi cicho bez odezwu, nawet poporoszoa o odpowiedź. Przez tak lekceważące podejście do sprawy ucierpią niczemu winne dzieciaki.
Pani Agnieszko dziękujemy za wspaniały artykuł, ale przede wszystkim za obecność na spotkaniu i wparcie. Dzięki temu można znowu uwierzyć, że jednak są ludzie, którzy niosą chęć pomocy i widzą realne problemy i potrzeby. Dzięki Pani i temu artykułowi więcej osób ma możliwość dowiedzieć się kto dla Nas wszystkich pracuje i z jakim zaangażowaniem.
Po raz kolejny rozdzielono „swój dla swego”, nie liczą się cele, praca, zaangażowanie super fachowców.
Osobiście oglądałam zdjęcia w internecie- z zeszłorocznych zajęć terapeutycznych dzieci autystycznych. Lepienie z gliny, innego dnia były inne zajęcia, coś innego robiono. Dla mnie laika to były zajęcia terapeutyczne, ale urzędnicy, na wszystko mają zamknięte oczy, a po fakcie złej decyzji, mówi się o braku wiedzy.
O K R O P N O Ś Ć !!!.