W naszej akcji „Płockie recenzje” ponownie animowana bajka dla dzieci „Zwierzogród”. Tym razem pani Marta podzieliła się z nami swoim wrażeniem po obejrzeniu tej produkcji. Jak jej się podobało?
Opis producenta
Zwierzogrodu nie można pomylić z żadnym innym miastem. Jest to jedyna w swoim rodzaju współczesna metropolia zamieszkiwana wyłącznie przez zwierzęta. W Zwierzogrodzie nie jest ważne, jakim stworzeniem jesteś – czy to największym z lwów, czy może malutką ryjówką. Możesz tam zostać kimkolwiek chcesz. Ale nie wszystkie marzenia spełniają się od razu…
Gdy do miasta przybywa ambitna policjantka Judy Hops, szybko przekonuje się, że jako pierwszy królik zatrudniony w miejscowej policji, nie będzie wcale miała łatwego życia. Robi więc wszystko, by udowodnić swoją wartość (i zdobyć upragniony awans). Na jej drodze pojawia się jednak gadatliwy i chytry lis, Nick Bajer. Chcąc wykazać się za wszelką cenę, Judy przyjmuje sprawę, w której musi rozwiązać pewną kryminalną zagadkę. Jej partnerem w śledztwie zostaje nie kto inny jak wygadany i szczwany Nick…
Recenzja czytelnika
Mimo dwudziestu kilku lat na karku nadal mam słabość do animacji, w szczególności do tych ze studia Walta Disneya. Każdą nową witam z radosnym wyczekiwaniem, niczym pięcioletnia dziewczynka, bo rzadko kiedy nie spełniają one moich oczekiwań. Tak też było z najnowszym dziełem studia – „Zwierzogrodem” (z oryginału: „Zootopia”), na który wybrałam się aż dwa razy, bo naprawdę od lat żaden twór spod logo Walta Disneya mnie nie zachwycił w aż takim stopniu.
Główną bohaterką filmu jest Judy Hopps (Julia Kamińska) – szary króliczek pochodzący z małego miasteczka (wsi?) na przedmieściach. Jej rodzina niemal od zawsze zajmuje się, jak na prawdziwe króliki przystało, hodowlą marchwi i innych tworów Ziemi. Tego samego oczekują od córki, która jednak ma zupełnie inny pomysł na życie – pragnie czynić świat lepszym i w tym celu, mimo przeciwności losu i braku naturalnych predyspozycji, zostaje policjantką, skierowaną na służbę do samego serca ogromnej metropolii – barwnego tytułowego Zwierzogrodu, w którym wszystkie gatunki ssaków żyją ze sobą w zgodzie i harmonii.
Dopiero tam na własnej skórze przekonuje się że całego zła nie da się naprawić, a bycie pierwszym (i jedynym) malutkim królikiem wśród stada wielkich niedźwiedzi, lwów i wilków to tylko jedna z przeszkód, z jaką przyjdzie jej się zmierzyć. Dostanie jednak swoją szansę od losu i mimo sprzeciwów szefa o byczej krwi, postanowi, z pomocą wyjątkowo inteligentnego lisa o ciętym języku – Nicka Bajera (Paweł Domagała), rozwikłać zagadkę znikających z miasta zwierząt.
„Zwierzogród”, jak mało który film animowany, nawet od Disneya, łączy w sobie wszystko co powinien mieć dobry film: ciekawą i dynamiczną fabułę, która nie pozwala widzowi się nudzić, doskonałą grafikę (wierność i szczegółowość choćby wyglądu i futra bohaterów to prawdziwa uczta dla oczu), rozbudowanych bohaterów, których od razu z miejsca można pokochać oraz jedno z najważniejszych: porusza mnogość bardzo aktualnych problemów i dylematów. Wszystko to tak zgrabnie łączy się i przeplata, że widz mimowolnie daje coraz bardziej wciągnąć się we wszystko, co film ze sobą niesie.
Kibicujemy Judy i Nickowi, gdy krok po kroku zbierają wskazówki i próbują dociec prawdy, niemal czujemy sami na karku goniący bohaterów czas, jaki im pozostał, by rozwiązać zagadkę. Daję głowę, że na seansie widz sam najchętniej wskoczyłby do filmu i pomógł bohaterom jak tylko może, mimo iż wie dokładnie tylko to co oni – na początku nic, ale idzie razem z postępującym śledztwem jak po nitce do kłębka.
Twórcy postarali się, by oddać jak najwierniej strukturę i złożoność wielkiego miasta, a jednocześnie swoistej utopii (oryginalny tytuł filmu jest bardzo znaczącą grą słowną), jaką jest „Zwierzogród” – mamy więc podział na dzielnice, każdą z innej strefy klimatycznej, aby każdy mieszkaniec mógł żyć w naturalnych dla niego warunkach, dostosowanie pojazdów i budynków do każdego gabarytu – od słonia po mysz, ale również przyziemne konflikty na tle przyjezdni (słoiki?) i tubylcy czy wzrost ciśnienia na widok mandatu za wycieraczką, bo nie zabraliśmy samochodu pół minuty po czasie ze strefy parkowania. Brzmi znajomo? Myślę, że jak najbardziej. Z ekranu zionie przesłanie, iż w miejskiej dżungli trzeba mieć dużą siłę przebicia, by przeżyć, a szanse niekoniecznie są wyrównane, nawet w tak idealnym mieście.
Inny, bardzo ważny problem, który jest tłem dla całego filmu, to kwestia różnic etnicznych, rasowych, ale przede wszystkim – problem szufladkowania i stereotypowego myślenia. W tak wielkim mieście wydawałoby się, że każdy może być kim tylko zapragnie, bez względu na pochodzenie czy wzrost. Życie bywa o wiele bardziej brutalne – z pewnych schematów bardzo trudno się wyłamać, a nawet mimo bardzo usilnych starań, możemy często spotkać się z niezrozumieniem i brakiem wsparcia.
Morał z filmu taki, by nie dawać za wygraną, a jeśli bardzo czegoś się pragnie – zawsze można to osiągnąć, choć warto się nastawić, że łatwo nie będzie. Próbujmy udowodnić innym, że możemy, ale przede wszystkim warto udowodnić to sobie.
Ostatnia zaleta, jaką chciałabym poruszyć, to niesamowita dbałość o szczegóły – zwierzęta oddane są niezwykle naturalnie, nie ma w ich wyglądzie przekolorowania ani nic sztucznego – nawet ubrania, które noszą, niby tak ludzkie, a wydaje się nam, że pasują jak ulał na lisa czy lamparta. Króliki mają delikatne, miękkie pyszczki i ruchliwe noski, gazele są smukłe, a lisy mają piękne, puszyste ogony. Niemal chciałoby się je dotknąć i pogłaskać. Nie licząc chodzenia na dwóch nogach, zachowano również wiele cech z naturalnego zachowania każdego gatunku – psom udziela się wycie, leniwce są niesamowicie powolne (bardzo symboliczna scena!), a koty wylizują sobie futerko.
Mamy więc dwa w jednym: z jednej strony prym wiedzie postęp i ucywilizowanie, z drugiej, cytując postać z animacji: „wszyscy jesteśmy w końcu tylko zwierzętami”. Ta myśl towarzyszyć nam będzie aż do samego końca filmu i myślę, że sporą część dorosłych widzów zmusi do pewnych, automatycznie nasuwających się refleksji o kondycji naszego społeczeństwa.
Podsumowując: dawno nie widziałam tak uniwersalnego filmu animowanego, skierowanego zarówno do dzieci, jak i dorosłych. Nie jest to na pewno film, z którego rodzice lub starsze rodzeństwo wyjdzie znudzone czy rozczarowane. Sama próbowałam szukać wad w produkcji, podczas obu wizyt w kinie, choćby dla samej zasady. Nie da się. Ich po prostu tam nie ma.
Jestem bardzo mile zaskoczona, że Disney podniósł sobie poprzeczkę tak wysoko i zrealizował film z takim rozmachem i dbałością o każdy element, z wieloma przesłaniami i dobrym żartem. Nie ma tu nigdzie przesady, brak jest niesmacznych żartów, a liczne nawiązania do elementów popkultury z pewnością przypadną do gustu nieco starszym widzom. Dzieci oczaruje zaś eksplozja kolorów, niesamowicie zróżnicowane zwierzęce społeczeństwo i bohaterowie, których pokochają od pierwszych minut filmu. Moim zdaniem – jeden z najlepszych filmów z wytwórni Walta Disneya i pozycja obowiązkowa.