Jedną z niedawnych premier w NoveKino Przedwiośnie była „Diuna”. Jakie odczucia ma nasz czytelnik po obejrzeniu tej produkcji? Zapraszamy na kolejną odsłonę cyklu „Płockie recenzje”.
Opis producenta
„Diuna”, produkcja Warner Bros. Pictures i Legendary Pictures w reżyserii nominowanego do Oscara Denisa Villeneuve’a (Nowy początek, Blade Runner 2049), to kinowa adaptacja przełomowego bestsellera Franka Herberta pod tym samym tytułem.
Film opowiada historię niezwykłej, pełnej przygód i emocji podróży Paula Atreidesa. Temu genialnemu i utalentowanemu młodemu człowiekowi pisane jest wspaniałe przeznaczenie, którego on sam nie jest w stanie pojąć. Najpierw jednak Paul musi się udać na najbardziej niebezpieczną planetę we wszechświecie, żeby ratować rodzinę i rodaków. Na planecie wybucha zażarty konflikt o dostęp do niewystępującej nigdzie indziej, najcenniejszej ze znanych substancji. Wyzwala ona w ludziach ich największy potencjał. Ale wojnę przetrwają tylko ci, którzy pokonają swój strach.
Diuna, czyli nie ma wody na pustyni – recenzja czytelnika
Nie byłem idealnym odbiorcą Diuny. Do kina szedłem jak na skazanie – bilety dostałem w prezencie, ale z science-fiction najbardziej lubię programy wyborcze, a w kinie „Indianę Jones’a”, a nie jakieś multi E.T. na resorach.
„Diuna” kojarzy mi się z filmem, jaki oglądałem (a może tylko rzuciłem naście lat temu oko) – dotyczącym jakichś tuningowanych dżdżownic na pustyni.
Diuna kojarzy mi się także z jakimś tam mało znaczącym kultem wokół tytułu – na pewno nie pokroju tego, co dzieje się dookoła świata „Gwiezdnych Wojen”, „Star Treka” czy choćby dzieł Tolkiena.
Diuna to też gra komputerowa, w którą nigdy nie grałem. Ale akurat to nie świadczy źle o grze. Po prostu nawet nie chciałem poznać tego tytułu.
„Diuna” to książki w koszu na promocję w markecie i Diuna to ładne imię dla owczarka.
Od dzisiaj natomiast to również tytuł filmu, wciągającego swoim światem, bohaterami i pozwalającego dostrzec tę magię kina, która w moim przypadku skończyła się wraz z „Powrotem Jedi”.
Jeśli „Gwiezdne Wojny” skończyły się na trzech dobrych częściach dekady temu, to „Diuna” właśnie się rozkręca. Jest inna, ale warta poznania. Zapraszam do kina – im mniej masz oczekiwań, tym więcej dostaniesz!
Tomek
Piejąc z zachwytu nad kinem Helios, zapomnieliście napisać o 30 minutach reklam przed filmem – z zegarkiem w ręku – wiem bo byłem i tacce nachosów za 35 zł. Pewnie wychodzi w przeliczeniu ze 400 – 500 zł za kilogram, a reklamy niedługo zaczną puszczać w trakcie filmu, jak Polsat. Dlatego nieprędko zechce mi się iść do kina. No… ale, sami tak zachęcają. Rozumiem 2-3 reklamy i ze 2 zapowiedzi, ale 30 minut? Porażka.