Największym darem, jaki możemy podarować innemu człowiekowi, jest okazanie mu naszego serca, przyjaźni, pomocy, zainteresowania. Tacy właśnie są wolontariusze, którzy pomagają w Płocku uchodźcom z Ukrainy. Opowiemy dzisiaj o dwójce z nich, bo ich historie są wyjątkowe…
Peter
O tym, kim jest Peter opowiedziała na swoim profilu Monika Wojowniczka. Dlaczego nosi akurat taki pseudonim, to za chwilę. Teraz czas na Petera, który – w opinii Moniki – jest prawdziwym bohaterem, choć nie nosi czerwonej peleryny.
– Jakiś czas temu postanowiłam dołączyć do Centrum Wolontariatu w Płocku. Mam dwie ręce i dużo wolnego czasu, dlatego chciałam zaangażować się w pomoc dla uchodźców z Ukrainy. Kilka dni temu do naszego zespołu dołączył Peter. Na początku powiedział o sobie tylko tyle, że jest z USA, z Kalifornii i że jego pasją jest surfing. Codziennie obserwuję, jak biega we wszystkie strony, przenosi ciężkie pudła, pomaga rozładowywać palety i sortuje odzież. Wiecie, to taki człowiek, który zawsze pojawia się w odpowiednim miejscu, w idealnym momencie. Tu coś przesunie, tam podniesie, tu przytrzyma drzwi albo zrobi paczkę. Jest domyślny i bez słów wie, komu czego potrzeba – opisuje Monika.
Jak Peter znalazł się w Płocku? Dlaczego wybrał akurat nasze miasto? O to właśnie spytała go Monika sądząc, że przyjechał do naszego miasta pracować w jednej z dużych firm, albo znalazł tu miłość.
– Nic bardziej mylnego! Peter powiedział, że kiedy na Ukrainie wybuchła wojna, rzucił wszystko, kupił bilet na samolot i przyleciał tylko po to, żeby pomóc. Ot tak, bo nie chciał siedzieć bezczynnie i patrzeć na cierpienie niewinnych ludzi. Okazało się, że jest szefem kuchni (potem dowiedziałam się, że jest WYBITNYM szefem kuchni) i początkowo udał się w okolice granicy, gdzie stacjonuje amerykańska armia. Zaoferował swoje usługi, ale mu odmówiono pod pretekstem świetnej organizacji. To go nie zraziło… Pojechał do Warszawy, ale i tam odprawiono go z kwitkiem. I tak Peter trafił do Płocka, na ul. Misjonarską 22, gdzie dzień w dzień poświęca swój czas i siłę, by nieść pomoc – wyjaśnia Monika.
Jak podkreśla, Peter nie czeka na oklaski, nie chce komplementów, ani podziękowań. Po prostu postanowił pomóc.
– Nikomu oprócz mnie nie powiedział jak się tu znalazł i nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. Ale dla mnie fakt, że ktoś praktycznie z dnia na dzień rzucił wszystkie zobowiązania, wsiadł w samolot i utrzymuje się z własnych oszczędności tylko po to, by komuś pomóc, zasługuje na tym większy szacunek. Chciałabym, żeby Polacy dowiedzieli się o tym niezwykłym, szlachetnym człowieku. Żeby ktoś usłyszał o jego poświęceniu i zaangażowaniu – tłumaczy Monika.

Monika
Ale Monika Wojowniczka, która opowiedziała o Peterze, też nie jest „zwykłą” wolontariuszką.
– Monika to Superbabka, która wolontariacko pracuje z nami w punkcie zbiórki przy ul. Misjonarskiej 22. Fantastycznie dogaduje się z koleżankami z Ukrainy, choć jak mówi, nigdy nie uczyła się tego języka… Na wejściu wszystkich wita czułym uśmiechem i zaraża energią. Taka to superkobieta! I gdyby nie wózek, na którym się porusza, to byśmy nawet nie wiedzieli, że zmaga się z chorobą… A tymczasem ta superbabka potrzebuje finansowego wsparcia na leczenie! Pomóżmy jej, tak jak ona pomaga innym – napisał na swoim profilu Płocki Wolontariat.
Historia Moniki jest smutna, choć ona jest pełna optymizmu.
– Nazywam się Monika. Lubię radosnych ludzi, drapanie po plecach i puchate skarpetki. Mam wielkie pokłady optymizmu i dziecięcą wyobraźnię – opowiada o sobie.
Płocczanka zawsze była ciekawa świata i chciała próbować nowych rzeczy.
– Moim życiem były podróże i sport – piłka ręczna, łyżwy, pływanie, wspinaczka, narciarstwo czy siatkówka. Jako wolontariuszka oddawałam ludziom swoje serce. Kiedy zaatakowała mnie nieuleczalna, rzadko spotykana choroba, musiałam zrezygnować z pasji i rozpocząć walkę o zdrowie. Stałam się WOJOWNICZKĄ! – pisze Monika, tłumacząc tym samym pseudonim, jakiego używa w Internecie.
Choroba Moniki przerwała jej plany związane ze studiami i bardzo utrudnia codzienne życie. Bolą ją stawy i kości, ma też duże problemy ze wzrokiem, z każdym dniem sztywniały jej nogi. Odczuwa kłucie w klatce piersiowej i nerwobóle, co utrudnia jej sen, a na ciele pojawiają się nowe rany…
Dotychczasowe leczenie nie przyniosło poprawy, nie pomogła nawet chemioterapia. Szansą wydaje się jedynie przeszczep komórek macierzystych, ale to bardzo kosztowny zabieg.
I tu pojawia się apel do Was – pomóżcie płocczance i pokażcie jej, że dobro wraca. Że dobro jest jedyną rzeczą na świecie, które się mnoży, jeśli się nim dzielisz…
Pomóc Monice możecie, zasilając zbiórkę prowadzoną na Helpuj.pl [kliknij, aby przejść do strony].

Amerykanie planowali zrzucić na Polskę deszcz bomb atomowych. Zniszczone miały być największe miasta
Warszawa, Gdańsk, Wrocław, Toruń, Ciechanów, Biała Podlaska a także Płock – to tylko niektóre z celów wyznaczonych przez Amerykanów do zniszczenia w czasie zimnej wojny. Według odtajnionych w USA dokumentów z Polski w razie konfliktu zostałoby radioaktywne gruzowisko. W myśl strategii wojennej USA, aby zdobyć przewagę nad Związkiem Radzieckim, można było skazać na zagładę miliony niewinnych ludzi. Amerykanie to tak jak Rosjanie, zbrodniarze wojenni.
Jak amerykanie zrzucali na głowy niewinnym ludziom bomby, to też jeździł pomagać?