Czas cofnął się na ulicach Helu nie tylko w trakcie inscenizacji. Przez całe dni ten nadmorski kurort wyglądał, jak stara pocztówka z czasów wojny – mężczyźni, w zasadzie w każdym wieku, w mundurach aliantów i formacji niemieckich, kobiety w strojach z epoki, jak też i w wojennych uniformach, nawet dzieci, przechadzały się po ulicy Wiejskiej budząc powszechne zainteresowanie przechodniów.
[dropcap]J[/dropcap]akoś tak jest, że wiele osób z utęsknieniem wyczekuje lata. Jedni są spragnieni gorącego słońca, najdłuższych dni w roku, inni szukają przygody i niezapomnianych wrażeń podczas rozlicznych podróży… Zdarzają się i takie, które wryją się w pamięć do końca życia.
Ostatnie kilka dni spędziłem w Helu. Uczestnicząc w imprezie D-Day Hel znalazłem się w samym środku, jak najbardziej żywej historii. Jej rozmach przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, domyślacie się więc Państwo, że wszelkie niedogodności, w jakie czasem obfitują podróże, szybko poszły w niepamięć.
Była to już IX edycja tej imprezy. W tym roku od 12 do 24 sierpnia niestrudzeni rekonstruktorzy odtwarzali epizody z czasów II wojny światowej z niesamowitą dokładnością i dbałością o nawet najdrobniejsze szczegóły.
Co w ogóle oznacza D-Day? Według słownika Wojskowego Departamentu Obrony USA, jest to nie ustalony dzień rozpoczęcia operacji. Oczywiście cała helska impreza nawiązuje do największego pod względem użytych sił i środków desantu podczas II wojny światowej, który pod kryptonimem „Overlord” rozpoczął się 6 czerwca 1944 roku.
Czas cofnął się na ulicach Helu nie tylko w trakcie inscenizacji. Przez całe dni ten nadmorski kurort wyglądał, jak stara pocztówka z czasów wojny – mężczyźni, w zasadzie w każdym wieku, w mundurach aliantów i formacji niemieckich, kobiety w strojach z epoki, jak też i w wojennych uniformach, nawet dzieci, przechadzały się po ulicy Wiejskiej budząc powszechne zainteresowanie przechodniów. Historycznego obrazu dopełniały jeepy, motocykle, gaziki, ciężarówki, a nawet rowery pieczołowicie odrestaurowane i oczywiście w pełni sprawne, przemieszczające się przez cały dzień po miejscowości. Na wiele dni czas się tam zatrzymał, a zasadzie cofnął o całe 70 lat…
I w tym roku organizatorzy D-Day Hel zaskoczyli widzów niesamowitą inwencją, z jaką przygotowali historyczne inscenizacje, dioramy historyczne, koncerty, pokazy i parady ulicami miasta. W imprezie wzięło łącznie udział ponad 400 rekonstruktorów i 200 wolontariuszy oraz 60 pojazdów wojskowych, w tym 3 czołgi.
Osobiście miałem okazję podziwiać, i jest to jak najbardziej adekwatne słowo, inscenizacje „Bitwa pod Falaise” i „Lądowanie na plaży Omaha”. Niezwykła dynamika akcji, huk wystrzałów, ryk czołgowych silników, okrzyki rozkazów, jęki rannych, kłęby dymu i jęzory ognia, a przede wszystkim aktorskie umiejętności i zaangażowanie rekonstruktorów sprawiały, że na oczach zgromadzonych widzów powróciła historia, nie tylko dla dzieci i młodzieży – z widowiska tyle samo wrażeń, zapadających głęboko w pamięć i poruszających wyobraźnię czerpali również dorośli.
Jeżeli będziecie mieli Państwo kiedykolwiek okazję zawędrować w sierpniu na Hel, to naprawdę warto wziąć udział w tym wydarzeniu. To, co je pewnie odróżnia od innych tego typu widowisk, to pasja ludzi, którzy pokochali historię do tego stopnia, że chcą tą miłością i jednocześnie wiedzą zarażać innych. W moim przypadku jak najbardziej im się to powiodło… Warto na koniec dodać, że w zeszłym roku, według stacji telewizyjnej Discovery Chanel, w imprezie uczestniczyło 130 tysięcy osób. To chyba najlepsza rekomendacja.
Wasz korespondent wojenny: Waldemar Robak