My, płocczanie, możemy czuć się wyróżnieni… W środę w Płockiej Galerii Sztuki odbył się wernisaż wystawy polskiego malarstwa „Zapisy przemian”. Obrazy pochodzą z prywatnej kolekcji Krzysztofa Musiała, liczącej obecnie około tysiąca obrazów, w tym około 700 rodzimych artystów. Kim jest nasz kolekcjoner? Na naszym rynku sztuki wymienia się aktualnie trzech najpoważniejszych graczy – Wojciech Fibak, Krzysztof Musiał, Grażyna Kulczyk… Z czystej kurtuazji nie zdradzę, czyj zbiór jest największy i najcenniejszy, jednakże wspomnę, że szacowny gość wernisażu rozwija swą pasję już od dwudziestu lat…
Płocka ekspozycja jest już trzecią edycją „Zapisów przemian”, oczywiście zarówno poprzednie, jak i ta obecna różniły się pomiędzy sobą doborem wystawianych prac. Tym niemniej, myślą przewodnią wszystkich było ukazanie przemian zarówno koncepcji estetycznych, jak i procesu kształtowania się rozmaitych środków artystycznego wyrazu na przestrzeni lat. I to, co jeszcze wyróżnia ten cykl, to niepowtarzalna możliwość obcowania z niedostępnym zwykłemu widzowi (bo ileż to razy możemy zajrzeć do prywatnej kolekcji?) malarstwem z tzw. „górnej półki” – poczynając od klasyków sztuki współczesnej po najbardziej kreatywne, wybijające się postaci najmłodszego pokolenia. Tak jest i tym razem.
Zarówno dobór obrazów, jak i profesjonalny sposób ich prezentacji dokonany przez Płocką Galerię Sztuki, spotkał się z uznaniem zarówno samego konesera sztuki, jak też zgromadzonej publiczności. W gronie klasyków współczesnego polskiego malarstwa odnajdziemy prace Aleksandra Kobzdeja i Tadeusza Dominika, drugą grupę stanowią artyści, których debiut przypadł na lata 70. i początek lat 80. ubiegłego wieku – Tomasz Ciecierski, Jarosław Modzelewski, Tomasz Tatarczyk, Waldemar Umiastowski, Włodzimierz Jan Zakrzewski. I wreszcie malarze najmłodszej generacji, o których już teraz głośno w hermetycznym świecie sztuki – Basia Bańda, Agata Borowa, Dorota Borowa, Tymek Borowski, Julia Curyło, Wiktor Dyndo, Paweł Kałużyński, Artur Kapturski, Agnieszka Kicińska, Grzegorz Kozera, Julian Nowicki, Marta Pociejewska, Igor Przybylski, Marcin Skorupski, Antoni Starowieyski, Irmina Staś, Maria Szkop, Paweł Śliwiński, Rafał Wilk i Łukasz Zedlewski oraz przedwcześnie zmarli Marcin Stosik i Jan Dziaczkowski.
Próżno by szukać na wystawie jakiegoś „leitmotivu”, poza tymi, o których wcześniej wspomniałem. Polskie malarstwo podlegało wraz z upływem czasu podobnym transformacjom, trendom, jak w innych krajach Europy Zachodniej. Dlatego też nie znajdziemy w nim specyficznej polskiej nuty, która w jakiś szczególny sposób by je wyróżniała. Jednakże tak jak wszędzie, naszych malarzy możemy podzielić na takich, którzy z czasem odejdą w zbiorową niepamięć, oraz takich, którzy w sposób trwały budują nasze kulturalne dziedzictwo i uprawiają wartościowe, pełne autentyzmu malarstwo. I właśnie z kategorią tych ostatnich mamy do czynienia, oglądając tylko ułamek ze zbiorów Krzysztofa Musiała…
Jak zatem powstała tak wysmakowana kolekcja? Tutaj nie sposób pominąć osoby samego kolekcjonera. Studiując jego wątki biograficzne, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że na ich podstawie powstanie jeszcze niejedna książka.
Krzysztof Musiał ukończył kolejnictwo na Politechnice Warszawskiej z absolutnego zamiłowania do podróży. Wcześniej rozważał studia w Wyższej Szkole Marynarki Handlowej w Gdyni, czy też karierę pilota PLL LOT- u. Podczas studiów interesował się teatrem, bywał na spektaklach Teatru Laboratorium we Wrocławiu, uczestniczył też w stażach prowadzonych przez Jerzego Grotowskiego i Ryszarda Cieślaka. W czasie wakacji podróżował po świecie – pracował i zwiedzał Skandynawię. Szybko nauczył się języka duńskiego. Po studiach podjął pracę tłumacza w Wietnamie, co pozwoliło bliżej mu poznać ten region świata. W sumie włada siedmioma językami. Po kilku latach pracy w Polsce, przeniósł się do Francji, gdzie ukończył prestiżową szkołę biznesu INSEAD w Fontainebleau. Od 1979 roku podjął pracę w międzynarodowych korporacjach – w Niemczech, Francji, Anglii, Japonii i USA.
W jednym z wywiadów stwierdził: – Z Polski nie wygnały mnie sprawy polityczne. Ja po prostu nie lubię chłodu i szarości. Jechałem więc tam, gdzie jest ciepło i kolorowo.
W latach 1990-2001 kierował swą firmą ABC Data, która w tym czasie była jednym z liderów polskiego rynku komputerowego. Kolekcjonerska pasja rodziła się długo. Pierwsze obrazy zakupił na początku lat osiemdziesiątych – jak sam wspomina – zupełnie przypadkowo. Kiedy po jakimś czasie zbiór liczył już około pięćdziesięciu obrazów, podjął decyzję, że stworzy kolekcję dzieł sztuki. Fascynacja polskim malarstwem rozpoczęła się od malarstwa Olgi Boznańskiej – obecnie Krzysztof Musiał posiada największy w Polsce, prywatny zbiór obrazów tej artystki. Później narodziła się koncepcja stworzenia kolekcji dzieł sztuki, zawierającej prace reprezentatywne dla poszczególnych nurtów artystycznych, poczynając od połowy XIX wieku, aż po współczesność. Oczywiście, kolekcjoner dokonuje jak najbardziej subiektywnego wyboru, tym niemniej można dostać niekontrolowanego zawrotu głowy od samego spisu nazwisk – Fałat, Czapski, Pągowska, Tarasin, Gerson, Kobzdej, Dominik, Podkowiński, Nowosielski, Dunikowski, Kobro, Chwistek i wiele, wiele innych…
Oprócz kolekcjonerstwa, Krzysztof Musiał zajmuje się także wielokierunkowym mecenatem artystycznym. Jest zarówno sponsorem nowojorskiej Metropolitan Opera, jak również wspiera różne projekty artystyczne w kraju i za granicą: wystawy, koncerty, spektakle teatralne i operowe. Od kilku już lat mieszka w swym domu w Hiszpanii, traktując Andaluzję jako wymarzone miejsce do życia. Czasami przenosi się do rezydencji w Polsce i Francji. W swym domu we Włoszech organizuje plenery dla młodych, wyróżniających się polskich malarzy. Sam Krzysztof Musiał podczas płockiego wernisażu zniewalał w kuluarowych rozmowach, czarującą kulturą bycia i skromnością.
Jeżeli zapytacie mnie Państwo, czy coś szczególnie przypadło mi do gustu, odpowiem, jak naiwne dziecko z przedszkola, które dopiero co wyszło z wesołego miasteczka: Wszystko mi się podobało! Oczywiście, kilka obrazów spowodowało moje szybsze bicie serca – dzieła Kobzdeja, Zakrzewskiego, Bańdy, Wilka, Starowieyskiego, Zedlewskiego, Borowej… Jednakże nie było również takiej pracy, wobec której przeszedłem obojętnie… Może powinienem zająć się kolekcjonerstwem?