[dropcap]K[/dropcap]olejną sprawą, dolewającą „oliwy do ognia”, jest stan przygotowań placówek oświatowych do wdrożenia reformy. Tu społeczny ruch rodziców nie pozostawia na ministerialnych urzędnikach przysłowiowej suchej nitki. Symboliczna ilość pieniędzy z budżetu państwa na wdrożenie reformy w pierwszym roku jej funkcjonowania, to tylko niewinna igraszka w porównaniu z wagą kolejnych zarzutów wytaczanych MEN. Niestety, już pewnie nie zmieni sytuacji fakt, że w kolejnych latach środki finansowe pojawiły się w wyjątkowo pokaźnej ilości. Jeżeli nie wydatkowano ich przed wdrożeniem zmian, to znaczy, że jak zwykle trwała walka z czasem, nadrabianie, łatanie dziur i nieracjonalna konsumpcja bez rozpoznania prawdziwych potrzeb.
„Zbuntowani rodzice” zarzucają reformie brak przygotowania organizacyjnego i infrastrukturalnego. Według nich, brakuje nie tylko odpowiednio przystosowanych mebli, pomocy dydaktycznych, sal lekcyjnych i pomieszczeń do zabawy, stołówek, szatni, węzłów sanitarnych placów zabaw. Pamiętajmy, że zmiany w systemie edukacji spowodowały powstanie obowiązku przedszkolnego dla dzieci pięcioletnich i w części czteroletnich w niespotykanej dotąd ilości. W wielu miejscach naszego kraju rodzice zgłaszali trudności w przyjęciu dzieci do przedszkoli z powodu braku miejsc, nie wspominając już o tym, że w wielu gminach w ogóle nie było tego typu placówek .
Jak ten problem jest rozwiązywany? Otóż tworzy się również oddziały przedszkolne w szkołach podstawowych, do których najczęściej kierowane są sześciolatki, żeby zrobić miejsce pięciolatkom w przedszkolach.
Według rodziców, porażek w przygotowaniu reformy jest znacznie więcej, ważniejszy jest jednakże fakt pojawienia się już w tej chwili negatywnych skutków reformy. Ujawnia je raport „Warunki edukacji przedszkolnej po pierwszym roku obowiązkowej nauki dzieci pięcioletnich 2012”, przygotowany przez… Stowarzyszenie Praw Rodziców.
Poza mankamentami opisanymi wyżej, raport opisuje przypadki dyskryminacji w kierowaniu dzieci do przedszkoli lub szkół w zależności od wysokości wnoszonych opłat za tzw. opiekę świetlicową. A przecież reforma w swych założeniach między innymi miała służyć wyrównywaniu szans edukacyjnych dzieci.
Ponadto, obowiązek edukacyjny pięciolatków, a więc konieczność przyprowadzenia na zajęcia i odprowadzenia po nich dzieci do domu, znacznie wpłynął na spadek aktywizacji zawodowej, szczególnie ich matek. W wielu niedoinwestowanych gminach odległości do pokonania pomiędzy domem a szkołą są naprawdę znaczne i problem ten, jak zwykle, został zepchnięty na barki rodziców.
Długie, codzienne pobyty najmłodszych dzieci poza domem w niedostosowanych do ich potrzeb warunkach socjalnych, szczególnie oddziałów przedszkolnych w szkołach podstawowych, negatywnie wpłynęły na ich zdrowie i rozwój.
Stowarzyszenie Praw Rodziców uważa również, iż ministerialne intencje, czyli cel reformy – dobro naszych dzieci i harmonijny ich rozwój, a także zrównanie ich szans edukacyjnych z rówieśnikami z innych krajów europejskich jest tylko wygodną, dobrze sprzedającą się i brzmiącą „przykrywką”.
U podstaw reformy, co pośrednio przyznaje samo Ministerstwo, legł również interes ekonomiczny – dzieci po okresie edukacji szybciej staną się produktywną częścią społeczeństwa, wspomagając czym prędzej kulejącą gospodarkę. A może, jak to się dzieje teraz, tylko powiększą i tak już ogromną rzeszę bezrobotnych?
Starałem się jak najobszerniej przedstawić Wam, drodzy Czytelnicy, argumenty obydwóch stron konfliktu, a prawda i tak leży pewnie gdzieś po środku. Niewątpliwie do płynnego wdrożenia zmian nie przyczynia się fakt, że znaleźliśmy się w środku kryzysu gospodarczego. To trudny okres dla władzy, jeszcze trudniejszy dla każdej rodziny.
Pewnie niebawem racje rodziców poddane zostaną naszej ocenie podczas ogólnopolskiego referendum w tej sprawie. A wtedy każdy z nas będzie mógł zająć stanowisko, za jakim modelem systemu edukacji się opowiada. I chyba najważniejsze w tej całej historii jest to, by rzeczywiście nie stracić z pola widzenia dobra naszych dzieci, podjąć tak istotne decyzje rozważnie i bez emocji.
Waldemar Robak