(…)Co więc zrobić, żeby uniknąć świątecznej chandry? Jednym ze skutecznych sposobów odreagowania grudniowych nastrojów jest… poddanie się nachalnej, marketingowej indoktrynacji i poświęcenie swej duszy bez opamiętania niepohamowanemu shoppingowi. Wbrew obowiązującym powszechnie stereotypom, wcale nie jest to wyłącznie damska rozrywka…
Media, jak to media – o tej porze roku przede wszystkim szumią reklamami. W uszach wibrują elektroniczne kakofonie popularnych kolęd i „dzwonków sań”, zewsząd łypie na nas jakby przebiegłym okiem nienasycony Święty w rozmiarze XXXL, który zaprzedał się już dawno kilku największym koncernom, paradując w czerwonych galotach w niemalże każdym stoisku czy sklepowej witrynie. Tak swoją drogą, czy poprzez trwającą już od początku listopada multiplikację trochę Państwu ten gość nie spowszedniał? Mnie w ostatnim czasie nawet bardzo. W czasach, gdy nie jeździł jeszcze czerwonym tirem i pojawiał się tylko raz w roku, ale przynosił prezenty pod moją prywatną choinkę, jak najbardziej budził pozytywne emocje. Teraz stał się już tylko nudną maskotką reklamową dwóch ostatnich miesięcy roku, na domiar złego mocno wytartą, jak chiński sweterek. Jednym słowem, idylliczny obraz mocno nam się skomercjalizował, bardziej kojarzy się z mega promocjami, niż osobistym przeżyciem.
Wygląda na to, że przedświąteczny czar oczekiwania i przygotowań do tej niepowtarzalnej, bożonarodzeniowej celebry bezpowrotnie prysł, a ogólny nastrój przygnębienia i apatii dodatkowo potęgują niemiłosiernie krótkie dni, jak łańcuch psa przywiązanego do budy i przytłaczająca aura w kolorze brudnoszarej, zbyt długo używanej ścierki do podłogi, zaprzeczając twierdzeniu, że wielkimi krokami zbliżają się „białe święta”.
W kilku żołnierskich słowach – po prostu totalny niedomiar światła, kolorów i tlenu! Jak w takich warunkach chociażby przeczekać, nie poddać się nostalgii lub, nie daj Boże, depresji, czyli – Jak tu żyć Pani Premier, jak żyć?
[pullquote](…)nie będę Państwa zachęcał do śledzenia serwisów informacyjnych, co więcej, gorąco w tym czasie to odradzam…[/pullquote]
Może co nieco przewrotnie, nie będę Państwa zachęcał do śledzenia serwisów informacyjnych, co więcej, gorąco w tym czasie to odradzam. Sam je pobieżnie przejrzałem na własną, wyłączną odpowiedzialność, mam nadzieję, że mój niezwykle ryzykowny krok nie poczynił w mym umyśle zbyt drastycznych i nieodwracalnych spustoszeń. Wspomnę jedynie, że nadal trwa afera, dotycząca zamiłowania polityków do podróży. Swoją drogą, żyjemy w kraju paradoksów. Przez wiele lat zachęcano nas, abyśmy nie byli aż tak zaściankowi, poznawali nowe światy, dorobek naszych europejskich sąsiadów, ludzi i obyczaje, pewnie w myśl starego powiedzenia, że podróże kształcą. Przykład narodowi, jak się okazuje, przez wiele lat dawali nasi wybrańcy ludu, choć my wspólnie, po trochu dopłacaliśmy do ich podróżniczych pasji. Teraz za to wyjaśniając logistyczne konstrukcje swych wojaży niezwykle oszczędnie „gospodarują prawdą”. Czy nie lepiej zatem było pojechać w podróż „za jeden uśmiech”?
Jednakże dość o tym, tym bardziej, że jeśli komuś po raz kolejny udało się „nabić nas w butelkę” to nie jest sytuacja, która powinna nas nastrajać optymistycznie. Czego jeszcze powinniśmy unikać?
Zdecydowanie nie polecam przez najbliższe tygodnie śledzenia prognoz pogody, po prostu nie ma czego sprawdzać. Owszem, zapowiada się dni ciepłe, słoneczne, niestety, tylko na południowej półkuli naszego globu. Po naszej stronie równika zadomowiły się na dobre same meteorologiczne kataklizmy, jedynym sposobem na przetrwanie jest przyzwyczajenie się do ciepłego szalika i czapki, a wtedy nic nie jest w stanie nas zaskoczyć.
Z naszego dziennego harmonogramu bezwzględnie w tym czasie powinny zniknąć również wszystkie, a szczególnie polskie telenowele i „reality show”. Powód, i to w dodatku naukowy, jest tylko jeden. Scenariusze tych produkcji średnio trzydzieści pięć razy w ciągu jednego odcinka zawierają sceny obfitujące w zdradę, zazdrość, szkalowanie, posądzenia, podejrzliwość, obłudę oraz wiele innych negatywnych zachowań i emocji, drastycznie obniżając nam poziom oksytocyny – „hormonu miłości”, podobno m.in. odpowiedzialnego za zaufanie do „bliźniego swego”. A przecież nie chodzi nam o to, żeby patrzeć na świat „spode łba”.
[pullquote]Czy cokolwiek zatem jest w stanie nas uratować przed grudniową depresją?[/pullquote]
Co więc zrobić, żeby uniknąć świątecznej chandry? Jednym ze skutecznych sposobów odreagowania grudniowych nastrojów jest… poddanie się nachalnej, marketingowej indoktrynacji i poświęcenie swej duszy bez opamiętania niepohamowanemu shoppingowi. Wbrew obowiązującym powszechnie stereotypom, wcale nie jest to wyłącznie damska rozrywka. Panowie oddają się jej również z nie mniejszym zaangażowaniem i upodobaniem, może jedynie czynią to dyskretniej, nie chodzą wspólnie z kumplami na zakupy, tylko incognito wcielają się w rolę sklepowego „łowcy”. Ta metoda kryje jednak w sobie poważne niebezpieczeństwo, bowiem w razie „przedawkowania” tak samo szybko, jak możemy podbić sobie nastrój, równie łatwo możemy go także stracić, podsumowując efekty szaleństwa poprzez sprawdzenie spustoszeń dokonanych w stanie konta.
Czy cokolwiek zatem jest w stanie nas uratować przed grudniową depresją? Pewnie nie mam jednoznacznej recepty, tym niemniej moje przedświąteczne „biadolenie” trzeba oczywiście potraktować z przymrużeniem oka.
Nie wiem co Państwo zrobią, ale ja sam postaram się odrzucić plastikowy, wklepany nam przez tysiące reklam blichtr i poszukać w świętach ich wielkiego skarbu, jakim jest autentyczność. Sytuacja przypomina bowiem nieco odrabianie lekcji – albo się z nimi męczymy, jak na ciężkiej, ruskiej katordze, albo też nauka przynosi nam mniej lub bardziej odroczoną w czasie satysfakcję. Wydaje się, że prawdziwe, a nie pozorowane zaangażowanie zarówno w przygotowania, jak i spędzenie samych świąt, może uczynić cuda. A przecież na to właśnie liczymy…