Płock może poszczycić się nie tylko dobrą drużyną piłki ręcznej czy zwycięstwami w sztukach walki. Nasze miasto to również miejsce, w którym muzyka gra w sercach i duszach wielu mieszkańców. Jednym z nich jest Myczkins, przedstawiciel płockiej sceny hip-hopowej.
PetroNews.pl: Z płocką sceną hip-hopową jesteś kojarzony od wielu lat, jesteś tu w zasadzie od początku. Dlaczego nie poszedłeś ze swoją muzyką w Polskę? Poza poszczególnymi utworami, które są znane szerszej publiczności (mam na myśli chociażby „Ostatni Bastion Normalności”), twoja muzyka ma zasięg lokalny.
Myczkins: W Płocku szlak przetarli ludzie związani z +Kwą czy RDX i to oni są pionierami rapu w tym mieście. Ale faktem jest, że niedługo strzeli 10 lat, odkąd coś tam sobie tworzę. Dlaczego nie poszedłem w Polskę? Wszystkie albumy, jakie nagrałem od 2007 r. szły w sieć – i na tym kończyła się moja ingerencja w promowanie danego materiału – zostawiam to ludziom. Nigdy nie miałem jakiegoś dużego parcia, w pierwszej kolejności robiłem to dla siebie, musiałem się wykrzyczeć, wyładować – jeśli komuś się to spodobało to fajnie, jeśli nie – trudno. Myślę jednak, że i tak sporo ludzi w Polsce doceniło to, co robię i nie chodzi tylko o „Ostatni Bastion”, o którym wspomniałeś czy „Against Modern Football”, który, zanim został pierwszy raz usunięty z YouTube, miał naprawdę przechodzącą moje najśmielsze oczekiwania liczbę wyświetleń. Najważniejszym jednak wyznacznikiem są pozytywne głosy spływające do mnie z całego kraju – w jakimś tam jednak stopniu w Polskę to poszło.
PN: Skąd inspiracja do wspomnianego przeze mnie utworu „Ostatni Bastion Normalności”? Czy to obawa przed tym, w którą stronę idzie według Ciebie świat, czy czyste obserwacje?
M: I jedno i drugie. Świat obrał naprawdę zły kierunek. Od wielu lat mam swoje poglądy, które, delikatnie mówiąc, nie są najbardziej poprawne politycznie. Myślących w podobny sposób jak ja jest mnóstwo i cały czas dostajemy argumenty, że myślimy słusznie. Salony, te najbardziej poczytne media czy najchętniej oglądane telewizje, stosują jawne pranie mózgu. Ci „oświeceni” najchętniej zdeptaliby wszystkie tradycyjne wartości. Nie niesie to ze sobą nic dobrego. Każdy obrońca tożsamości narodowej czy przeciwnik społeczeństw multikulturowych, które, dodajmy, jak widać na przykładzie państw zachodnich nie zdały egzaminu, jest nazywany „faszystą”, każdy obrońca tradycyjnego modelu rodziny jest nazywany „ciemnogrodem”, etc. Ludzie poprzez machinę propagandy dają sobie wmówić, że komuna odeszła na dobre, a tymczasem byli komuniści żyją sobie jak pączki w maśle i nadal zajmują ważne państwowe stanowiska. Najlepiej przyklaskiwać dewiacji, brać udział w procesie niszczenia własnej tożsamości i kultury oraz siedzieć cichutko z nosem w nowym tablecie, nie zauważając pogrążającego się w coraz większej biedzie kraju. Nie myśl, nie mów, nie krytykuj – kochaj.
PN: Słuchając twoich kawałków możemy napotkać bardzo często na lokalny patriotyzm. Skąd te zamiłowania?
M: Wszystko wypływa z serca. To są pewne mechanizmy – zaczyna się od domu, gdzie nasiąka się pewnymi wartościami, miłością do kraju, potem wpływ ma swoje podwórko, dzielnica, którą gloryfikujemy, bo ją znamy i kochamy. Z czasem rozszerza się to na np. na lokalny klub sportowy, czyli i miasto. Podobnie było u mnie – ojciec w czasach komuny członek Solidarności, mój brat, który chodził na mecze, jeździł na wyjazdy, zaraził mnie z kolei piłkarską Petrochemią Płock. Zresztą, niebiesko-biało-niebieskie barwy przewijały się przez całe Międzytorze – ciężko więc było nie nasiąknąć choć odrobinę tym klimatem. Stopniowo odkrywamy, że mój dom to nie tylko osiedle, to także moje miasto. W przypadku Płocka, nie dość, że miasto pięknie położone, to z jeszcze piękniejszą historią.
PN: Czy każdy powinien być lokalnym patriotą w takim stopniu, w jakim ty nim jesteś?
M: Życzyłbym sobie, by każdy nim był. Nie każdy oczywiście nim jest – jeśli ktoś tego nie czuje, to trudno, ale niech chociaż nie przeszkadza tym, którzy angażują się w jakikolwiek lokalny aktywizm. Fajnie byłoby, gdyby każdy dbał o miejsce, w którym żyje. Wydaje mi się to naturalne. Każdy ma coś do zaoferowania, wystarczy kochać swoje miasto.
PN: Kto, twoim zdaniem, jest najlepszym raperem w Polsce, a kto jest najlepszy na świecie?
M: Ciężkie pytanie, nie potrafię tego jednoznacznie stwierdzić. Rapu zza granic Polski słucham niezwykle sporadycznie. Najlepsi są za oceanem, jednak skupiam się na rodzimym brzmieniu, na nim zostałem wychowany. Jest mnóstwo dobrych raperów, składów, nie tylko jeśli chodzi o mainstream. W podziemiu jest zatrzęsienie dobrych graczy. W podziemiu też usłyszałem gościa z Radomia – Kękę, który wydał nie tak dawno legal. Podoba mi się to co robi. Ale kto jest najlepszy? Nie mi to osądzać.
PN: Niedawno reaktywowało się Jeden Osiem L. Wywiad, który z nimi przeprowadziłem był swojego rodzaju poinformowaniem świata o ich powrocie. Komentarze były żywiołowe. Jak Ty oceniasz ich powrót i co im wróżysz jako kolega z lokalnej sceny?
M: Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie słyszałem „Wideoteki”. Ba, byłem dumny, że komuś z Płocka udało się wydać legalne wydawnictwo, że to leży na półkach w sklepach. Ale to, co potem zaczęło robić Jeden Osiem L, kompletnie do mnie nie trafiło – zupełnie nie moja bajka. Wypowiadam się tylko za siebie, ale myślę, że środowisko postawiło już na nich krzyżyk. Z tego co się jednak orientuję, oni wcale nie zabiegają o jego względy – i prawidłowo, doskonale to rozumiem. Mają swoich odbiorców, spełniają się – fajnie. Nie będę jednak śledził ich poczynań, nie sądzę, żeby mnie zaskoczyli. Idziemy dwoma skrajnie różnymi drogami.
PN: Jakie masz plany na najbliższe projekty muzyczne? Czy ze względu na ojcostwo masz na nie jeszcze czas?
M: Mam mnóstwo planów, tylko zdecydowanie za mało czasu. Chwilę to już trwa, od kiedy odszedłem trochę w cień. Nie utrzymuję się z muzykowania, tyram normalnie na etacie, spędzam czas z rodziną, działam w Stowarzyszeniu Historycznym im. 11 Grupy Operacyjnej NSZ i mam masę różnych innych zajęć. To wszystko pochłania mnóstwo czasu. Materiał na kolejny album mam na komputerze już pewnie z rok – nie ma czasu tylko tego nagrać. Ale stopniowo, małymi kroczkami, wezmę się za jego realizację i trafi jak zwykle do sieci. Jako, że słucham też dużo rock’a, od dawna marzy mi się projekt z żywymi gitarami, perkusją itd., ale to już w formie życzeń. Póki co, na pewno będzie mnie słychać na gościnnych zwrotkach. 3 października w Muzeum Mazowieckim, a następnie w necie, miała miejsce premiera klipu do mojego utworu „11 Grupa Operacyjna”, w którym wokale podłożyła również tajemnicza Maska. Utwór o Żołnierzach Wyklętych z naszego regionu, w tym i z Płocka, to mój hołd dla nich i chęć szerszego ukazania ich historii.
Przez dwa dni razem z chłopakami ze stowarzyszenia i grupami rekonstrukcyjnymi biegaliśmy po lasach i bunkrach – świetnie się przy tym bawiliśmy, a z tego co się orientuję, w Polsce nikt nie wyprodukował podobnego klipu. Staraliśmy się pokazać życie Żołnierzy Niezłomnych, jak i odtworzyć prawdziwe zdarzenia, jakie miały miejsce tu, nieopodal Płocka. Zachęcam więc do obejrzenia efektów naszej pracy.
Dziękujemy Myczkinsowi za bardzo przyjemną rozmowę. Trzymamy kciuki za powodzenie nowych projektów muzycznych.
Rozmawiał Dominik Jaroszewski.