Smok wypełniony dziećmi, kolorowy konwój aut rodem z bajki Disneya czy pałac pełen śmiechu, to tylko przykłady spośród licznych atrakcji stojącego na placu przed teatrem lunaparku. Park rozrywki ustawił się w środku miasta, wzbudzając zainteresowanie i radość dzieci oraz miłe wspomnienia dorosłych.
Stało się już tradycją, że dwa razy w roku przyjeżdża do Płocka wesołe miasteczko ze swoimi atrakcjami. Raz tuż przed Wielkanocą, a drugi raz na Dzień Dziecka, powiększając pakiet rozrywek dla dzieci w różnym wieku. Aby bliżej przyjrzeć się, jak funkcjonuje lunapark w środku miasta, postanowiliśmy wybrać się do Europarku Krasnal – bo taką nazwę nosi wesołe miasteczko od ponad 20 lat, które obecnie zaliczane jest do tych z górnej półki polskich lunaparków. Ze swoimi atrakcjami stacjonuje w okresie letnim w dużych, wczasowych kurortach.
– Największym zainteresowaniem zawsze cieszy się taka rodzinna atrakcja, kryjąca się pod nazwą Hollywood – mówił nam właściciel parku rozrywki, Marek Zieliński. – To taki typ karuzeli, tak dla dzieci, jak i dorosłych – wyjaśniał.
1 czerwca był szczególny dzień, nic więc dziwnego, że i frekwencja była ogromna. Do kas biletowych bez przerwy stały kolejki. Wszędzie rozbrzmiewał śmiech dzieci. – Proszę pani, a mnie to najbardziej podoba się ten smok, pierwszy raz pojechałam z tatą, ale teraz chcę sama – mówiła nam rozpromieniona Nikola. A co na to tata? – Raz w roku jest Dzień Dziecka – powiedział nam pan Robert. – I bardzo dobrze, że to wesołe miasteczko jest tutaj, jak tylko przyjeżdżają to córka się bardzo cieszy i nie może doczekać się kiedy przyjdziemy – przyznał. Patrząc na tłok w lunaparku, wcale nie odnosiło się wrażenia, że komuś przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Grupa młodzieży, stojąca przy Gabinecie Strachu, bawiła się doskonale. – Przyszliśmy odpocząć, a że przy okazji można się pośmiać z siebie, to już w ogóle jest super – z uśmiechem mówiła Ania. – Tam naprawdę można się przestraszyć – wtórowała jej koleżanka.
Przez prawie trzy godziny nie spotkaliśmy nikogo, kto nie byłby zadowolony, że wesołe miasteczko stoi w środku miasta. I choć może niektórzy stwierdzą, że to „wiejska” rozrywka, to jednak wywołuje ona uśmiech i radość na twarzach dzieci i nie tylko. – Dobrze, że właśnie Rynex się tym zajął, bo kiedyś trzeba było z dzieciakami biegać na drugi koniec miasta, aż pod stadion – przyznał pan Stanisław. – Teraz mamy blisko, więc byliśmy tutaj w tamten weekend i dzisiaj też jestem tu z wnuczkami, bo dzieci już wyrosły. Wsiadłem z wnukami na karuzelę, bo od zawsze lubiłem wesołe miasteczka i ich klimat – kończył zadowolony.