Wyruszył zdobywać swój szczyt w czwartek 1 maja, z Krakowa – Na Błoniach, 6 maja dotarł do Płocka wprost na Stare Miasto. W środę rano wyjechał w dalszą drogę spod Orlen Areny, aby dotrzeć na swój… Mount Everest.
– Płock to piękne miasto, przywitali mnie tu cudowni młodzi ludzie, dla których ważny jest sport – mówił nam Janusz Radgowski, bohater wyprawy. – Przykro mi było tylko z jednego powodu, że nie spotkałam Andrzeja Nowakowskiego, prezydenta, bardzo chciałem z nim porozmawiać – tłumaczył nam z żalem w głosie. – A poza tym było mi tu cudownie, wiem, że mam w Płocku przyjaciół, którzy dzisiaj są tu ze mną – kontynuował swoją wypowiedź bardzo pogodnie, pomimo tego, że aura w środę rano raczej nie sprzyjała jeździe na… wózku inwalidzkim. To właśnie na nim Janusz Radgowski przemierza Polskę ze średnią prędkością ośmiu kilometrów na godzinę. Wyruszył z Krakowa 1 maja, a trasa ma skończyć się 14 maja, w Sopocie.
Sportowiec jest na co dzień mieszkańcem Domu Pomocy Społecznej w Koszelewie, koło Gąbina. Jest człowiekiem o niezwykłym harcie ducha. Pomimo wielu chorób, które go dotknęły, jest bardzo pozytywnie nastawiony do świata i ludzi. Odnieść można wrażenie, że Janusz 45 lat temu urodził się po to, by pomagać innym. Wspierać i udowadniać, że niemożliwe… jest możliwe – jeżeli się tylko czegoś bardzo chce lub ma się motywację do działania. On miał taki bodziec w osobie Czarka Olbińskiego, chorego dziecka. Swoją niecodzienną podróż zadedykował właśnie Czarusiowi. Janusz ma przy sobie cały czas fotografię dziecka, pokazywał nam dziś to zdjęcie, jak relikwię wiezie go na swoim wózku.
– Czuję się świetnie, chociaż bywa, że na trasie mam chwile zwątpienia, jak to w sporcie – tłumaczył nam tuż przed wyjazdem na Placu Celebry Papieskiej. – Ale przecież o to chodzi w życiu, żeby przełamywać bariery w sobie – tym bardziej, że wspiera mnie w moich działaniach cała ekipa cudownych ludzi, którym jestem wdzięczy. Na trasie spotykam też wspaniałych ludzi, którzy mi gratulują, życzą mi powodzenia – to mi bardzo pomaga i dopinguje, jestem pewny, że mi się uda – skończył, życzliwie ściskając mi rękę.
Cały nasz zespół redakcyjny życzy Januszowi powodzenia i zdobywania kolejnych, własnych szczytów.