Jak? Akurat jest ku temu niepowtarzalna okazja. W łódzkim Muzeum Sztuki przy Ogrodowej 19 – „ms²”, w kompleksie Manufaktury mamy zupełnie niepowtarzalną okazję, aby bez stresu, krok po kroku poszukiwać sedna, a przede wszystkim sensu częstokroć niezrozumiałego dla nas języka współczesnej sztuki.
Kapitalnie pomoże nam w tym wystawa „Atlas nowoczesności. Kolekcja sztuki XX i XXI wieku”. Czymże jest w zasadzie owa nowoczesność i kiedy powstała? Czy ogranicza się tylko do wyposażenia AGD, smart – domów, smartfonów, smart – samochodów, systemów komunikacji, zautomatyzowanych mega fabryk, mega miast, i terabajtów informacji krążących w przestrzeni Internetu?
Pytanie na pewno należy do kategorii retorycznych, bowiem to środowisko tworzymy my sami, czy to z chęci zwykłej życiowej wygody, czy też z powodu ogólnie rozumianego rozwoju. Kiedy rozpoczęło się to „udoskonalanie” świata? Pewnie od momentu, kiedy praczłowiek po raz pierwszy rozpalił ogień i schował się przed smagającym deszczem w jaskini, ale jeżeli nowoczesność rozpatrujemy w kategoriach epoki, jej zrębów należałoby poszukiwać w zainicjowaniu masowej produkcji dzięki rewolucji przemysłowej w XIX wieku i w rozwoju kapitalizmu, który był również generatorem niezwykle istotnych przemian społecznych. A skoro zmieniało się społeczeństwo, zmieniał się również człowiek jako jednostka – jego poglądy, postawy, mentalność.
Na czym polega zatem nasza „nowoczesność” od środka, dokonująca się w nas samych? Przede wszystkim poczuliśmy się komfortowo w środowisku, które sami stworzyliśmy, a ponadto wytworzyliśmy w sobie imperatyw, potrzebę dalszego rozwoju. Tym samym doceniliśmy takie wartości jak autonomia i indywidualność, krępowane do tej pory różnego rodzaju tradycyjnymi rygorami, narzucanymi zgodnie z racją zastanego porządku, z góry przez państwo, społeczeństwo, religię, zwyczaje. Poczuliśmy się podmiotowo, zdolni wpływać i kształtować nie tylko swój własny los, ale i oblicze świata. Jednakże zmiany w naszej świadomości zachodzą dużo wolniej niż rewolucja technologiczna, wymagają czasu i naszej wewnętrznej akceptacji.
W kontekście łódzkiej wystawy nie bez znaczenia jest również ustalenie, od kiedy sami artyści poczuli się „nowocześni”, kiedy z doskonałych rzemieślników – zleceniobiorców przeobrazili się w pełnoprawnych twórców i zrezygnowali mimo głodu, niedostatków i niezrozumienia publiczności z plugawych srebrników?
Zagadnienie ma kapitalne znaczenie z perspektywy kształtowania wzajemnych relacji pomiędzy artystą i odbiorcą. Tradycyjnie, przez wiele stuleci twórca odpowiadał na zapotrzebowanie mecenasa, na miarę posiadanego talentu i własnych możliwości sprzyjał gustom i wyobrażeniom swoich sponsorów. Doceniano nie innowacyjność, artyzm, lecz profesjonalizm. Tymczasem poczucie indywidualnej podmiotowości sprawiło, że w pewnym momencie w układach pomiędzy odbiorcą a artystą doszło do odwrócenia wektorów.
Artyści pewni swych racji podjęli niespotykane do tej pory ryzyko i za cenę życiowych niedogodności, pogardy i niezrozumienia postanowili sami przejąć stery i kształtować wrażliwość estetyczną oraz gusty swych odbiorców, bo w końcu.. to przecież oni są ekspertami i co jak co, ale na sztuce znają się najlepiej.
Oczywiście nic nie dzieje się od razu, na przemiany zachodzące w sztuce trzeba było wielu lat, ale nie można pominąć jednego, spektakularnego wydarzenia, które utwierdziło w słuszności podjętej drogi.
15 kwietnia 1874 roku przy paryskim bulwarze des Capucines 35 odbyła się pierwsza wystawa impresjonistów – orędowników nowego porządku, propagatorów nowoczesności. Niewątpliwie właśnie ten kamyczek poruszył całą lawinę.
Niedługo potem „nowa religia” znalazła coraz liczniejsze grono wyznawców również wśród publiczności. Jednym z pierwszych „nawróconych”, który uwierzył w malarstwo przyszłości i moc tej sztuki był organizator paryskiej wystawy, a jednocześnie wieloletni marszand impresjonistów Paul Durand – Ruel.
Co było potem? Uwolnieni z oków akademizmu artyści ukazali światu swe na wskroś zindywidualizowane podejście do sztuki. Niezwykle bogatą pod względem jakościowym i ilościowym kolekcję dzieł wpisujących się w konwencję sztuki nowoczesnej możemy poznać zwiedzając łódzki „Atlas nowoczesności…”.
Organizatorzy wystawy mocno postarali się o to, aby nie zanudzić widza, jak również i o to aby nie poczuł się on zdezorientowany, tylko by podjął własne poszukiwania istotnych składowych ducha naszych czasów. Dlatego też ekspozycja nie została ułożona w sposób chronologiczny, przypisujący poszczególne prace określonemu gatunkowi sztuki, związanemu siłą rzeczy z przedziałem czasowym.
Wystawa została podzielona na sekcje, w oparciu o przyjęty katalog zagadnień, słów – kluczy, które w założeniu trafnie powinny scharakteryzować samo pojęcie nowoczesności. „Miasto”, „Maszyna”, „Postęp”, „Tradycja”, „Tożsamość”, „Katastrofa”, „Rewolucja” – oczywiście zestaw określeń nie może być skończony, tym niemniej z tymi kategoriami i innymi zagadnieniami doskonale rozprawili się artyści, udzielając kluczowych odpowiedzi na nurtujące nas pytania. To pewnie oni jako jedni z pierwszych odkryli, że postęp technologiczny niekoniecznie prostoliniowo wiąże się ze wzrostem dobrobytu, czasem prowadzi wprost do katastrofy, to właśnie oni stali się także doskonałym komentatorami przeobrażeń współczesnego świata.
Wielekroć zarzuca się artystom nowej ery, że posługują się językiem być może ambitnym, ale niezrozumiałym dla przeciętnej publiczności, co paradoksalnie ponownie czyni sztukę elitarną, adresowaną jedynie dla wąskiego kręgu wtajemniczonych pomimo jej powszechnej, niczym nie limitowanej dostępności. Rzecz jawi się zupełnie inaczej dzięki takim wystawom, które ukierunkowują, rysują mapę zarówno dla koneserów, jak też laików.
W łódzkim Muzeum Sztuki okazję na to mamy wręcz wyborną – wyselekcjonowana, nieprzypadkowa kolekcja prac wybitnych artystów polskich i zagranicznych, zapoczątkowana na przełomie lat XX i XXX ubiegłego wieku przez awangardowych twórców z grupy „a.r.”, bez trudu poprowadzi nas przez meandry sztuki nowoczesnej.