Na przełamanie pecha szczypiornistów w meczach z Duńczykami kibice muszą jeszcze poczekać. W czwartkowy wieczór Orlen Wisła, osłabiona brakiem Mariusza Jurkiewicza, przegrała z KIF Kolding 25:26, tracąc tym samym szansę na wyjście z grupy EHF Ligi Mistrzów z drugiego miejsca.
Momentami aż ciężko było zrozumieć, w jaki sposób bramkarz gości, Kasper Hvidt, odbijał piłki rzucane przez Nafciarzy. Po ośmiu minutach obijania 38-letniego Duńczyka (pięć rzutów), trener Manolo Cadenas wreszcie poprosił o czas, po którym jednak nie miał powodów do radości. Do rzutu karnego podszedł Valentin Ghionea i… ponownie przegrał pojedynek z Hvidtem. Wynik 0:3 po dziesięciu minutach meczu nie napawał optymizmem, jednak sprawy w swoje ręce wziął Nenadić, zdobywając pierwszą w tym meczu bramkę dla Wiślaków. Trafienie to musiało mieć dla gospodarzy duże znaczenie psychologiczne, bo ich kolejne trzy rzuty znajdowały drogę do bramki (4:4). Niemoc Hvidta nie trwała jednak długo, bo jego fenomenalne parady pozwoliły wyjść gościom na prowadzenie 6:4. Trzeba jednak przyznać, że Nafciarze mimo wszystko imponowali postawą w obronie, wielokrotnie zmuszając Kolding do oddawania rzutów z nieprzygotowanych pozycji. Nie miało to jednak przełożenia na zdobycze bramkowe naszych zawodników, którzy regularnie marnowali kolejne szanse do odrobienia strat. Dość powiedzieć, że po 22 minutach spotkania na koncie gospodarzy znajdowały się tylko cztery trafienia! Wyliczając średnią – bramka padała co 5 i pół minuty!
Trener Cadenas (co rzadko się zdarza) wziął drugi czas przed przerwą i tym razem po wznowieniu gry Vedran Zrnić z rzutu karnego trafił na 5:6. Niestety, Hvidt pozostał pierwszoplanową postacią do końca pierwszej połowy, która zakończyła się wynikiem 8:10.
Po zmianie stron spektakl jednego aktora trwał na najlepsze, a jego koledzy, grając w przewadze jednego zawodnika, nie mieli większych problemów z powiększeniem prowadzenia do pięciu bramek (9:14). Na szczęście gospodarze szybko otrząsnęli się po tym nieudanym początku i rozpoczęli pogoń na Duńczykami. Impuls poszedł od Marcina Wicharego, który udanie zastąpił Marina Šego i swoimi udanymi interwencjami inicjował kontrataki kolegów. Po kwadransie gry, o czas poprosił trener gości (18:20), dzięki czemu Kolding skutecznie zatrzymał pogoń Nafciarzy. Goście długo rozgrywali piłkę w ataku, często zdobywając bramki na sekundy przed gwizdkiem sędziego, sygnalizującego grę na czas. To powodowało frustrację nie tylko kibiców, ale również samych zawodników, którzy zaczęli tracić piłki w efekcie błędów technicznych. Do tego doszły coraz większe problemy ze sforsowaniem duńskiej obrony i w 57. minucie po golu Stefana Hundstrupa na 26:21 teoretycznie jasnym się stało, że dwa punkty nie zostaną w Płocku.
Nafciarze zdecydowali się na jeszcze jeden zryw, zdobywając cztery bramki z rzędu, ale na więcej nie starczyło już czasu. W ostatniej akcji, już po końcowym czasie gry, rzut wolny bezpośredni wykonywał Kamil Syprzak, jednak jego rzut spod linii bocznej zablokowali ustawieni w murze zawodnicy rywali. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 25:26.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Nafciarzy wspominał o znaczny osłabieniu kadrowym. – Brak Mariusza Jurkiewicza sprawił, że miałem spore problemy z lewym rozegraniem – przyznał Manolo Cadenas.
Nafciarze w następnym meczu Ligi Mistrzów zmierzą się 23 lutego z Vive Targi Kielce.
Orlen Wisła Płock – KIF Kolding 25:26 (8:10)
Orlen Wisła: Sego – Kwiatkowski, Wiśniewski, Nenadić 4, Ghionea 2, Syprzak 3, Lijewski 5, Eklemović 2, Nikcević 3, Zrnić 5, Toromanović 1, Milas, Montoro
KIF: Hvidt – Karlsson 4, Laen, Jorgensen 4, Anderson 2, Hundstrup 5, Viudes, Rocas 6, Spellenberg 5, Boesen.
Piotr Mrówka
Fajne zdjęcie u góry. Wygląda jak z komiksu ;)