Od 1 września obowiązuje ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, która zakazuje sprzedaży i reklamowania śmieciowego jedzenia w szkołach oraz przedszkolach. Ustawa reguluje dokładnie, może nawet zbyt dokładnie, jakie wartości odżywcze powinny zawierać produkty dostępne w szkolnych sklepikach. Właściciele sklepików twierdzą zgodnie – to nie działa! A co może zadziałać?
Właściciele sklepików – bankrutujemy
Tematem sklepików szkolnych zajmujemy się już jakiś czas. Właściciele załamują ręce i mówią wprost – bankrutujemy. Dochodzi obecnie do sytuacji, w której uczniowie po drodze do szkoły kupują w sklepach śmieciowe jedzenie, bo – ze względu na rygorystyczne rozporządzenie ministerstwa zdrowia – nie mogą kupić w szkolnym sklepiku np. dużo zdrowszej kanapki.
– Ponieważ sklepik, mający asortyment zgodny z rozporządzeniem nie zarobi na siebie, zarobią pizzerie, których pracownicy od dawna sprzedają w szkołach na tzw. zamówienie telefoniczne pizzę, a także okoliczne sklepy, oferujące m.in. colę i energetyki. Czy wybiegające ze szkoły po przekąskę i spieszące się dziecko jest bezpieczne? Czy nie lepiej byłoby, by dziecko miało rozsądnie wybraną przekąskę na miejscu w szkole? My nie jesteśmy przeciwko zdrowemu jedzeniu w szkole, zachowajmy jednak w tym wszystkim rozsądek – mówił nam jeden z płockich mikroprzedsiębiorców, prowadzących szkolny sklepik od dobrych kilku lat.
– W szkole można kupić teraz właściwie tylko wodę, jogurt naturalny i pestki dyni – mówi rozgoryczona uczennica jednego z płockich liceów. – Bardzo szkoda mi naszej pani ze sklepiku, jest zapłakana, mówi że nie ma za co żyć… – dodała jej koleżanka.
Niestety, obawiamy się, że tragedia właścicieli sklepików w żaden sposób nie przełoży się na zdrowsze odżywianie dzieci i młodzieży. Co zatem mogłoby się do tego przyczynić?
[button link=”https://petronews.pl/czy-czystka-w-sklepikach-spowoduje-ze-znikna-z-plockich-szkol/” target=”new” color=”#279014″]Czy czystka w sklepikach spowoduje, że znikną z płockich szkół?[/button]
Przedszkole – dzieci uczymy zdrowych nawyków
Do odpowiedzi zainspirowały nas zajęcia w prywatnym przedszkolu Pinokio. Okazuje się, że maluchy tam uczęszczające mają zajęcia z… dietetyki. Oczywiście, podane są one w formie zabawy, a nawet połączone z lekcjami języka angielskiego. Zaciekawieni tą informacją, postanowiliśmy wziąć udział w jednej z takich lekcji.
– Apples, oranges, pears, lemons, cherries and melons. What fruit do you like? – pytała pani Iwetta, ucząca języka angielskiego w płockim przedszkolu Pinokio. Dzieci nie tylko odpowiadały, miały również okazję spróbować jabłka, pomarańczy, gruszki, cytryny, wiśni czy melona, grając w swoiste koło fortuny. Na tarczy namalowane były symbole, po zakręceniu strzałka wskazywała, którego owocu przedszkolak ma spróbować. Maluchy pokazywały, który z nich jest „yummy”, a który niekoniecznie przypadł im do gustu.
Przy okazji, dzieci uczyły się, że owoce zawierają dużo witamin i są naturalnie słodkie, nie potrzebują cukru. Wiadomości utrwalała wesoła piosenka, którą 5-latki śpiewały (bez zachęty nauczyciela) jeszcze po zakończeniu zajęć, idąc do łazienki myć ręce.
– Program podręcznika, z którego korzystam, zawiera sporo elementów, nawiązujących do zdrowego odżywiania – mówi Iwetta Rębecka. – Wzbogacam je o zajęcia praktyczne, dzięki temu dzieci uczą się, poprzez wiele zmysłów, nie tylko słuchu, ale i wzroku czy smaku – wyjaśnia.
Druga część zajęć, na których gościliśmy, to nauka piramidy zdrowego żywienia, również poprzez zajęcia praktyczne. Dzieci miały za zadanie przygotować sobie zdrowe kanapki – z chudą wędliną, sałatą, papryką, jajkiem czy ogórkiem. Przy okazji, przedszkolaki przypominały sobie, które produkty trzeba jeść, żeby być zdrowym i silnym. I musimy przyznać, że maluchy miały naprawdę dużą wiedzę na ten temat – wiedziały ile szklanek wody trzeba wypić dziennie, co wolno jeść, a co jest niezdrowe, a także, że sport jest ważny w życiu.
– Oprócz naszych autorskich programów nauczania, bierzemy również udział w wielu projektach prozdrowotnych – mówi Sylwia Kowalska, nauczyciel grupy 5-latków. – Jednym z takich programów jest akcja Aquafresh, promująca piramidę zdrowego żywienia, stosujemy się oczywiście także do reformy ministerstwa zdrowia. Dzieci piją wodę mineralną, jedzą jogurty naturalne, warzywa i owoce – dodaje.
Przedszkolaki wykonały z rodzicami specjalne prace plastyczne, dotyczące zdrowego odżywiania. A potem… same ułożyły piramidę zdrowego żywienia. I to nie byle jaką, bo z prawdziwych produktów. Były więc produkty mączne i zbożowe, tłuszcze, białka, warzywa, nabiał, no i, oczywiście, odrobinę słodyczy.
Dietetyk – edukacja, nie tylko dzieci, to podstawa
O opinię na temat drogi wybranej przez ministerstwo zdrowia, zapytaliśmy Ewę Czaplińską, dietetyka Natur House. – Nie chciałabym się wypowiadać na temat samej ustawy, muszę jednak przyznać, że mam wśród klientów nauczycielki, które mają niezbyt przychylną opinię na temat tego co dzieje się teraz w szkole. Rodzice często wręczają dzieciom śmieciowe jedzenie, bo przecież coś muszą jeść, a sklepiki są albo zamknięte, albo nie ma w nich nic konkretnego do zjedzenia – wyjaśnia. – Nie negowałabym całkowicie zakazów, jednak edukacja w zakresie zdrowego odżywiania to podstawa – podkreśla dietetyk.
Ewa Czaplińska uważa, że zakaz ministerstwa powinien iść w parze z wyjaśnianiem, dlaczego poszczególnych produktów nie powinno się jeść, na czym polega ich szkodliwość. – Na pewno zakazane powinny być produkty bardzo przetworzone, z dużą zawartością cukru i tłuszczów trans – tłumaczy.
– Uważam, że takie zajęcia dla dzieci są bardzo fajne i potrzebne, ale trzeba też zwrócić uwagę na edukację rodziców. W końcu to oni decydują o tym, co je się w domu, to oni robią zakupy. Nie powinno się zostawiać rodziców samych sobie w tej kwestii, zmienić nawyki żywieniowe powinny całe rodziny – przekonuje Ewa Czaplińska.
Jak edukować rodziców? – Rozpoczęliśmy właśnie taką akcję „Uwaga nadwaga!”, w której poprzez różnego rodzaju prelekcje uświadamiamy rodziców, dlaczego jest to ważne, na co to wpływa. Współpracujemy też z nauczycielami. Na przykład ostatnio usłyszałam, że uczeń, który jest cukrzykiem, przyniósł na drugie śniadanie kanapkę z białego pieczywa, z mnóstwem masła i do tego batonik. To wynika chyba z nieświadomości rodziców, czym może to grozić. Edukacja więc to jest bardzo dobry kierunek – podsumowała dietetyk.
A Wy co sądzicie o ustawie i rozporządzeniu w sprawie sklepików szkolnych? Uważacie, że przyniesie zamierzony efekt? A może będzie zupełnie nieefektywna? Zagłosujcie w naszej ankiecie.