Specjalnie oznakowane samochody, ochrona w kominiarkach, z gwieździstymi odznakami na piersi i z bronią w rękach – w takim to anturażu odbyła się środowa konferencja prasowa detektywa Rutkowskiego, którego kolejna sprawa miała początek i finał w Płocku. Tym razem trop najbardziej znanego detektywa w Polsce poprowadził go do Liceum Ogólnokształcącego im. Marszałka Stanisława Małachowskiego. Sprawa? Sekstaśma 18-latki, której tak naprawdę nie było…
Sprawa brzmiała niezwykle poważnie. 18-letnia Martyna, do niedawna uczennica Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Małachowskiego, stała się ofiarą przemocy w sieci – dokładnie zaś przemocy psychicznej. Do sieci trafił film erotyczny, w którym jedną z głównych ról „zagrać” miała młoda płocczanka. Nagranie to bardzo szybko zostało rozpowszechnione, a życie 18-latki zamienione w piekło. Sęk w tym, że Martyna w żadnym filmie nie „zagrała”.
– Tłumaczyłam, że ta dziewczyna to nie ja, ale nikt mnie nie słuchał – przekonywała licealistka. – Widziałam ten film i tak, jesteśmy trochę podobnie, bo ona, tak jak i ja, jest blondynką, ale na nagraniu nie ma nawet widocznych twarzy – twierdziła podczas spotkania z dziennikarzami.
W międzyczasie dziewczyna zmieniła szkołę – Małachowiankę na Jagiellonkę. I choć ta decyzja nie była spowodowana samym nagraniem, to film jednak nadal ciążył na jej dobrym imieniu. Dziewczyna, chcąc uniknąć nieprzyjemnych słów i spojrzeń, postanowiła milczeć. Nie powiedziała o sprawie dyrekcji, nauczycielom czy szkolnemu psychiatrze. Wówczas sprawą zajął się przyjaciel domu Martyny – detektyw Rutkowski.
– Byłam w ciężkim stanie – wspomina 18-latka. – Gdyby nie pomoc i wsparcie rodziców oraz osób, które mi uwierzyły, to pewnie teraz byłoby ze mną słabo – wyznała Martyna podczas konferencji.
Detektyw Rutkowski postanowił interweniować. Za punkt honoru obrał sobie znalezienie osoby, która sfingowała nagranie. Nie było jednak prosto – głównie przez brak pomocy ze strony szkoły.
– Moi ludzie wybrali się do szkoły, pytali o panią dyrektor, lecz okłamano nas, że nie ma jej w pracy – wspominał Krzysztof Rutkowski. – Rozmawiałem z sekretariatem, bezskutecznie próbowałem się umówić na spotkanie, bo mieliśmy już pewne tropy. Pani dyrektor liceum uciekła przed nami jak szczur – opowiadał podczas konferencji prasowej.
Brak chęci współpracy nie przeszkodził jednak w znalezieniu sprawcy całego zamieszania. – Znamy tożsamość, przekazaliśmy sprawę policji, nie chcemy jednak jej zdradzać – powiedział niezwykle lakonicznie detektyw. – Nie możemy wykluczyć jednak, że to osoba uczęszczająca do Małachowianki, z otoczenia Martyny – dodał dopytywany przez dziennikarzy.
O wiele więcej detektyw mówił jednak o zjawisku cyberprzestępczości. – Należy edukować szczególnie młode osoby, że są zagrożenia w sieci – mówił Rutkowski. – Mamy mnóstwo spraw, w których narzędziem jest internet. Niech to będzie przestroga dla innych. Takie sprawy prowadzą do ludzkich tragedii – przekonywał, reklamując przy okazji swoje biuro i nową specjalizację dotyczącą, a jakże, przemocy w sieci i cyberprzestępczości.
Jaki jest finał sprawy 18-latki? – Sprawcę odnaleźliśmy, a informację przekazaliśmy policji. Teraz to ona się nią zajmie – stwierdził.
I tu pojawiła się pewna nieścisłość – zgodnie z naszymi informacjami bowiem, to nie policja, a sąd ma pochylić się nad sfingowanym filmem. Co więcej, wiadomość ta – potwierdzona przez dziennikarzy z Płocka – zadziwiła także samego detektywa. – Nic mi na ten temat nie wiadomo – odparł wyraźnie zdumiony. – Ja i pokrzywdzona, a także rodzice oddaliśmy sprawę w ręce policjantów – odparł po chwili.
Postanowiliśmy sprawdzić u źródła – w płockiej policji.
– 23 marca trafiło do nas zawiadomienie – potwierdził Krzysztof Piasek, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Płocku. – Dzień później jednak sprawę przekazaliśmy do sądu, bo to on, nie my, zajmuje się takimi zgłoszeniami – wyjaśnił.
Jak to zatem możliwe, aby poszkodowana nie wiedziała, na jakim etapie znajduje się jej sprawa, która, nawiasem mówiąc, rozpoczęła się niespełna miesiąc temu? Tego nie wiemy. Pewne jest natomiast, że była uczennica Małachowianki – obecnie Jagiellonki – chce raz na zawsze pozbyć się niezbyt pochlebnej łatki, dlatego – jak zrozumieliśmy – ma stać się swoistą ikoną walki z cyberprzestępczością. – W sieci nikt nie jest anonimowy – stwierdził Rutkowski.
Pewne jest też, że sprawa płocczanki bez wątpienia idealnie wpisała się w ofertę usług świadczonych przez biuro detektywa Rutkowskiego – podkreślmy, nowych usług.
W małachowiance nie było Rutkowskiego i nawet nie próbował sie wtórnie kontaktować gdy późno nie było Pani Dyrektor obecnej. A w szkole nie bylo nawet ludzi Rutkowskiego. Tylko robienie zamieszania wokół malacha jak co roku trzeba tą szkołę zeszmacic. Nie pozdrawiam. Pieprzyć wasze zakłamanie
W Jagiellonce tak samo. Wczoraj człowiek Rutkowskiego pojawił się w godzinach popołudniowych przed szkołą, zastawiał samochodem bramą wjazdową i jednocześnie zblokował część jezdni dla aut poruszających się w kierunku ul. Kilińksiego co skutkowało natychmiastowym zakorokowaniem ul 3 Maja. Jaki był był cel takiego zachowania. Tylko jeden – narobić szumu wokół siebie i sprawy.
Dokładnie! nie było w małachu Rutkowskiego, już nie wspominając o fakcie, że spora część tej konferencji to zwykłe jechanie po małachu. Czy nie jest to trochę dziwne?
Dajcie linka też chce ocenić
Szok i niedowierzanie