Gośćmi programu „Przekrój tygodnia” byli tym razem wiceprezydent Roman Siemiątkowski (Platforma Obywatelska), radny Marek Krysztofiak (Prawo i Sprawiedliwość) oraz Maciej Krzemiński, dyrektor Zarządu Jednostek Oświatowych w Płocku. Rozmowa dotyczyła sytuacji w oświacie.
Do 25 marca trwało referendum strajkowe, zorganizowane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego w ramach prowadzonego sporu zbiorowego w tych placówkach, gdzie nie osiągnięto porozumienia co do podwyżek wynagrodzenia zasadniczego o 1 tysiąc złotych. Już teraz wiadomo, że większość nauczycieli opowiedziała się za rozpoczęciem strajku, którego termin już zaplanowano na 8 kwietnia. Być może strajk będzie przebiegał również podczas egzaminów gimnazjalnych, które odbędą się od 10 do 12 kwietnia oraz egzaminu ósmoklasistów w dniach 15-17 kwietnia, a nawet w maju, kiedy to rozpoczynają się egzaminy maturalne.
Ministerstwo Edukacji Narodowej już zapowiedziało, że w komisjach egzaminacyjnych będą mogli zasiadać nauczyciele z innych placówek, co ma zapobiec utrudnieniom podczas egzaminów.
Dlaczego strajk w tak ostrej formie rozpatrywany jest właśnie teraz?
– Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć, bo nie miasto jest jego organizatorem, tylko Związek Nauczycielstwa Polskiego, również i NSZZ Solidarność, bo przecież wiemy, że w Krakowie strajkują członkowie Solidarności – powiedział odpowiedzialny za oświatę w Płocku wiceprezydent Roman Siemiątkowski. – Myślę, że każdy termin jest dobry, a zapewne wcześniej prowadzono mediacje z Ministerstwem Edukacji Narodowej, gdzie apelowano, proszono, zapowiadano akcję strajkową. I jeżeli nie było żadnej reakcji władz, to dojrzała pewnie decyzja do tego, żeby podjąć bardziej radykalne kroki – mówi wiceprezydent.
Przekonywał, że zawsze ten termin będzie przed czymś lub po czymś i żaden termin nie byłby odpowiedni.
– Chciałbym sprostować to, co powiedział prezydent, ponieważ trzeba rozróżnić strajk organizowany przez ZNP od akcji protestacyjnej związków zawodowych – powiedział radny Marek Krysztofiak. – NSZZ Solidarność prowadzi od kilku lat własną akcję protestacyjną, ma własny harmonogram i nie włączamy się do strajku jako Solidarność ZNP. Akcja w Krakowie nie jest tożsama z akcją ZNP, lecz jest jedną z form, którą w ramach protestu może zastosować Solidarność – podkreślił radny, wieloletni działacz NSZZ Solidarność.
Jak tłumaczył, po 1989 roku tak się zadziało, że pracownicy zawsze byli na końcu, jeśli chodzi o płace i podwyżki. – Działo się to bez względu na to, jaki rząd był w Polsce – zaznaczył. – Od 2012 roku nie było żadnych podwyżek płac. A w zakresie naszego miasta przypomnę, że wynegocjowane dodatki nauczycieli i dyrektorów po raz ostatni wzrosły w 2014 roku – wyjaśniał radny.
Zaznaczał też, że brakuje pieniędzy na podwyżki dla pracowników administracji, ale nastroje wśród nauczycieli zapewne pogłębił fakt, że na służby mundurowe znalazły się fundusze.
– Moim zdaniem, akcja ZNP jest polityczna, a nie merytoryczna – powiedział Marek Krysztofiak.
Od 2012 roku faktycznie wynagrodzenia były zamrożone, ale jednak od 2017 roku te podwyżki zaczęły być wdrażane. Skąd więc powód strajku?
– Nie jest tak, że podwyżki zaczęły być – prostował wiceprezydent Siemiątkowski. – W 2017 roku była nieznaczna podwyżka, podobnie w 2018 roku, kiedy ministerstwo nie doszacowało środków w subwencji i miasto musiało ze swoich pieniędzy do tego dołożyć, łącznie 5 mln zł w dwóch latach – wyjaśniał.
Według wiceprezydenta strajk ZNP nie jest w żaden sposób polityczny, dotyczy wyłącznie wynagrodzenia. Przypomniał, że wynagrodzenia nauczycieli to zadanie rządu i to rząd powinien o to zadbać.
– Jeżeli uważamy, że zawód nauczyciela jest zawodem szczególnym, to niech władza o nich zadba, niech ustali tak wynagrodzenia, aby nie musieli strajkować – podkreślił Roman Siemiątkowski.
A jednak prezydent Nowakowski twierdził w 2015 roku, że płoccy nauczyciele zarabiają godnie, średnio po 5 tys. zł?
– Państwo pewnie nie zrozumieliście, co prezydent miał na myśli – odparł wiceprezydent, wywołując uśmiech na twarzy radnego Krysztofiaka. – Relatywnie, w odniesieniu do innych miast, w Płocku zarobki są wysokie. Ale to i tak jest za mało w porównaniu do kosztów utrzymania i zarobków innych grup zawodowych – przekonywał Roman Siemiątkowski.
– To prawda, że nauczyciele w Płocku zarabiają bardzo wysoko w stosunku do innych miast, na Mazowszu wyprzedza nas jedynie Warszawa – przyznał Maciej Krzemiński, dyrektor Zarządu Jednostek Oświatowych w Płocku. – Nie oznacza to, że wynagrodzenia nauczycieli są wysokie, bowiem pensję zasadniczą ustala minister. Problemem jest to, że te drobne podwyżki, które były wprowadzone od 2017 roku są wdrażane w ten sposób, że tylko część jest zawarta w subwencji oświatowej, a znaczną część samorząd musi sam wygospodarować ze środków własnych – wyjaśniał Maciej Krzemiński.
Ministerstwo edukacji w przesłanym do nas piśmie przekonuje jednak, że kwota subwencji była przekazana prawidłowo, w pełnej wysokości, a zależy ona m.in. od ilości uczniów. Jeśli ilość ta się zmienia, to i subwencja jest mniejsza. Poza tym, subwencja pokrywa pensje zasadnicze, wynikające z Karty Nauczyciela, a w Płocku pensje są ustalone przez władze miasta na wyższym poziomie.
Dyrektor Krzemiński nie zgodził się z opinią ministerstwa. – Subwencja nie jest przeliczana według liczny uczniów rzeczywistych, lecz przeliczeniowych. Uczeń uczniowi nie jest równy, jeśli chodzi o koszty – tłumaczył.
Chodzi o to, że niektórzy uczniowie, z niepełnosprawnościami, kosztują budżet nawet dziesięciokrotnie więcej, niż uczniowie sprawni, ze względu na ograniczenia w ilości uczniów w oddziale czy dodatkową pomoc nauczyciela wspomagającego.
– Panie dyrektorze, jest pan już ponad 20 lat w Zarządzie Jednostek Oświatowych, ja jestem kilkanaście lat radnym, i nie pamiętam, żeby którykolwiek prezydent był zadowolony z subwencji. Może trzeba się zastanowić, czy jest ona zgodna z prawem, czy nie. Jeśli nie jest zgodna z prawem, to miasto powinno zaskarżyć ministerstwo do sądu, wystąpić o zmianę prawa w tym zakresie – argumentował radny Krysztofiak.
– Trudno jest udowodnić, że subwencja jest za mała – przyznał Maciej Krzemiński. Przypomniał, że w latach 90., kiedy powstała subwencja, intencją władz było, aby pokrywała ona wszystkie koszty. Ale z czasem to się rozmyło, a według dyrektora, w ostatnich trzech latach wzrost kosztów do subwencji jest drastyczny.
– Solidarność od wielu lat domaga się dotacji zamiast subwencji i wówczas nie byłoby problemu – stwierdził Marek Krysztofiak.
W sprawie strajku nauczycieli kontrowersje wzbudził prezes ZNP, Sławomir Broniarz, który w wywiadzie dla Radia ZET powiedział: „Strajk to nie wszystko. Mamy w ręku potężny oręż jakim jest promocja uczniów. Jeśli go wykorzystamy, to edukacji grozi kompletny kataklizm”.
Jak tłumaczył, za promocję uczniów do wyższych klas oraz za ukończenie przez nich szkół, są odpowiedzialne Rady Pedagogiczne. Decyzja o wstrzymaniu promocji oznaczałaby, że wszyscy polscy uczniowie nie zdaliby do kolejnej klasy lub szkoły, jednocześnie wstrzymując rekrutację na studia. Szef ZNP przyznał, że jest to opcja skrajna, ale może do niej dojść i chce, aby rząd miał tego świadomość. Co goście audycji sądzą na ten temat?
– Z tego co wiem, pan Broniarz wycofał się z tej wypowiedzi – powiedział wiceprezydent Siemiątkowski.
Niezupełnie, szef ZNP stwierdził jedynie, że jeśli ktoś poczuł się urażony, to przeprasza. – No i to wystarczy za komentarz – stwierdził wiceprezydent.
Dyrektor Krzemiński powstrzymał się od komentarza.
– Tu brak słów, aby to skomentować – przyznał Marek Krysztofiak. – Musiałbym użyć słów nieparlamentarnych. To jest kolejny dowód, że chodzi tu tylko o politykę, a nie o żadne sprawy pracownicze. Weźcie też państwo pod uwagę, jaki jest termin tego strajku. Założę się, że nawet jeśli dojdzie teraz do 1-2 dniowego strajku, to kolejny powtórzy się przed wyborami do parlamentu polskiego – dywagował radny.
– A ja uważam, że nie jest to strajk ekonomiczny, lecz polityczny, walka o lepsze zarobki nauczycieli i wszystkich pracowników oświaty – oponował Roman Siemiątkowski.
Radny Marek Krysztofiak przekonywał, że pensje nauczycieli mogą być również w gestii samorządu płockiego, który ustala wysokość dodatków. – Mając miliardowy budżet w ręku, dołóżcie 200 zł nauczycielom za wychowawstwo, czemu przez tyle lat tego nie robicie? – pytał.
– To tylko wynagrodzenia, a gdzie reszta kosztów za oświatę? Za utrzymanie szkół? – bronił swoich racji wiceprezydent.
Na zakończenie podkreślę, że całym sercem jestem za nauczycielami. Sama pochodzę z rodziny nauczycielskiej, w tym zawodzie pracuje moja mama, siostry, ciocia. Uważam, że cała budżetówka powinna zarabiać więcej, ponieważ dzięki temu w obrocie będzie więcej pieniędzy, co wzmocni naszą gospodarkę.
Natomiast nie mogę zgodzić się na retorykę, w której na szali stawia się promocję uczniów do następnej klasy czy ukończenie szkoły. Karanie uczniów brakiem promocji do następnej klasy z przyczyn innych, niż brak dostatecznej wiedzy, jest niedopuszczalne.
– Zawsze takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie. Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli. To powiedział Jan Zamoyski z 1600 roku. I nadal są prawdziwe – podsumował Marek Krysztofiak.