W tym roku już po raz ostatni spotkaliśmy się z awangardowym małżeństwem. W Płockiej Galerii Sztuki w piątkowy wieczór, w trakcie finisażu „Blow – up an Idea” znów mieliśmy okazję poczuć tę niepowtarzalną atmosferę intelektualnego eksperymentu, podróży poza granice wszelkich konwencji.
Sama koncepcja tego wydarzenia luźno nawiązuje do filmu „Blow up” (Powiększenie) Michalangelo Antonioniego z 1966 roku. W największym skrócie rzecz ujmując, intryga tego obrazu zawiązuje się w chwili, kiedy fotograf bacznie obserwując wykonaną przez siebie fotografię pary całującej się w parku dostrzega nagle przerażający szczegół – z zarośli ktoś wysunął rękę uzbrojoną w pistolet.
Ten prawie niedostrzegalny skrawek rzeczywistości, zupełnie nie przystający do idyllicznej wymowy ujęcia w jednej chwili nabiera kapitalnego znaczenia i zawiązuje akcję, przewraca nasze wyobrażenie o tym, co tak naprawdę wydarzyło się w parku.
Nawiązania do wątku detektywistycznego czy też sensacyjnego, gdzie fabuła budowana jest w oparciu o niespieszną, dokładną analizę skrawków, z pozoru nieistotnych drobiazgów jest tu nie bez kozery; tak właśnie funkcjonuje themersonowska koncepcja poznania świata – poprzez ułamki, odpadki, z pozoru nic nie warte śmieci, a nawet błędy i aberracje, które jak się potem okazuje, urastają do rangi najistotniejszego składnika, jądra, prawdziwego sedna rzeczy.
Warto w tym miejscu powołać się na słowa Stefana Themersona, który wielokrotnie wspominał pewien epizod, którego doznał w płockim kinie: „Przed autorem niniejszej historii za jego młodych lat (…) szmyrgnął przez ekran metr szmelcowej taśmy o zadrapanej emulsji. Ekran zabłysł, zadrgał jakimś innym, własnym życiem i zgasł. Niechlujny mechanik połączył pewnie tym metrem szmelcu dwie szpule. Pochwałę niechlujstwa chcę pisać.
Pochwałę niechlujstwa, które rozrywa szablon, które jest bliższe chaosu, pochwałę przypadku i niechlujstwa, które sypiąc z worka bez wyboru, daje szansę ujrzenia ukrywanej i pomijanej prawdy temu, kto chce zobaczyć.”
Lecz jak wyrwać się z konwenansu, stereotypu, schematu, jak pokonać konformizm myślenia, poczuć swobodę przepływających myśli, zagłębić się bez reszty w przestrzeniach wyobraźni, poszukać własnego rozwoju fabuły? Pewne wskazówki może nam właśnie podsunąć „Blow up an Idea!”.
Organizatorzy wystawy zadbali o to, aby nic nie było do końca oczywiste, podane na tacy. Na warsztat wzięto zatem prace, które zostały wyróżnione w konkursie „Ulica Themersonów” w ciągu ostatnich pięciu lat, z kolei inni autorzy dokonali ich eksperymentalnej interpretacji wykorzystując do tego celu rozmaite media: film, fotografię, a przede wszystkim drut jako tworzywo instalacji przestrzennych. Zaskakujące efekty tych artystycznych poszukiwań możemy obejrzeć w „Galerii Kreski”, która przeistoczyła się w komnatę zagadek. Widz na własną rękę, posiłkując się swą intuicją i wrażliwością musi się podjąć, niczym Sherlock Holmes rozwikłania artystycznej szarady, odnalezienia symboli – kluczy skompilowanych w nowej formie.
Na wystawie „Blow up an Idea!” zaprezentowano prace Marcelego Adamczyka, Anity Błażejewskiej, Ewy Brudny, Agnieszki Cioch, Agnieszki Gogoli, Ewy Gołojuch, Katarzyny Kulikowskiej, Daniela Le Hai, Aleksandry Miklas, Olgi Naliwajko, Piotra Naliwajko, Weroniki Pakuły, Jozefa Pilata, Filipa Wojciechowskiego, Michała Wolfa.
Jednakże dla uczestników piątkowego finisażu przygotowano jeszcze jedną grę wyobraźni; nawiązując do tak charakterystycznego dla Franciszki Themerson rysunku konturowego mogli oni samodzielnie, posługując się przygotowanymi matrycami wygiąć z drutu kształty psa lub kota… a może obrys zaginionego kontynentu, czy też trasę wspinaczki na Mont Everest? Wszystko przecież zależy od interpretacji, punktu widzenia, swobody naszego wyboru.
Jedno jest pewne, organizatorzy tego wydarzenia nie zbudowali Themersonom kolejnego pomnika, nie ułożyli wzniosłego dytyrambu na ich chwałę, postarali się tymczasem o to, aby ich koncepcję choćby na chwilę ożywić, wyrwać z obrosłego legendą kanonu dwudziestowiecznej kultury i wprawić ją w ruch, nie ważne jaki – obrotowy, jednostajnie przyspieszony, czy też chaotyczny, bo przecież najistotniejsze w niej jest to, aby rozpuścić wodze fantazji, uwolnić myśli, dokarmić naszą wyobraźnię, poszukać wokół siebie przypadku, pokochać wielorakość i zmianę; sprawić, by życie stało się ekscytujące…
I tak na siłę manipulacja „artystami” przelewek.