[dropcap]S[/dropcap]ytuacji nie uratował również szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz. Po międzynarodowych „osiągnięciach” polskich kiboli, twórczy pomysł socjalizacji opornych siłą był co najmniej mało wiarygodny w kontekście dotychczasowych sukcesów na tym polu naszych niezwykle liberalnych sądów. W konkluzji padło sakramentalne – Trzeba zmienić prawo! Minister jednak pewnie wie, że zmiana niekoniecznie oznacza poprawę, a prawo samo nie skazuje i resocjalizuje, potrzebni są jego konsekwentni wykonawcy, a tych, zgodzicie się Państwo, jak na lekarstwo. I tu pomysły ministra już nie sięgały.
Humorów nie poprawia twarz Jarosława Gowina, bo choć wybory w Platformie przegrał, to już z satysfakcją obwieścił, że dopiero teraz da popalić. Niewdzięcznik odsuwa rękę podaną na zgodę, nie chce zaszczytów i stanowisk. Mało tego – bezczelnie obwieszcza, że będzie kąsał dalej. No, w tych warunkach po prostu nie da się haratać w gałę!
W ostatnim czasie tylko Hanna dwóch nazwisk dawała innym dobry przykład, trzymała fason i wzorem dobrej gospodyni, w kasku na głowie, nadzorowała budowę kolejnego odcinka warszawskiego metra, a nawet rozdawała wprawną rączką darmową kawę. Była wszędzie, gdzie można się było dobrze sfotografować i pozytywnie wpisać w umysły warszawiaków. To się nazywa walka o własny wizerunek! Szkoda tylko, że to, czego w tym felietonie się domagam, czyli pozytywny obraz władzy i w ogóle rzeczywistości via TV, powstało pod groźbą hydry, której na imię referendum. Pomijając intencje, mimo to zaistniała wreszcie w mediach budująca informacja, jakiej przeciętny Polak również potrzebuje.
Niestety, w przeważającej mierze, mamy to, co mamy – serwisy informacyjne stały się kronikami kryminalnymi, przeplatanymi różnego kalibru wpadkami władzy rządowej i samorządowej. Trudno nie popaść w tej sytuacji w ciężką depresję, aczkolwiek z nadzieją oczekuję, że coś się zmieni, ktoś wykona ten pierwszy krok i powie wreszcie coś na wskroś pozytywnego.
Co w takich warunkach ma począć biedny Kowalski? Pewnie chciałby chociażby naiwnie wierzyć, że ktoś o niego dba i zabiega, wspiera i troszczy się, żeby zapewnić mu choć maleńką stabilizację i w miarę przewidywalną przyszłość. Tymczasem z opłaconego ciężką krwawicą telewizora wciąż wyziera i straszy go obraz degrengolady, ogólnej katastrofy i beznadziei. Jak w tej sytuacji uchronić się od poczucia obezwładniającego osamotnienia, bezsilności i odrzucenia? Wszystko wisi nad cywilizacyjną przepaścią i dziw tylko, że jeszcze niezmiennie jakoś trwa i to od milionów lat.
Jednakże, żeby nie popaść w ciężką depresję naprawdę potrzebna jest nieugięta siła woli i powtarzanie sobie w myślach, jak zdrowaśki – przecież nie jest tak źle…