REKLAMA

REKLAMA

Kulisy powstawania reportażu o płocczaninie w Norwegii

REKLAMA

Przeczytajrównież

Reportaż, który opublikowałem dwa tygodnie temu, okazał się strzałem w dziesiątkę. Zdaje się, że płocczanom brakuje tego typu formy dziennikarstwa. Nas to bardzo cieszy i zapewniamy, że często będziemy sięgać do różnych rodzajów reporterskich. Przygotowania do reportażu z Oslo, który możecie przeczytać TUTAJ, rozpoczęliśmy już na początku lutego. Poznajcie jego kulisy.

Pierwotnie miał to być materiał o płocczanach w Norwegii. Daliśmy nawet ogłoszenie na największym polonijnym portalu, odzew był niestety słaby. Na początku na ogłoszenie odpowiedziało kilka osób, które w trakcie rozmów nt. reportażu zrezygnowały.

Niektórzy bali się mówić otwarcie o swoim życiu i problemach. Tłumaczyli, że „rodzina i przyjaciele uważają, że w Oslo jest im cudownie, a prawda jest zupełnie inna”. Woleli tego nie ujawniać i nie narażać się na „kompromitację” w oczach najbliższych. Tłumaczenia, że chcemy tylko porozmawiać, nie musimy pisać o wszystkim, a reportaż jest formą, w której anonimowość jest często stosowana i mogą w nim wystąpić ze zmienionym imieniem, nie pomogły.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Inni chcieli natomiast zapłaty za udział w materiale. Jedna z osób, w odpowiedzi na naszą wiadomość z pytaniem, czy weźmie udział w naszym reportażu, prosto z mostu odpowiedziała: „Oczywiście, że tak. A ile za to? Bo rozumiem, że to płatne?”.

Na szczęście odezwała się do nas Ewa, która w Norwegii jest restauracyjną kucharką. Zaproponowała, że ze swoim mężem Jarkiem mogą nam pomóc. Bohaterem naszego reportażu okazał się właśnie Jarek. Miałem pisać reportaż o obojgu, lecz po zebraniu materiału na temat Jarka okazało się, że jest go tyle, że w zupełności nam on wystarczy.

Po kilku rozmowach i omówieniu wszystkich szczegółów, umówiliśmy się z płocczaninem. Ja także musiałem wstać wtedy o 4.30 rano. Jarek na rozpoczęcie pracy dał mi odblaskowy kombinezon roboczy, który miał przede wszystkim sprawić, że będę widoczny dla kierowców.

Dotarliśmy do bazy. Jarek zaprosił mnie do wnętrza siedziby firmy. Przechadzaliśmy się wąskimi korytarzami, które przypominały te z polskich urzędów. Dotarliśmy do automatów. Naprzeciw siebie ustawione były dwa: jeden z kawą, herbatą, czekoladą; drugi z napojami gazowanymi. Ciepłe napoje były za darmo, natomiast zimne płatne, lecz o połowę tańsze niż w sklepach. – To ze względu na to, że to automat firmowy. W takich jest taniej – tłumaczył Jarek.

Ruszyliśmy w trasę, wstępując po drodze po pomocnika Jarka, Michała. Jechaliśmy przez puste autostrady Oslo w kierunku centrum.  Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę w kabinie jego śmieciarki była nowoczesność. Panel nad głową kierowcy miał wyświetlacz i kilka guzików, służących do obsługi prasy, oświetlenia itd. Obok niego swoje miejsce znalazł mały monitor, który przekazywał obraz z kamer umieszczonych na zewnątrz pojazdu.

Wjechaliśmy na rejon. W oczy rzucał się zaparkowany przy chodniku opel. Obok stał słupek, wysoki gdzieś na półtora metra. Na jego szczycie znajdowała się niebieska, świecąca obręcz. Samochód był z nim połączony kablem. To Opel Ampera, samochód elektryczny, który właśnie ładował się w jednym z punktów. Takich stacji elektrycznego ładowania jest w Oslo bardzo dużo, są one darmowe. Powstają nawet specjalne parkingi dla samochodów elektrycznych.

Oslo (1)

W klapę szyberdachu włożona była dziwna tablica, na której można było pisać. Widniał na niej napis „Nie karm wilka…”. – Miało być „Nie karm wilka nienawiści”, ale dół jest wadliwy i napis znika – tłumaczył Michał. – To jest cytat z filmu. Spodobał mi się, bo odnosi się do naszej roboty. Przede wszystkim musimy ze sobą współpracować, więc nie ma tu miejsca i czasu na złość. Po drugie, staramy się nie wkurzać na kierowców i pieszych… A oni są tu specyficzni. Piesi w ogóle nie patrzą na drogę, po prostu przechodzą przez ulicę, a niektórzy kierowcy jeżdżą jak kaleki, muszą zachować szczególną uwagę.




Oslo (2)

W poprzek ulic Oslo przewieszone są kable, na których znajduje się miejskie oświetlenie. Jest to dobre rozwiązanie, oszczędzające dużo miejsca na wąskich ulicach stolicy Norwegii. Wygląda to efektownie, bo w Polsce jest to rzadki widok.

Oslo (3)

Jarek proponuje, żebym sam sprawdził, jak to jest być śmieciarzem. Pierwsze wrażenie: jest to cholernie ciężka robota. Po 15 minutach biegania na moim czole pojawiły się krople potu. Wyciąganie pojemników, zaprowadzanie do ciężarówki i odprowadzanie wydaje się być proste. Rzeczywistość, jak zwykle jest inna. Trzeba mieć bardzo dużo siły, żeby ciągnąć po dwa śmietniki wypełnione po brzegi. Na oko ważą one nawet kilkadziesiąt kilogramów.

Oslo (4)

Poza tym, jest dużo biegania. Do każdego pojemnika trzeba dotrzeć pieszo, więc w ciągu dnia pomocnik robi kilkadziesiąt kilometrów na nogach. Kierowca jest w innej sytuacji. On musi wsiadać i wysiadać z ciężarówki, aby podjeżdżać pod kolejne punkty. To też nie jest takie proste.

W trakcie jednego z takich biegów, kiedy odprowadzałem już kolejny pojemnik, nie zauważyłem oblodzonej nawierzchni na jednym z podwórek. W jednym momencie zobaczyłem zalegający na nim lód z bliska. Mówiąc krótko: wyrżnąłem orła. Był to niefortunny upadek, bo jego skutki odczuwam do dziś. Przewróciłem się na prawą rękę, która została nieźle zbita. Tego dnia czekała mnie jeszcze wizyta na norweskiej urazówce z podejrzeniem złamania.

Koniec końców wszystko się udało. Zebrałem świetny materiał, przekonałem się, że ta praca jest naprawdę ciężka, a życie za granicą nie jest takie proste. No i, przede wszystkim, artykuł cieszy się ogromnym zainteresowaniem, co pokazuje, że płocczanie chcą takich tematów. Osobiście bardzo się z tego cieszę, bo uwielbiam reportaże. Namiętnie czytam je w Dużym Formacie, ale po raz pierwszy spróbowałem własnych sił w tej formie.

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, maile i wiadomości. Co dziwne, nie było w nich krytyki. Jest to dla mnie jeszcze większym wyróżnieniem, ponieważ w głębi duszy przygotowywałem się na tę krytykę. Chyba byłem dla siebie bardziej krytyczny niż Czytelnicy.

Kolejne reportaże wkrótce. Mamy już kilka pomysłów, ale cały czas czekamy też na Wasze. Piszcie do nas na adres redakcja@petroecho.pl

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Komentarze 2

  1. Paweł says:

    Super artykuł. Gratulacje dla autora tekstu, ale przede wszystkim dla Pana Jarka. Sam poszukuję pracy jako kierowca śmieciarki lub ładowacz w Norwegii, mam 6 lat stażu i lubię to robić. Nie wstydzę się roboty która nie jest łatwa, o czym przekonał się autor tekstu. Zmieniają się również czasy, kiedyś „śmieciarza” postrzegano tzw. nieuka, pijaka, brudasa. Czasy się zmieniły, coraz nowszy sprzęt, załogi śmieciarek inteligentne :D Sam posiadam wyższe wykształcenie, ale ostatnio do załogi przydzielono mi chłopaka który jest mgr inż ochrony środowiska, ma skończoną podyplomówkę z technologi wód i odpadów. Najgorsze jest, że ta praca w Polsce jest dalej słabo płatna, wspomniany kolega otrzymał 1200 zł wypłaty.
    Mam nadzieję, że się kiedyś odważę i wyjadę za lepszym życiem do Norwegii i spotkam Pana Jarka i przybijemy sobie piątkę. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU