W niedzielę rano odbyło się długo wyczekiwane Grand Prix Australii. Celem Roberta Kubicy było przejechanie całego wyścigu i to się udało. Chociaż nie było łatwo – bolid Polaka miał między innymi uszkodzoną podłogę i spojler.
Po wyjątkowo trudnych testach i kwalifikacjach, spowodowanych ciągnącym się od ponad roku kryzysem w zespole Rokit Williams Racing, Roberta Kubicę i George’a Russella czekało proste zadanie na wyścig na torze w Melbourne. Z racji braku części zamiennych i niedopracowanej konstrukcji, jedynym zadaniem dla kierowców Williamsa było przejechanie bezpiecznie całego wyścigu i testowanie bolidu.
Robert Kubica startował z ostatniej, 20. pozycji, co niespodziewanie okazało się stresujące dla Polaka. Kierowca po wyścigu przyznał, że nie widział świateł sygnalizujących start wyścigu. Powodem tego niecodziennego problemu okazały się nowe, większe tylne spoilery, które zasłaniają sygnalizację świetlną kierowcom z końca stawki.
Niewidoczne światła startowe okazały się dopiero początkiem problemów naszego rodaka. W pierwszym zakręcie Pierre Gasly z zespołu Red Bull Racing zderzył się z Polakiem i pozbawił go przedniego spojlera. W tej sytuacji Robert Kubica musiał zjechać na „pit stop”, gdzie założono mu używany spoiler… gdyż Williams nie miał nowej części zamiennej.
W rezultacie Robert Kubica już na pierwszym okrążeniu stracił równowartość prawie całego okrążenia do reszty stawki. Resztę wyścigu musiał jechać bolidem z uszkodzoną wcześniej podłogą i przednim spoilerem w nie najlepszym stanie.
Polak, o ile dojechał na metę wyścigu na 17. pozycji, to awansował tylko ze względu na to, że Williams stworzył wolny, ale tradycyjnie niezawodny bolid. Trzech kierowców z wyścigu wyeliminowały awarie.
Co dalej?
Po wyścigu zarówno kierowcy, jak i inżynier z Williamsa przyznali, że już prawdopodobnie znają przyczynę złego sprawowania się bolidu i będą intensywnie pracować nad jego poprawieniem. Prawdopodobnie na następny wyścig kibice będą mogli przynajmniej liczyć na to, że zespół przygotuje już odpowiedni zapas części zamiennych.
W tej sytuacji Robert Kubica i George Russell nie będą już musieli przesadnie ostrożnie obchodzić się z bolidami, co z pewnością przełoży się na poprawę czasów. Jest również szansa, że inżynierowie przygotują pierwsze poważniejsze poprawki w konstrukcji bolidu. W rezultacie kierowcy Williamsa 31 marca w Bahrajnie już nie powinni tak bardzo zostawać w tyle względem reszty stawki.
Realnym wydaje się, biorąc pod uwagę stratę do reszty zespołów i rozmiary kłopotów Rokit Williams Racing, że zespół Polaka zacznie nawiązywać walkę z pozostałymi najwcześniej za trzy wyścigi. Należy pamiętać, że pozostałe zespoły również cały czas intensywnie pracują nad ulepszaniem swoich bolidów.
Pozostaje mieć nadzieję, że dzięki legendarnemu zmysłowi technicznemu Roberta Kubicy i wsparciu finansowemu PKN ORLEN, drugi najbardziej utytułowany zespołów w historii Formuły 1, mający na swoim koncie aż 9 tytułów mistrza świata, odbije się od dna. Rywalizację w Formule 1 można oglądać za darmo na TVP Sport.
Wspomnijmy przy tym, że Polaka docenił za powrót słynny Jeremy Clarkson, jeden z prowadzących kultowy program „Top Gear”, a obecnie „The Grand Tour”. W ostatnim odcinku poświęcił uwagę Robertowi Kubicy, przypominając jego wypadek.
– W ten weekend wrócił do bolidu Formuły 1. I muszę powiedzieć, że to coś pięknego – powiedział Clarkson, co spotkało się aplauzem zgromadzonej publiczności.