Gdy gasną światła i zapada mrok, nie czujemy się już tak pewnie, jak w świetle dnia. Gdy jeszcze do tego znajdziemy się w miejscu z długą, naprawdę bardo długą historią, możemy poczuć mrowienie na skórze i miękkość kolan. Niby tego nie lubimy… a jednak nas pociąga. Tym razem mogliśmy przekonać się o tym, jak tajemnicza jest Małachowianka, gdy niemal nikogo w niej nie ma, jest ciemno, a zewsząd czają się mary przeszłości…
Liceum Ogólnokształcące im. Marsz. Stanisława Małachowskiego w Płocku, bardziej znane jako Małachowianka, powstało w 1180 roku i działa od tej pory nieprzerwanie. Jest najstarszą szkołą w Polsce i jedną z najstarszych w Europie. Można ją zwiedzać, ale jak dotąd odbywało się to raczej standardowo, za dnia. Do czasu, kiedy Biuro Turystyczne „Duces Mazovie” oraz Towarzystwo Wychowanków, Wychowawców i Przyjaciół Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Marsz. St. Małachowskiego nie zaprosiło wszystkich zainteresowanych na wieczorny spacer z latarkami po ciemnych korytarzach dawnej kolegiaty św. Michała – obecnie Małachowianki.
Poszliśmy więc na podbój świata cieni i duchów, w kilkuosobowych grupach, przyświecając sobie drogę latarkami. Organizatorzy wymyślili także quizy, zagadki i szukanie wskazówek, jak wydostać się z mrocznych zakamarków.
– Będzie ciekawie, tajemniczo, a czasami nawet strasznie! – podkreślali pomysłodawcy.
Przyszliśmy o czasie, wpisaliśmy się na listę. Tak, jak podczas znanych już płocczanom eskapad po szkole. I wtedy stała się rzecz nieoczekiwana. Niemal cała grupa, mająca z nami zwiedzać podziemia, nie dotarła na miejsce. Tłukliśmy się więc po mrocznych korytarzach naprawdę samotni. No, może nie licząc towarzyszących nam zjaw…
Pierwsza zagadnęła nas Dobiechna, wdowa po Wojsławie, opiekunie Bolesława III Krzywoustego. Prawdopodobnie fundatorka szkoły. Ona jeszcze nie była taka przerażająca, jak kościotrup, na którego natknęliśmy się w wąskim korytarzu. A gdy nagle z zaułka wyłoniła się paskudna wiedźma, naprawdę bardzo niemiła, szczególnie jak dzieci przyświeciły jej latarką w oczy… zrobiło się doprawdy trochę strasznie.
Była jeszcze biała dama, wlokąca za sobą łańcuch. Przed aulą, będącą niegdyś także i kaplicą, kręcił się pokrzykujący woźny, wypytując, sprawdzając i świdrując nas wszechwiedzącym spojrzeniem, którego uczniowie chyba na każdej półkuli Ziemi nie znoszą. W podziemiach, przy dźwiękach zawodzeń i pieśni chóralnej, czekał na nas mnich Zakonu Świętego Benedykta w prawdziwej średniowiecznej opończy!
Na koniec, zmaglowani przez niezmordowaną nauczycielkę z tematu „czegośmy się nauczyli”, zakończyliśmy wędrówkę.
Dreszczyku zwiedzaniu dodawały nie tylko ciemności, od czasu do czasu rozjaśnione strumieniem malutkiej latarki, ale i upiorne odgłosy wleczonych łańcuchów, stuków, uderzeń, śpiewów, zawodzeń.
Aurę niesamowitości udało się ująć na fotografii. Zachęcamy do obejrzenia, a jeszcze lepiej do nocnego spaceru po historycznej szkole. Tam naprawdę jest co nieco do zobaczenia, nawet gdy światło gaśnie…